GzK-23.01.2021.

Na zdjęciu Wioletta Suzańska – Autorka tekstów o Pstrążnej i Ewangelikach Reformowanych

_________

Poniżej zamieszczamy część 2 – z cyklu artykułów Wiolety Suzańskiej  o Ewangelikach Reformowanych na Pstrążnej.
Autorka,  od urodzenia mieszka na Pstrążnej, a historia wsi ma głęboki związek z Jej przodkami, którzy przyczynili się w znacznej mierze do jej powstania.  Od 5 lat jest Prezesem Kolegium Kościelnego w Pstrążnej i przez najbliższe tygodnie będzie 
dzielić się z nami wiedzą na temat historii, a także relacjonować na bieżąco wydarzenia dotyczące Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Pstrążnej. 

 

 

___*___
PSTRĄŻNA I EWANGELICY REFORMOWANI
Część 2

Trudne czasy w Pstrążnej

 

Mieszkańcy Pstrążnej posługiwali się na co dzień językiem czeskim, a właściwie gwarą czeską. Także działające we wsi szkoły początkowo miały charakter czeski. Jednak nacisk germanizacyjny ze strony pruskiej administracji nasilał się i ostatecznie w 1866 roku zakazano nauczania w tym języku. Dotyczyło to również nabożeństw. Władze pruskie surowo karały ludzi za łamanie przepisów związanych z germanizacją.  Pstrążniacy nie ulegli tej presji. W domach rozmawiało się po czesku. Ewangelicy spotykali się wieczorami na wspólnych modlitwach i czytaniu Biblii.

Pastor Josef Arnošt Bergmann

Pastor Bergmann przebywał w Pstrążnej 19 lat, aż do roku 1849. Z powodów czysto politycznych wyjechał wraz z rodziną do Ameryki. Dzięki jego „Letopisom”, czyli kronice zatytułowanej „Roczniki ewangelicko-chrześcijańskiej miejscowości Pstrążna” dowiadujemy się o powstaniu wsi i o codziennym życiu jej mieszkańców. Jak pisze Wolfgang Berndt, wyjazd Bergmanna oznaczał dla Pstrążnej i okolic ogromną stratę. Pamięć o tym duchownym pozostanie na zawsze. Po Bergmannie urząd  duchownego pełnili w Pstrążnej na przemian pastorzy luterańscy i reformowani, którzy przybyli głównie z Czech. Wśród nich byli między innymi: Josef Chlumsky, Hugo Teodor Sikora, Karol Michael, Edward Kaiser, a także Martin Hoffmann. Ze względu na zdecydowaną większość pastorów luterańskich wprowadzono katechizm i porządek nabożeństw według tego wyznania.

Zdjęcie młodzieży po akcie konfirmacji – świadomego przystąpienia do kościoła z roku 1928.
Na zdjęciu z pastorem luterańskim, który wówczas pełnił posługę duszpasterską

 

Protesty wiernych i przytłaczana świadomość reformowana spowodowały, że 27 grudnia 1926 roku Konsystorz podjął decyzję o obsadzeniu urzędu pastorskiego duchownym reformowanym. Nastały pastor Kaiser odnowił stare reformowane zwyczaje. Zadecydowano, że Wieczerza Pańska będzie udzielana wyłącznie pod postacią chleba łamanego i wina, do nauczania religii posłuży „Katechizm heidelberski”. Tak pozostało do dnia dzisiejszego.

W 1932 roku nasilała się germanizacja i Niemcy nie uznawali czeskiej tradycji. W tych trudnych czasach mieszkańcy Pstrążnej wspierali się wzajemnie, a wiara przodków była dla nich drogowskazem. Opoką dla ewangelików stał się nowo przybyły pastor Martin Hoffmann (1933), który podobnie jak Bergmann, wniósł wiele dobrego w gminie ewangelickiej. 

 

Kilka słów o pastorze Hoffmannie

Pastor Martin Hoffmann

Martin Hoffmann urodził się w 1908 roku w Wiktorii, w Kamerunie, jako syn szwajcarskich misjonarzy. Ojciec jego, Jiri Hoffmann, pochodził ze Strzelina i mówił po czesku. W wieku trzech lat młody chłopiec, który źle znosił klimat, musiał wyjechać z Kamerunu. Zaopiekowała się nim siostra ojca mieszkająca w Strzelinie. Tam młody Martin poznał braci czeskich. Wzrastając między nimi, gorliwie uczył się języka czeskiego. Wiara jego przodków stała się dla niego wzorem. Po ukończeniu gimnazjum strzelińskiego zaczął studiować teologię i slawistykę na Uniwersytecie Wrocławskim.  Na duchownego ewangelickiego został ordynowany 7 listopada 1933 roku, a już dwa dni później przyjechał do Pstrążnej jako nowy duszpasterz wiedząc, że żyją tu potomkowie braci czeskich mówiących po czesku. Kiedy wiosną 1933 roku do władzy doszli naziści, położenie chrześcijan, ewangelików, zwłaszcza pochodzenia czeskiego, było trudne. Nazistowski Związek Niemieckich Chrześcijan kolaborował z ówczesną władzą. Duchowni należący do tego związku chrzcili dzieci „w imię ziemi niemieckiej i Fuhrera”. Większość księży przeciwstawiała się temu. Z pełną świadomością konsekwencji, zwiastowali słowo boże na podstawie Biblii, nie mieszając w to żadnej politycznej ideologii.

Wizyta pastora Hoffmanna w 1956 roku. Zdjęcie przed kościołem w Pstrążnej.
Na zdjęciu parafianie z Pstrążnej i Bukowiny – jeszcze w tych latach spora grupa

Tak też postąpił pastor Hoffmann, który uświadamiał parafianom ich bogate czeskobraterskie dziedzictwo. Jako „niepokorny” duchowny został powołany do wojska i odesłany na front w 1943 roku. Znając języki słowiańskie, został tłumaczem języka rosyjskiego i nie musiał walczyć na linii frontu. W 1944 roku uciekł z wojska. Po długiej wędrówce trafił ostatecznie w 1945 roku do Pragi i tam został wciągnięty w prace Komitetu Ziemi Kłodzkiej. W tymże roku wrócił do Pstrążnej, gdzie przywitali go serdecznie rodzina i parafianie. Niedługo potem Hoffmann wraz z rodziną wyjechał do Czech.  Rdzenni mieszkańcy Pstrążnej znaleźli się w bardzo ciężkiej sytuacji. Przybyli Polacy po II wojnie światowej, traktowali tutejszą ludność na równi z Niemcami i stali się dla nich obywatelami drugiej kategorii. Mieli do wyboru: przyjąć obywatelstwo polskie, albo na zawsze opuścić swoje domy. Życie stało się niebezpieczne pod wieloma względami. Pastor Hoffmann chcąc pomóc ludności pochodzenia czeskiego, miał przeprowadzić referendum, co ostatecznie spowodowało, że polskie władze aresztowały go i w lutym 1946 roku trafił do więzień we Wrocławiu, Kłodzku, Warszawie. Po interwencji premiera czeskiego Fierlingera, po pół roku został zwolniony i odesłany do Pragi. W 1946 roku został duchownym czesko braterskiej parafii w Šonovie w Czechach. Następnie w 1952 roku wyjechał do Niemiec, gdzie pełnił funkcję pastora w parafii  ewangelickiej w Bisses. Prowadził audycje radiowe o tematyce religijnej i ewangelizacyjnej, pracował w Misji dla Południowo-Wschodniej Europy w Siegen. Nigdy nie zapomniał o swoich parafianach z Pstrążnej. Tym, którzy wytrwali i pozostali w imię swojej małej ojczyzny i wiary, pomagał wysyłając paczki żywnościowe lub pieniądze. Także kilkakrotnie odwiedził swoich wiernych. Ostatni raz był obecny na uroczystościach 125 – lecia kościoła ewangelickiego w 1973 roku, gdzie wraz z księdzem Zdzisławem Trandą i księdzem Jaromirem Stradalem, poprowadził nabożeństwo.

