GzK – 25.10.2020.

Wiktoria – Laureatka I Nagrody Konkursu Plastycznego KUDOWA-2050 w koszulce własnoręcznie zmalowanej

 

___*___
I Edycja Konkursu Plastycznego
KUDOWA-2050

 23 października 2020 zostały ogłoszone wyniki Konkursu Plastycznego ,,KUDOWA – 2050″.
Z uwagi na szczególny okres w jakim się znaleźliśmy (pandemia COVID-19) Organizator Konkursu – Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”-OK razem z Miejską Biblioteką Publiczną DPT Cyganeria, postanowili zrezygnować z uroczysytego wernisażu, a ograniczyć się jedynie do wręczenia Nagród i Wyróżnień. P
rzez najbliższe tygodnie będziemy prezentować prace Dzieci