Na zdjęciu ks. Zdzisław Tranda (przyjeżdżał do Pstrążnej z Zelowa) i ks. Martin Hoffmann – 1956 rok

Pastor Martin Hoffmann powiadał, że Pstrążna  była jego pierwszą miłością. Kochał ten zbór, kochał Ziemię Kłodzką i nigdy nie miał za złe Polakom tego, co uczynili. Cieszył się, że po latach wrogości, trzy narodowości: czeska, polska i niemiecka, utrzymują ze sobą przyjacielskie kontakty. Zmarł w Bisses w wieku 95 lat.

Ewangelicy w Pstrążnej po II wojnie światowej – zachęcam do przeczytania następnego artykułu.
Pozdrawiam Wioleta Suzańska

Na zdjęciu z prawej –  Szkoła ewangelicka w Pstrążnej. Budynek stoi do dziś. Obecnie nr 21
Zdjęcie II – Szkoła katolicka w Pstrążnej. Niestety budynek został rozburzony i w to miejsce pan Maciejewski wybudował pensjonat

*
___*___

Pamięci
Dr Sabine Stanisławie Chobian-Cheron

We Francji zmarła dr Sabine Stanisława Chobian-Cheron, postać znana w światowej Polonii, lekarz medycyny i pisarka, autorka książki „Wędrowne maki”, w której opisała deportację Polaków do Kazachstanu.
Była członkiem bliskiego nam Stowarzyszenia Polskich Autorów, Dziennikarzy i Tłumaczy w Europie z siedzibą w Paryżu.
Została pochowana w Nancy 23 stycznia 2021r.
Dobrze zasłużyła się kulturze polskiej.

Redakcja GzK
Członkowie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Kudowie-Zdroju
*
__________

 

___*___
Z życia Rady Miejskiej Kudowy-Zdroju

Adam Frankowski

Styczeń 2021 r.

Styczeń pomału dobiega końca, a w Radzie Miejskiej Kudowy-Zdroju brak aktywności, cisza w komisjach, ani „widu”, ani „słychu” o terminie sesji. Jednakże nie można powiedzieć, iż tak zupełnie nic się nie dzieje, gdyż odbywają się aktualnie w naszej gminie konsultacje społeczne dotyczące sposobu rozliczania opłat za śmieci. Będziemy płacić nadal od osoby, bądź opłatę będziemy wnosić według zużytej wody. Zastanówmy się i nie zapomnijmy wypełnić ankiety.

W wielu rozmowach z mieszkańcami, wielokrotnie byłem pytany co się dzieje w naszej kudowskiej oświacie po unieważnieniu przez Wojewodę Dolnośląskiego decyzji Burmistrza Kudowy-Zdroju  o powołaniu nowego dyrektora szkoły. Pytanie to powinno być zadane bezpośrednio Pani Burmistrz, ale rozumiem, że jako członek Komisji Oświaty i Spraw Społecznych powinienem być zorientowany, a zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Oficjalnie na żadnej z licznych komisji w grudniu 2020 roku nie poinformowano mnie na powyższy temat i w związku z tym po jednej  z nich zadałem to pytanie bezpośrednio Pani Burmistrz, która jak się okazało odwołała się do Sądu od decyzji Wojewody Dolnośląskiego. Tak więc to sąd administracyjny rozstrzygnie, czy pani dyrektor Zespołu Szkół Publicznych w Kudowie-Zdroju jest nadal dyrektorem szkoły.

W przypadku ponownego konkursu życzę pani dyrektor powodzenia, oraz aby następnym razem nie była jedynym kandydatem, gdyż w takim przypadku jest się pierwszym i ostatnim, wygranym i jednocześnie przegranym kandydatem, a napewno nie wiadomo czy najlepszym. Adam Frankowski.
_______________

___*___
POSŁANIE SĄSIEDZKIE

Miło nam przedstawić sprawę wyjątkową i doniosłą, która ma swoje korzenie w Kudowie Zdroju, a obejmuje przestrzeń – bez przesady – we  wszystkie strony świata. Współczesny świat potrzebuje pokoju i dobrego sąsiedztwa. Historia pozostawiła nam wiele trudnych spraw po wielowiekowych wojnach, uciskach i zniewoleniach.  Od II wojny światowej minęło 75 lat, upłynęły trzy pokolenia, tamtych winnych za powstałe zło już nie ma, a nowe pokolenia nie mając z tym złem nic wspólnego nie powinny być z tym dawnym złem kojarzone. Dobry przykład wyjścia z tego zaklętego koła zła i obciążania winą dało Orędzie Biskupów Polskich do Biskupów  Niemieckich z 1965r na zasadzie „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

Na zdjęciu – Spotkania Dunajowskie w 2016r.
Mieszkańcy Dunajowa, naukowcy ze Lwowa, duchowieństwo grecko-katolickie i rzymsko-katolickie. Spotkaniom przewodniczy  Rektor Uniwersytetu Politechniki Lwowskiej prof. dr Jurij Bobało, drugi z lewej strony. Wśród uczestników Polacy z Kudowy Zdroju, Wrocławia i Wałbrzycha.

Kudowa Zdrój – ze względu na swoje położenie nadgraniczne i na styku różnych kultur narodowych – ma jakby szczególną rolę  w budowaniu mostów i dobrego sąsiedztwa. Po II wojnie światowej w Kudowie osiedliło się wiele rodzin z tzw. kresów wschodnich, z ziemi lwowskiej, wołyńskiej, tarnopolskiej i stanisławowskiej, co wzmocniło zainteresowanie kontaktami z Ukrainą. Dowodem tego jest fakt,że Szpital Rehabilitacyjny Hematologiczny dla dzieci ,,Orlik” rozpoczął swoją działalność w 1990r od  przyjęcia jako pierwszych pacjentów dzieci z okolic  Czarnobyla na Ukrainie, poszkodowanych wybuchem elektrowni atomowej. Pojawiły się nowe dobre kontakty. W latach 2008 i 2009 w Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego w Kudowie na Pstrążnej odbywały się spotkania polskich i czeskich  przesiedleńców z Wołynia i w spotkaniach tych uczestniczyli dziennikarze z Ukrainy. Te spotkania przerodziły się w nieformalne Forum Sudecko-Podolskie, w którym obie strony spotykają się w Kudowie Zdroju i w Borszczowie na Ukrainie. Wreszcie, w 2012r, z Kudowy i równocześnie z Dunajowa na Ukrainie wyszła idea międzynarodowych  Spotkań i Biesiad w Dunajowie, w województwie lwowskim oraz uruchomienia Szlaku Kallimacha Dunajów –San Gimignano, przez Kraków, Kudowę, Pragę- Wiedeń-Wenecję- Rzym do San Gimignano koło Florencji. Wszystko to dobrze funkcjonuje, na Ukrainie  pojawiło się od 2014 już sześć książek związanych z Dunajowem i współpracą polsko-ukraińską.

Na zdjęciu: Delegacja z Dunajowa na Ukrainie  w Kudowie Zdroju pod Pomnikiem Trzech Kultur w 2017 r.
Pierwszy z prawej przewodniczący delegacji prof.dr Wołodymyr Dalik

Jednakże, niektóre wydarzenia w historii polsko-ukraińskiej ciążą nad  dzisiejszymi kontaktami i są pewną przeszkodą w budowaniu dobrego sąsiedztwa na przyszłość. Z obu stron uparcie podtrzymywane są różne złe stereotypy i wzajemne obwinianie siebie. Ze środowiska Forum Sudecko-Podolskiego, z dobrych tradycji „Orlika”, ze   środowiska  Alamanchu Kudowskiego  i Stowarzyszenia Obywatelska Kudowa-OK wyłoniła się 12 stycznia 2021r  inicjatywa wykonania Posłania do Rodzin Ukraińskich od rodzin polskich mających korzenie kresowe –  w 40 rocznicę śmierci Kardynała Stefana Wyszyńskiego, jednego z głównych autorów wspomnianego Orędzia z 1965r według zasady „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Grupa osób tworzących Posłanie powierzyła prowadzenie spraw organizacyjnych związanych z Posłaniem  Zespołowi Organizacyjnemu w składzie: Bronisław MJ Kamiński, Maria Potaszyńska, Krzysztof Chilarski.

Posłanie ma charakter rodzinny, nie ma powiązań politycznych i jest skierowane tylko od rodzin do rodzin, do miejscowości na Ukrainie, z których te polskie rodziny pochodzą. Jest wyrazem bezwarunkowej pokory i skromności, by w duchu Ewangelii podać sobie ręce, w znaku pokoju i pojednania. Po obu stronach zginęli ludzie i  w Posłaniu nie mówi się o wybaczeniu zabójstw w długiej niemal 600-letniej historii polsko-ukraińskiej,  bowiem  to może osądzić tylko Bóg. W Posłaniu, rodziny polskie zwracają uwagę, że ludzie po obu stronach zachowywali się różnie, a  także tak, że lekceważyli zło, byli bierni wobec narastającego zła, tolerancyjni lub nie mieli odwagi  sprzeciwić się złu, ulegali  fałszywym pogłoskom, fałszywej ideologii, itd. Takie zachowania dotyczą tak polskich jak i ukraińskich rodzin, i to trzeba sobie z pokorą wybaczyć. O takie wybaczenie proszą rodziny polskie w tym Posłaniu. Jak to przyjmą rodziny ukraińskie, tego nie wiemy i autorzy Posłania nie stawiają żadnych warunków, pragną jedynie potraktowania ich intencji jako działania w duchu Ewangelii i Pokoju.

Każdy, kto ma w rodzinie korzenie kresowe może być współautorem tego Posłania, dopisując się do niego przez  zgłoszenie swojej woli na zamieszczony adres e mail: (bronislaw.kaminski@interia.pl).

 

Stowarzyszenie Oywatelska Kudowa-OK uznaje to Posłanie za piękny gest, a pokora była i jest najlepszymi drzwiami do spraw trudnych. (Red).

 

_________

***
POSŁANIE DO SĄSIADÓW  UKRAIŃCÓW

z miejscowości


(Np.) Ciemierzyńce, Dunajów, Białe, Wicyń, Pomorzany, Barysz, Nowosiółki, Zubrza,  Stanisławów – Ivano Frankivsk, Sichów -Lwów, Brzeżany,Złoczów, Sniatyń, Krzemieniec,Zubrza, Świrz…itd., itd. (każda miejscowość z Kresów, z której będzie jakaś konkretna rodzina, osoba).

OD POLAKÓW Z RODZIN
pochodzących z tych samych miejscowości.

 

My Polacy, z rodzin związanych w historii z wyżej wymienionymi miejscowościami leżącymi obecnie w państwie ukraińskim, a wysiedlonymi na zachód po II wojnie światowej, zwracamy się do Was i do Waszych rodzin – jako sąsiadów naszych rodzin – z posłaniem pokoju, pojednania i braterstwa. Minęło 75 lat od tamtego historycznego rozstania, wyrosły trzy nowe pokolenia rodzin polskich i ukraińskich i te nowe pokolenia nie mając nic wspólnego z trudną historią sprzed końca II wojny światowej pragną żyć we wzajemnym zaufaniu, dobrym sąsiedztwie, we współpracy, w przyjaźni i w pokoju. W długiej historii naszego sąsiedztwa były chwile dobre i złe. Za te dobre dziękujmy Bogu, bowiem są one naszym umacniającym doświadczeniem i radością. Za te złe zdarzenia zwracamy się do Was o wybaczenie  – według zasady prosimy o przebaczenie i sami przebaczamy –   żeby przyszłość  naszych rodzin była otwarta, pełna nadziei, ufności i dobrej współpracy. Najtrudniejsze zdarzenia z przeszłości, w których zginęli nasi i Wasi krewni pozostawmy do osądzenia Panu Bogu, natomiast my żyjący powinniśmy spojrzeć na to, co możemy osądzić i zmienić  w naszym postępowaniu jako ludzie. W trudnych chwilach ludzie nie powinni być bierni i tolerancyjni  wobec zła, nie powinni ulegać fałszywym pogłoskom, złym opiniom, nie powinni stawać się nacjonalistami lekceważącymi lub niszczącymi czyjeś  uczucia związane z duchowością i kulturą narodową. Tych błędów nie potrafili się ustrzec ani Polacy, ani Ukraińcy i to przyczyniło się do wielu konfliktów. Wyrażamy żal, że  tak się stało. Uważamy, że dla dobrej przyszłości powinniśmy sobie wzajemnie wybaczyć  bierność  i brak odwagi  przodków naszych i Waszych w przeciwstawianiu się złu.  Prosimy o przyjęcie – jako znaku pokoju i pojednania – naszego przeproszenia za zło wyrządzone Waszym rodzinom w przeszłości i idźmy razem ku lepszemu ufnemu sąsiedztwu. Takiej naszej postawie dawaliśmy i dajemy wyraz w działalności w Grupach Dialogu Polsko-Ukraińskiego, w Forum Sudecko-Podolskim, w spotkaniach na Szlaku Kallimacha Dunajów San Gimignano, w spotkaniach w obywatelskich, religijnych i naukowych.

Posłanie to kierujemy do Was w dniu 28 maja 2021r , w 40-tą rocznicę śmierci Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który był jednym, z głównych autorów Orędzia Biskupów Polskich do Biskupów Niemieckich  w 1965r  według zasady „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” i które to Orędzie przyniosło dobre owoce. Niech i to nasze  wyznanie w skromności i w pokorze, zostanie przyjęte przez Was w tym samym chrześcijańskim duchu, jako znak pokoju i pojednania.

Podpisy: podajemy pierwszych dziesięć podpisów i otwieramy listę do podpisów

Bronisław MJ Kamiński – Kudowa Zdrój,  z rodziny Kamińskich z Wicynia
Krzysztof Chilarski – Kudowa Zdrój, z rodziny Chilarskich z Białego, Dunajowa i Nowosiółki
Maria Potaszyńska – Kudowa Zdrój, z rodziny Szurakowskich i Krowickich z Barysza
Andrzej Chady – Poznań, z rodziny Chadych z Białego, Wicynia i Kotowa
Edward Krakowski – Legnica, z rodziny Krakowskich z Ciemierzyniec
Danuta Krakowska – Legnica, z rodziny Irodenków ze Stanisławowa/Ivano – Frankivsk
Kazimierz Ferenz – Kudowa Zdrój, z rodziny Ferenezów  z Sichów-Lwów
Regina Żurakowska-Wunderlich – Kilonia w Niemczech, z rodziny Żurakowskich ze Lwowa

Jan Ferenz – Wrocław Złotniki, z rodziny Ferenzów z Zubrzy
Józefa Pakla –Strzegom, z rodziny Kamińskich, Chadych, Grendyszów z Wicynia
Następne podpisy … 

Posłanie wykonane zostanie  w obu językach polskim i ukraińskim, w wersji papierowej, i przekazane przez cerkwie, kościoły, szkoły i rady gromadzkie w tych miejscowościach. Akceptacje Posłania i zamieszczenie podpisu prosimy zgłaszać do 28 lutego 2021 na poniższy adres e mail: 

Email: bronislaw.kaminski@interia.pl
.        

___*___
O checińskich Żydach

Zenona Dołęgowska

Szanowni Czytelnicy

Dzisiaj chcę Was zaprosić do Chęcin gdzie stoi dawna synagoga żydowska. Ona czeka, czeka na kapitalny remont. Myślę, że już niedługo to się stanie. Teren i budynek nie tak dawno, stał się własnością gminy a więc gmina będzie mogła zarządzać tym obiektem. Projekt remontu już jest, są także unijne pieniądze. Bardzo chciałabym doczekać chwili gdy w budynku tym powstanie muzeum poświęcone Żydom Chęcińskim.

Poniżej zamieszczam jeden z rozdziałów mojej książki „Raj na tej ziemi” poświęcony tej tematyce.

Chęcińscy Żydzi – byli wśród nas

Zastanawiam się, dlaczego wszystko, co związane z Żydami, jest dla  mnie ważne i  tak mi  bliskie. Naprawdę nie wiem, skąd mi  się to  wzięło. Może zaczęło  się wtedy, gdy mama  opowiadała  mi, że jako  mała  dziewczynka  bawiła  się lalką i  na  podwórku, pod ławką umieściła  dom dla  ulubionej lalki. Nie był za ładny, bo  brakowało w nim firanek. Moja mama uznała, że łatwo może zdobyć wymarzone firanki. Podbiegła do pewnego okna, gdzie wiatr wywiał firanki  na  zewnątrz i  po  prostu ucięła tyle, ile było trzeba. Po  pewnym czasie właścicielka  domu zorientowała  się, co  się stało  z  jej firankami i kto to zrobił, przybiegła do mojej babci i zawołała: „Aj waj, pani Baranko, Czesia ucięła mi firanki”. Co się potem działo, nie wiem, ale zapamiętałam, że to właśnie Żydówce moja przyszła mama ucięła firankę. A może zaczęło się podczas wojny, gdy mama szła ze mną do pewnego mieszkania w Sosnowcu przy ul. Modrzejowskiej. Wiedziałam, chociaż miałam nie więcej niż sześć lat, że do tego domu nie należy wchodzić, bo mieszkają tam Żydzi. Mama jednak weszła, dała coś Żydówce, a ona dała mamie za to coś innego. Przed naszym wyjściem powiedziała: „Pani Wolska, nie wiem, czy się jeszcze kiedyś zobaczymy, bo  nas, Żydów  Niemcy przerobią na mydło”. Nie rozumiałam, co to znaczy, było to za trudne dla małego dziecka. A potem długo nosiłam we włosach wstążkę, którą dostałam od tejże Żydówki.

A może wtedy, gdy się dowiedziałam, że te dwa krzesła, które znalazły się w naszym domu, są pożydowskie. A  może wtedy, gdy w  roku 1944 jechałam pociągiem z  siostrą do  znajomych w  Oświęcimiu i  gdy poczułam straszną spaleniznę i  przykry odór, taki  przykry, że trzeba  było  zamknąć okno. Już po  wojnie dowiedziałam się, że przed końcem tej ogólnoświatowej rzezi  Niemcy palili  ludzi  nie tylko  w  piecach krematoryjnych, ale i na stosach. Trzeba było się spieszyć, bo Rosjanie byli tuż, tuż! Może właśnie ten stos palących się ciał żydowskich spowodował, że nie mogę o nich zapomnieć? Jedną z  moich pierwszych powojennych lektur, były Medaliony Zofii  Nałkowskiej, stamtąd dowiedziałam się, co  to  jest zbrodnia przeciw ludzkości. W domu i w szkole mówiło się często o tragedii Żydów w czasach nazizmu. I tak już zostało, chciałam i chcę wiedzieć więcej i więcej o historii Żydów – od czasów najdawniejszych po współczesność. Żydzi w naszych Chęcinach zamieszkali już w wieku XVI. Było ich jednak niewielu. Na  296 domów  zaledwie dwa  domy były żydowskie. Sto lat później Żydzi stanowili już 15% społeczności. W latach następnych przyrost ludności  żydowskiej był jeszcze znaczniejszy, po kolejnych stu latach Żydzi stanowili już większość mieszkańców. Od samego  początku napotykali  na  rozliczne trudności. To  nie wolno było im zamieszkać w mieście, tylko na jego obrzeżach, to nie wolno im było np. handlować suknem dłużej niż sześć lat, produkować alkoholu i  prowadzić wyszynku, w  ostateczności  mogli  sprzedawać tylko Żydom, broń Boże, nie chrześcijanom. Dopiero w roku 1777 uzyskali  prawo  swobodnego  osiedlania  się w  mieście. Z tych i innych powodów  nie zawsze dobrze układały się stosunki między Żydami a chrześcijanami.

Synagoga 

Synagoga  była  budowlą najbardziej przez  nich oczekiwaną. Wspólne modły były nieodzowne dla tej pobożnej społeczności. Dlatego też starano się o zezwolenie na budowę świątyni. Takie zezwolenie otrzymali w roku 1638. Synagoga zbudowana została z kamienia, na planie prostokąta, z dachem czterospadowym łamanym, zwanym polskim. Narożniki  zostały wzmocnione skarpami. Okna  były bardzo  skromne, późnorenesansowe, z  kamiennymi  obramowaniami.
Wnętrza korpusu synagogi przykrywają sklepienia kolebkowo-krzyżowe i kolebkowe z lunetami. W największej sali synagogi zachował się Aron-ha-kodesz, zwyczajnie mówiąc, ołtarz na rodały, zbudowany z czarnego marmuru. Jak w każdej synagodze, tak i tu znajdowała się osobna sala dla kobiet, tak zwane oratorium. Wspólnych modłów dla kobiet i mężczyzn wiara  żydowska  wówczas nie akceptowała. Judaizm reformowany miał pojawić się wiele lat później. Na początku XX wieku wybuchł pożar, synagoga spłonęła, ale dzięki Gminie Żydowskiej ją odbudowano.

Budynek był świadkiem różnych wydarzeń, ale w okresie II wojny światowej doszło do wydarzenia potwornego. W 1942 roku na placu przed synagogą Niemcy zebrali 4000 osób, aby wywieźć ich do obozu koncentracyjnego w Treblince, gdzie razem z innymi zostali zamordowani. I na tym zakończyła się historia Żydów chęcińskich.

Minęło 75 lat odkąd ich nie ma, ale pamięć ciągle jest żywa. By ją zachować, organizowane są uroczystości w  różnych miejscach straceń, szczególnie w Oświęcimiu, ale i w Treblince, miejscu gdzie nasi  chęcińscy Żydzi  byli  zgładzeni.

U nas, w  miejscu ich zamieszkania, każdego  roku organizowany jest Festiwal Kultury Żydowskiej. A i  nam, słuchaczom Chęcińskiego  Uniwersytetu Trzeciego  Wieku sprawy naszych dawnych sąsiadów są bliskie. Koledzy Henryka i Waldemar Gruszka przystąpili do konkursu „Nasi sąsiedzi – Żydzi” organizowanego przez Ośrodek Edukacyjno-Muzealny „Świętokrzyski Sztetl” w Chmielniku, Instytut Historii UJK w Kielcach oraz Instytut Pamięci Narodowej. Z wielkim zainteresowaniem obejrzałam zrealizowany przez  nich film. Byłam wzruszona, film jest niezwykły, żywy i autentyczny. Opowiada o dniu codziennym naszych sąsiadów, o targach, o  handlu, rzemiośle, stosunkach sąsiedzkich, o synagodze i modlitwach, o szabasie i święcie Pesach, wreszcie o getcie chęcińskim i ostatnich dniach tutejszych Żydów. Film nabiera tym większej autentyczności, że występują w nim Chęcińscy Żydzi – byli wśród nas 133 świadkowie tamtych czasów: Rozalia  Kamińska, Kazimierz  Gruszczyński i Edmund Rylski. W końcowych scenach filmu Henia Gruszka wspomina: „Mama mojego męża Janina Gruszka opowiadała mi, że miała koleżankę szkolną Żydówkę o imieniu Rywka, która mieszkała na zachodniej pierzei rynku. Mama nauczyła się krawiectwa od mamy Rywki i po śmieci ojca utrzymywała z krawiectwa czteroosobową rodzinę. Mama  zawsze dobrze mówiła  o Żydach, pomimo  że kamieniarz Ejzyk Sztenchaner ostro konkurował z zakładem kamieniarskim mojego dziadka Aleksandra Gruszki”. I dalej ciągnie swoją opowieść: „Niemcy wyprowadzali zimą Żydów do odśnieżania dróg. Mama zapamiętała fragment piosenki, którą Niemcy kazali śpiewać Żydom podczas tych prac: A nasz Hitler złoty nauczył nas roboty, a ten Śmigły, Śmigły-Rydz nie nauczył nas nic”. W  dalszej relacji  snuje opowieść przekazaną przez  teściową: „Mówiła, że we wrześniu 1942 roku widziała  wyprowadzanie Żydów z Chęcin na stację kolejową w Wolicy. Żydzi płakali i rozpaczali. Wszyscy wiedzieli, jaki los spotka tę grupę mężczyzn, kobiet i dzieci. Serce chciało jej pęknąć z rozpaczy, gdy patrzyła na te matki niosące małe dzieci na rękach i pomyślała, że taki los mógłby spotkać ją i jej małą córeczkę. Łzy lały się strumieniami. W tym tłumie ludzi dostrzegła Rywkę. Prowadziła swoją mamę pod rękę i niosła tobołek”. Nasi  koledzy za  zrealizowany film otrzymali  pierwszą nagrodę ufundowaną przez  europosła  Bogdana  Wenta. Jest nią wyjazd do Strasburga.

Nie tak dawno otrzymałam mail od mojego znajomego Kazimierza Kwasa z Gdańska. Wiem, że pisze książkę także o chęcińskich Żydach. Postanowiłam kilka jego zdań zacytować, gdyż pisze o naszym terenie, o miasteczku nam bliskim – Chmielniku.

„Chmielnik to przecież miasto mojego urodzenia (1936), w którym spędziłem wojnę, a  Żydów  pamiętam do  tej pory, pamiętam dzień ich wypędzenia  z  miasteczka, ten obraz  mam przed oczami, kiedy ich Niemcy wysiedlali i pędzili do kolejki wąskotorowej za miastem, wąski  szpaler Żydów  idących wolno  przed naszymi  oknami, matki z dziećmi na rękach albo trzymających je za rączkę. W tym szpalerze szedł też Mosiek, mój kolega z podwórka. Pamiętam nawet, jak kiedyś wołałem do niego wracając z łąki „Mosiek, zejno blijme” (Mosiek, popatrz kwiatki), pokazując mu kaczeńce. Ten dom jeszcze stoi. Parterowy, na ul. Szydłowskiej 26. Dom już nie ma dachu. Widocznie google uchwycił go w czasie rozbiórki albo remontu. Wysiedlenie Żydów oglądałem z siostrą, z drugiego okna z lewej strony tego domu. Pierwsze, podwójne okno, to w czasie wojny był sklep mojego ojca. W  Chmielniku, jak przypuszczam, 70 procent mieszkańców  było  Żydami. Dzięki  Google’owi  mogę „zwiedzać” rodzinny Chmielnik z satelity i oglądać dom, w którym mieszkałem, a w którym ojciec miał sklep typu śledź, mydło, powidło. Ciekawa jest strona  o  Chmielniku http://swietokrzyskisztetl.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=156&sub=6&subsub=139, którą na  pewno  znasz. Opisana tam jest zagłada, a także wypędzenie i  potem zagłada  Żydów chmielnickich. Mieszkaliśmy niedaleko synagogi w Chmielniku, o której wspominasz. Obok synagogi, pamiętam, był kirkut. Widziałem zdjęcia tego, co pozostało z żydowskiego cmentarza. Dziwne, bo  było  to  prawie w  centrum miasta, a  nasz  cmentarz za miastem (tam pochowany jest mój brat).”

Czytałam ten mail ze wzruszeniem, bo przecież napisał go człowiek będący świadkiem tamtej, jakże bliskiej naszym sercom historii. Po wojnie Chęciny, jak i inne, podobne miasteczka, zostały bez Żydów, a synagogi bez wyznawców. Nasza synagoga zaczęła służyć różnym innym celom – mieściło  się tu kino „Marmury”, miał siedzibę Dom Kultury, była przez jakiś czas salą posiedzeń Rady Narodowej, a potem Urzędu Gminy. W tej właśnie sali w  roku 2004 uroczyście obchodziliśmy z Tadeuszem i innymi mieszkańcami gminy 50-lecie małżeństwa.

 

Aby nie zapomnieć o zbrodni zagłady Żydów –
w Chęcinach od 10 lat organizowane są Festiwale Kultury Żydowskiej,
tak zwany Tryptyk Żydowski.

Rozpoczynają się wielkim marszem młodzieży szkolnej z  Chęcin na  stację kolejową w  Wolicy. Tą drogą 12 września  1942 roku szli  nasi  współmieszkańcy, chęcińscy Żydzi. Płacz, krzyki  i  wrzaski  nazistów  oraz  wystrzały (zabito  kilka  osób) towarzyszyły im do  samego  końca. Ten  marsz to wielka nauka zrozumienia i tolerancji dla nas, ale szczególnie dla młodego pokolenia. Prawie każdego roku jestem na imprezach festiwalowych. Zanim powstało  Centrum Kultury i  Sportu, imprezy związane z tym wydarzeniem odbywały się w synagodze, w szkołach i w Niemczówce. Ostatnio wyremontowane rynki są miejscem, gdzie także gromadzi się społeczność chęcińska, by podziwiać występy różnych zespołów i być świadkiem starych obrzędów i obyczajów żydowskich.

Pamiętam wystawę o  pracy Żydów w  obozie na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim, oraz wystawę pod tytułem „Kieleccy Żydzi”. Oglądałam wiele filmów dokumentalnych i fabularnych, w tym Austerię Jerzego  Kawalerowicza. Niektóre były przerażające, ale jakże prawdziwe. Widziałam przedstawienia teatralne w wykonaniu młodzieży szkolnej na temat obrzędów  ślubnych, ostatnio  przedstawienia wykonane przez Teatr Grodzki, występy zespołu Chmielnikersi z Chmielnika, znany zespół Old Klezmer Trio, spektakl Aj! Waj! Czyli historie z cynamonem w reżyserii Rafała Kmity, podziwiałam niezwykły, pełen filozofii humor żydowski, piękne piosenki śpiewane przed synagogą przez mieszkankę Chęcin Antoninę Gorzelak. W Hali „Pod Basztami” organizowane były warsztaty dla młodzieży szkolnej z zakresu poezji,śpiewu po hebrajsku, historii tego narodu. Widziałam przedstawienie szkolne Od Abrahama po czasy współczesne. Prawie zawsze trzydniowe imprezy kończyły się poczęstunkiem. Jedliśmy potrawy żydowskie przygotowane przez chęcińskich restauratorów. Czasami  otrzymywaliśmy małe upominki. Do  dnia  dzisiejszego trzymam w  domu mały trzosik, który symbolizuje zaradność handlową Żydów. Festiwal Kultury Żydowskiej roku 2017 także rozpoczął się marszem młodych do stacji Wolica. W drugim dniu uroczystości odbywały się głównie na Rynku Głównym. Wystąpił Teatr Zbożowy z Kielc, prowadzony przez małżeństwo Anyżów, z widowiskiem Gęsi na Chęcińskim Sztetlu. Młodzi artyści byli autentyczni i żywiołowi, pięknie śpiewali i tańczyli. A potem na scenie ujrzeliśmy trzy młode dziewczyny zespołu Trio  Mosso, grające muzykę żydowską. Przed wyświetleniem filmów  burmistrz  wręczył uczniom nagrody za  udział w konkursie filmowym dotyczącym pamięci o naszych sąsiadach. Nagrodę otrzymało także małżeństwo Waldemara i Henryki Gruszków, którzy wzięli  udział w  konkursie na ten temat, tyle że organizowanym przez Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach i Ośrodek Edukacyjno-Muzealny „Świętokrzyski Sztetl” w Chmielniku. Jak już wspomniałam, są to  nasi  koledzy z  Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Chęcinach. W  niedzielę, 4 czerwca w  godzinach popołudniowych na Rynku Głównym pojawiło się mnóstwo ludzi. Rynek jakby jeszcze bardziej wypiękniał, świeciło  słońce, na  ustawionych krzesłach i  ławkach wśród bukietów pelargonii siedzieli zaproszeni goście i mieszkańcy. Wszyscy oczekiwali na rozpoczęcie koncertów. Ludzie chodzili między straganami, na których były pamiątki i smaczne jedzenie żydowskie. Ten stragan przygotowały Zelejowianki, wśród których były słuchaczki naszego uniwersytetu Krysia Wilk i Wanda Polańska. Na  początku wystąpili  rodzimi  artyści, potem zespoły spoza  naszego regionu, zespół taneczny z Krakowa Sam Cymes, i już, już miał rozpocząć się występ zespołu Shalom, kiedy napłynęła czarna chmura, zerwał się szalony wiatr, wywracając parasole i namioty, a ludzie rozbiegali się na wszystkie strony. Koncert musiał zostać odwołany. W listopadzie 2017 roku, w miesiącu myśli i zadumy o zmarłych, gmina nasza zorganizowała w Europejskim Centrum Edukacji Geologicznej na  Rzepce wspaniałą konferencję naukową „Żydzi  w  historii i  kulturze Chęcin – przeszłość, pamięć i teraźniejszość”. Wygłoszono  pięć referatów  znawców  tej tematyki, był film naszych kolegów z CHUTW, był obecny rabin z Gminy Wyznaniowej w Katowicach. Dowiedzieliśmy się od burmistrza, że w niedalekiej przyszłości rozpocznie się remont synagogi. A w trzy dni potem odbył się koncert w naszej hali Przy szabasowych świecach w wykonaniu zespołów Sam Cymes i Shalom. Nie milkły oklaski zebranych, bo występy były zachwycające. Wystawa  o  Żydach Kieleckich, którą oglądałam na  Festiwalu w 2014 roku, zrobiła na mnie długotrwałe wrażenie. Na swoim blogu w senior.pl pisałam następująco o Festiwalu Żydowskim w Chęcinach: Każdego  roku w miesiącu wrześniu w moim miasteczku obchodzimy uroczyście dni związane z wyprowadzeniem Żydów  do  obozu koncentracyjnego  w  Treblince. Poza  pochodem młodzieży śladem wypędzonych, są jeszcze inne uroczystości. Staram się w  nich uczestniczyć. Toteż byłam na wykładzie o Żydach kieleckich, a także oglądałam wystawę poświęconą tej tematyce. Rzuciła mi się w oczy wielka  fotografia  młodej Żydówki  z  pięknymi  czarnymi  warkoczami. Potem w  wyszukanych materiałach dowiedziałam się, że jest to Hana G., która mieszkała w getcie kieleckim przy ul. Nowy Świat, stamtąd wywieziona została  do  obozu zagłady. Z Kielc wysyłała listy do  swego  brata, przebywającego  na  zsyłce na  Syberii. Po  wojnie odnaleziono  je i  wydano  w  Izraelu. Uczniowie jednej ze szkół w  Jerozolimie po  przeczytaniu tych listów  postanowili  przyjechać do miasta Hany i zobaczyć dom, w którym pisała, a który zachował się po dzień dzisiejszy. Przyjechali. Nie byłoby w tym opowiadaniu nic dziwnego, gdyby nie pewien przypadek, który napisał jeszcze inny początek tej historii. Na zajęciach z literatury Świętokrzyskiego  Uniwersytetu Trzeciego Wieku, które prowadził prof. Stanisław Żak, omawialiśmy życie i twórczość pisarza  Jerzego  Andrzejewskiego. Moje koleżanki, bardzo  pilne, przeczytały opowiadania tego  pisarza  z  okresu wojny i  opowiadały o przeczytanej lekturze. Chcąc nie chcąc, wyszła problematyka wojny, nazizmu, Żydów itp. Dyskusja była długa i głęboka. Ja, nie chcąc odstawać od prymusek (może nie tylko dlatego), mówiłam na temat sytuacji  obecnej i  o  często  pojawiających się nastrojach antysemickich, ale także o sposobie przeciwdziałania takim postawom. Wszystko w nawiązaniu do młodej Żydówki Hany z wystawy.

Po mojej wypowiedzi nasz profesor pan Stanisław Żak powiedział: „Hana była moją pierwszą miłością”.

Zamilkłyśmy, a on powoli, spokojnie, niemal monotonnie zaczął opowiadać. Przed wojną, ale także w czasie okupacji w Kielcach na Czarnowie (dawnej wsi, obecnie dzielnica Kielc) był folwark. W tym folwarku pracowali moi rodzice, ojciec był stróżem nocnym, matka kucharką. Często przybiegałem, bawiłem się z kolegami, a mama dawała nam coś do zjedzenia. Każdego  dnia  Niemcy przyprowadzali  z  getta  20 żydowskich dziewcząt. Wykonywały różne prace gospodarcze wyznaczone na dany dzień. Na obiad dostawały miskę zupy i kawałek chleba. Przyglądałem im się uważnie. Dwie się wyróżniały. Jedna miała na głowie burzę miedzianych włosów, druga  szczuplutka, niezwykle piękna, dwa czarne, długie warkocze. Ta z warkoczami podobała mi się najbardziej. Tak więc każdego dnia, nawet wtedy, gdy mama kazała zostać w domu, przybiegałem, aby ją zobaczyć. Patrzyłem jak idzie, jak pracuje, jak je, jak się porusza. To była rozkosz dla mego serca i duszy. Wakacje się skończyły. Poszedłem do  szkoły. Pewnego  dnia tak jak zwykle przybiegłem po  szkole na  folwark. Żydówek nie było. Ludzie opowiadali, że Żydzi  wyjeżdżają z  miasta. Nie dałem temu wiary, bo to niemożliwe, abym już nie zobaczył Hany. Pobiegłem pod rampę, która mieściła się tam, gdzie dzisiaj jest Społem, i patrzyłem na bardzo długą kolejkę ludzi, których prowadzono do wagonów. Wypatrywałem Hany przez kilka godzin. Nie zobaczyłem jej. Wróciłem zgnębiony i nieszczęśliwy. Miałem lat 10, a ona 17. Kilka lat temu zaproszono mnie na spotkanie z izraelskimi Żydami. Podczas przyjęcia podszedł do mnie niemłody już człowiek i powiedział: „Słyszałem, że pan znał moją ciotkę Hanę”. I tak zaczęła się nasza znajomość z jej siostrzeńcem. Dziwne i pokrętne są losy ludzkie, prawd

Serdecznie dziękujemy za piękną historię o Żydach Chęcińskich.

To bardzo piękne, że Chęciny rok w rok organizują Festiwale, które przybliżają Młodym kulturę żydowską i pamięć o wielkiej zagładzie tego narodu; poruszyła nas historia z wstążką podarowaną przez Żydówkę, opisy znajomego Kazimierza z Gdańska oraz historia pięknej miłości profesora Stanisława Żaka do Żydówki….
Wszystko to pokazuje, jak ważna jest pamięć, pokora, budowanie pozytywnych relacji.

 

____________________________________

____________________________________

 

Zamieszczamy najnowsze opracowanie Pani Danuty Ułasiewicz, które przygotowane zostało na potrzeby Słuchaczy Uniwersytetu III Wieku w Kłodzku, a które zainteresuje zapewnie również naszych Czytelników- serdecznie dziękujemy.  
Ufamy, że kolejny rok 2021 przyniesie UIIIW w Kłodzku równie owocne dzieła, jak w 2020, co zaowocuje kolejną publikacją tak ważną dla dorobku Ziemi Kłodzkiej.  

 

 

___*___
KARNAWAŁ , ZAPUSTY, A MOŻE MIĘSOPUST ?

Danuta Ułasiewicz
   Kłodzko, 25.01.2021r.

 

         

  Karnawał 2021 wgląda zdecydowanie inaczej niż w poprzednich latach. Nie słyszymy o wielkich balach sportowców, gwiazd telewizji i kina, zabawach przebierańców.
Nie odbywają się bale w wytwornych restauracjach i zabawy w wiejskich świetlicach.
Na nieokreślony termin przeniesiono najsłynniejszy karnawał na świecie w Rio de Janeiro organizowany od XVII wieku, odwołano maskarady w Wenecji, a wszystko za sprawą trwającej pandemii koronowirusa.  Tegoroczne zabawy karnawałowe mogą odbywać się tylko w kameralnym gronie (5 osób nie licząc domowników), ale karnawał trwa !

 

 

Karnawał w Rio odwołany po raz pierwszy od 1912r.                                                                            Karnawał w Wenecji

 

Geneza karnawału nie jest jednoznaczna. Nazwa tego okresu pochodzi najprawdopodobniej od włoskiego „ carne vale” oznaczającego pożegnanie mięsa przed rozpoczęciem wielkiego postu. Już w starożytności urządzano uroczystości ku czci Dionizosa, organizowano Saturnalia podczas których przebierano się, noszono maski , ale karnawał jaki znamy pojawił się we Włoszech w drugiej połowie X wieku. W czasach chrześcijańskiego średniowiecza karnawał oznaczał uliczne zabawy, parady, błaznowanie, folgowanie zmysłom, a rozpusta, pijaństwo i obżarstwo stanowiły normę. Współcześni uważali go za czas szaleństwa, robienia głupot, łamania norm, czasem agresji, profanacji, krytyki władzy, bezhołowia. W karnawale można było robić rzeczy, które w innym czasie były zakazane, nie do pomyślenia, stały w sprzeczności z nauką Kościoła, jednak ani Kościół , ani ówcześni władcy na ogół nie potępiali go.  Rządzący wiedzieli, że lud potrzebuje „chleba i igrzysk” , intelektualiści: Machiavelli czy władca Florencji-Wawrzyniec Wspaniały pisali karnawałowe utwory. W 1444r. grupa francuskich duchownych pisała: „Robimy to żartem, zgodnie ze starożytnym zwyczajem, dzięki czemu przyrodzona w nas głupota może wydostać się na zewnątrz i wyparować”, tak więc księża i zakonnicy przyłączali się do hulanek.

Profesor Wojciech Dudzik w monografii „Karnawał w kulturze” pisze, że karnawał z punktu widzenia Kościoła miał spełniać funkcję dydaktyczną , dając niezwykle plastyczny obraz wszelkich grzechów, od których należało się uwolnić. Czy można jednak uwolnić się w zabawie od grzechu szukając w niej świętości ? Byłby to koniec zabawy. Zatem w karnawale należało czynić rzeczy niezwykłe, wyuzdane, jakże różne od codzienności ! Obżarstwo i pijaństwo wiodło prym !

Zdaniem Petera Burke’a, historyka brytyjskiego nie było w Europie jednego karnawału. Różnice regionalne były spore, a wpływ na to miały pogoda, sytuacja polityczna czy ceny mięsa. W niektórych miejscach zaczynał się w końcu grudnia, w innych od Trzech Króli, ale zawsze trwał do Popielca.

 

Karnawał w Polsce

W Polsce karnawał przyjął się szybko i od razy nabrał swoistego charakteru i rodzimego wyrazu. Dawniej zimy w Polsce były długie, w tym czasie życie w dworach i na wsiach monotonne, dlatego zwyczaj przypadł naszym przodkom do gustu. Pierwsze wzmianki o polskim karnawale pochodzą z XVII wieku , ale tradycja była znana dużo wcześniej. W Polsce nazwę karnawał używali najlepiej wykształceni, większość nazywała go zapustami czyli czasem  gdy nie obowiązują żadne zakazy lub mięsopustem.  W tym czasie w dworach organizowano bale, maskarady, turnieje, reduty, no i oczywiście kuligi.

Alfred Wierusz- Kowalski „ Kulig”

 

Ksiądz Jędrzej Kitowicz tak opisuje kulig: „… szlachta wyprawiała kuligi, które były takowe: dwóch albo trzech sąsiadów zmówili się ze sobą, zabrali żony, córki, czeladź służącą, jechali do sąsiada pobliższego ani nie proszeni, ani go nie przestrzegłszy, by się im nie skrył, albo nie ujechał z domu. Tam go zaskoczywszy nakazywali dać jeść i pić koniom i ludziom, bez wszelkiej ceregieli, póki do szczętu nie wypróżnili mu piwnicy, spiżarni i spichlerza, a gdy już wszystko wyżarli, brali nieboraka ze sobą i ciągnęli do innego sąsiada, któremu podobne pustki zrobiwszy ciągnęli dalej…”Karnawałowe kuligi szlachty bez okowity nie mogły się obyć, a biesiadnicy jak pisał Mikołaj Rej „ czasem i krzyżem padają , a po ziemi się jak bydło walają, lejąc sobie w gardło”.

Maskarady i zabawy na powietrzu organizowali mieszczanie i chłopi. Niekiedy zakładano maski, by zapewnić sobie anonimowość. W miastach często pod koniec karnawału odwiedzano w przebraniach domy, ze śpiewem proszono o podarki, poczęstunek.  Maszkary zapustne miały obudzić wiosnę. Np. w Krakowie ciągano po ulicach kukłę Mięsopusta, a następnie publicznie palono. Chodził też w korowodzie Zapust, ubrany w kożuch wywrócony sierścią do góry, opasany powrósłem z toporkiem w ręku, straszył dzieci, życzył gospodarzom urodzaju i dopraszał  się datków.

Reduty były balami maskowymi organizowanymi na wzór włoski. Strój był dowolny ale obowiązywały maski. Tańczono, plotkowano, grano w karty, obficie korzystano z bufetu. Wytworne towarzystwo przyjeżdżało na reduty by kojarzyć małżeństwa lub na potajemne spotkania kochanków.

 W karczmach zabawy zdawały się nie mieć końca. Kobiety wykonywały tańce na urodzaj, wysoko podkasując suknie skakały przez ławę „pobudzając konopie i len do wzrostu”, taniec mężczyzna przysłużał się owsowi, żytu, pszenicy i ziemniakom. Piwo i okowita lały się strumieniami, a karczmarze zacierali ręce. Przed chałupami stawały postaci diabłów, Cyganów, maszkary zwierzęce: niedźwiedzie, kozły, turonie, bociany, żurawie mające zapewnić szczęście i obfitość plonów.

Ostatki, to dni karnawału od Tłustego Czwartku do wtorku przed środą Popielcową. Świętowano je najhuczniej, a nazywano  też śledzikiem, podkoziołkiem, kusymi dniami, kusakami. Jedzono wtedy i pito tyle, jakby miało to starczyć na cały Wielki Post. Królowało piwo i wódka, tłuste mięsiwo, kasza ze skwarkami, kapusta z mięsem, kiełbasy oraz słodkości: pączki, racuchy, faworki, bliny, a na bogatych stołach torty, pierniki, owoce  w miodzie.

Protoplastą pączka był krepel lepiony z ciasta chlebowego, nadziewany słoniną i cebulą, smażony na smalcu. Ciężkie kreple zamieniły się w słodkie pączki w XVII wieku. Powiadano, że należy tyle razy spróbować różnych przysmaków ile razy kogut ogonem ruszy. Pod koniec karnawałowych zabaw na stole pojawiał się podkurek – posiłek z jaj, mleka i śledzi, symbolizował on przejście z potraw mięsnych do postnych.

Karnawał  w Polsce w różnych regionach kończono obrzędami przejścia z okresu zabawy do postu np. we wtorek o północy posypywano podłogi popiołem, a w karczmie wieszano rybi szkielet, ostentacyjnie zamykano instrumenty muzyczne lub „zabijano” grajka. Oznaczało to, że rozpoczyna się Wielki Post i czas zacząć przygotowania do Wielkanocy.

Wojna karnawału z postem

Choć w różnych regionach Europy karnawał wyglądał nieco inaczej, to jak twierdzą historycy miał wspólną cechę: wszędzie na potęgę pito alkohol i obżerano się. Anglik Jack Taylor notował podróżując w czasie karnawału po Niderlandach „.. nie widziałem nigdy takiego gotowania, opiekania, smażenia, prażenia, duszenia i wędzenia, pieczenia, mielenia, pożerania i napychania brzuszysk, iż można było pomyśleć, że ludzie pakują w kałduny zaopatrzenie na dwa miesiące…” W 1583 roku w Koenigsbergu 90 rzeźników niosło w paradzie kiełbasę ważącą ponad 300 kg. Tęgo też pito. Wspomniany J. Taylor pisał będąc         w czasie karnawału w Rosji: „ Piją, jak gdyby nigdy już pić nie mieli”.

Karnawał miał swoją personifikację. Był nim gruby, rumiany mężczyzna, obwieszony kiełbasami i innym jedzeniem. Na drugim biegunie był post, chuda, ubrana na czarno stara kobieta obwieszona rybami.

Pieter Bruegel Starszy „ Walka karnawału z postem

Bitwy karnawału z postem nie są wytworem fantazji Bruegla ,Boscha i innych malarzy, lecz były inscenizowane. W finałowym akcie  karnawał stawał przed sądem, przyznawał się do winy, spisywał testament, po czym był spalony na stosie i pogrzebany. W Wenecji karnawał kończył się  uroczystym odcięciem łba świni, a w Madrycie palono z wszelkimi honorami sardynkę. Karnawał przegrywał z postem.

 

Największym świętem ludowy w  średniowiecznej i nowożytnej Europie był z pewnością przez kilka wieków karnawał. Był to czas magiczny, niezwykły, do granic możliwości zmysłowy i wyuzdany. Karnawał dopuszczał, nawet nakazywał działania w odstępstwie od przyjętych norm codzienności. Jego siła polegała na możliwości wyrażenia pragnień, myśli, uczuć, które trzeba było ukrywać przez pozostałą część roku. Był rozrywką, wytchnieniem od walki o środki do życia.

Współczesny karnawał ma niewiele wspólnego z pełnym uroku „czasem poza czasem”, w którym wolno było przekraczać granice, oddawać się w pełni zabawie.  Dzisiaj wszystko to, co było kiedyś zarezerwowane tylko dla karnawału jest dostępne o każdej porze roku i spowszedniało.  Trochę szkoda.

Choć zabaw hucznych w karnawale 2021r. nie można urządzać, nie oznacza to jednak, że go odwołano!  Można spotkać się wąskim, kameralnym gronie , ubrać fantazyjny kapelusz, wenecką maskę, przebranie, wypić łyk okowity lub szampana, zjeść puszystego pączka lub chrupkiego faworka i zaśpiewać  słowami Agnieszki Osieckiej : „ Niech żyje bal! Bo to życie to bal jest nad bale! Niech żyje bal! Drugi raz nie zaproszą nas wcale! Orkiestra gra! Jeszcze tańczą i drzwi są otwarte! Dzień warty dnia! A to życie zachodu jest warte!”.

 Bal Aniołów i Diabłów UIIIW – Kłodzko  2020r

________
Bibliografia:

Huizing – Jesień średniowiecza
J.Łagoda, M.Łagoda-Marciniak,A. Gotowiec – Święta w polskim domu
P.Burke – Kultura ludowa we wczesnonowożytnej Europie
Newsweek Historia 02/2014

 

___*___

Twórczość pandemiana

***

Jacek Kajoch
Burza

 

Nastała jesień, wiatr silny duje i  śwista
Pożółkły liście na drzew koronach
Jesień pochmurna i dżdżysta

Wezbrały wody w korycie Klikawy
Jest coraz bliżej powodzi
Z Lubelskiej ulicy, z Górnej Kudowy
Ogromna burza nadchodzi.

Objęła swą władzą Poznańską, Słoneczną,
Brzozowie, Czermną i Słone
Ulicę Zdrojową z dawną „Melodią”
I Buczka (pardon Pogodną).

Boją się burzy i dzieci i starcy
I nawet dzielni strażacy
Co wielu żywiołom czoła stawiali
Podczas codziennej swej pracy.

Boi się stolarz o swoją rodzinę,
Ze strachu twarz swą wykrzywi,
Jak piorun trzaśnie w tartak nieduży
Za co swe córki wyżywi?

Tymczasem burza mocna, nieznośna
Za nic ma ludzkie błaganie
Ona tu rządzi, ona panuje
Do niej należy władanie.

Stoją na Górze Parkowej w milczeniu
Sosny w błotnistym bajorze
Lecz nawet one przed burzy gniewem
Kark muszą skłonić w pokorze.

Jak pani burza zechce połamie
Kręgosłup moralny sosen
I z korzeniami wyrwie, wyrzuci
Nie przejmie się ich dalszym losem.

Lecz burza nie może zaradzić jednemu
Dębowi, co liście dawno postradał
I łysą koronę dumnie nadstawia
I tak on do burzy powiada:

„Choć tyś jest silna i siostry bezradne
Stłamsiłaś pioruna trzaskiem
Pamiętaj, że miniesz, że gromy twe żadne
I błyski twoje wraz z wrzaskiem
Nic mi nie zrobią, bo choć mnie spalisz
Nie będę drżeć nigdy w trwodze
Ty kiedyś ustąpisz, odpłyniesz znad miasta
A Ja się z popiołów odrodzę”

***

Krystyna Rygielska
Zimowo, zimowo – przemyślenie

Pamiętam zimy, kiedy byłam dzieckiem
lubiłam patrzeć w okno 
i obserwować płatki śniegu…
Kształty płatków są przeróżne
ich symetryczny kształt
pozwala marzyć, wyobrażać sobie
jak mróz  układa je w różne wzory,
jak pięknie jest w krainie lodu, widzisz to ?
Zimno, zimno śnieżnie,
czy marzysz o zimowym ogrodzie ?
Biały puch przykrył przyrodę puchową pierzynką 
Mróz chwycił w swe ręce wszystko
tak pięknie, bajecznie, kolorowo, 
kiedy promienie słońca wplotą  się w kryształki śniegu..
 Taka jest zima w Kudowie Zdrój,
nie tylko, wszędzie gdzie jesteś, 
 wtedy, gdy tego naprawdę chcesz, postaraj się…..
.

***
Helena Midor zd. Gałaszewska
OSAMOTNIONY  PARK        

Szkic i wiersz – Helena Midor

W ciszy pogrążył się park
jedynie
samotne drzewa
rzędami
odznaczają  szlak

szeroko rozkładają
skostniałe ramiona
na powitanie,
chcąc uchwycić
dawne marzenia,
które nie jedno
widziały, zapamiętały…

wznosząc
sędziwe korony
przystroiły się
białym puchem    

czekają
na zapamiętaną symfonię,
wypatrując,
które miejsce
jest jeszcze wolne         

choć przeżyły już wiele,
skrzypiące, zaklęte
w swej wierności,
cierpliwie czekają
na promyk słońca,
na powiew ciepłego wiatru,
gwaru i śpiew  ptaków – ponowny ich  koncert

dziś tylko  w locie przysiadując – też czekają…

 

_______________________________

TO JEST STRONA INTERNETOWA STOWARZYSZENIA OBYWATELSKA KUDOWA 
ZAWIERA INFORMACJE I SPRAWOZDANIA Z DZIAŁALNOSCI SPOŁECZNEJ I KULTURALNEJ  STOWARZYSZENIA
ZGODNIE Z REGULAMINEM STOWARZYSZENIA I UKAZUJE SIĘ NIEREGULARNIE.

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”- OK
Adres: 57-350 Kudowa-Zdrój, ul. Słoneczna 11a
mail: marta.midor.burak@gmail.com
tel: 793030702

___________________________________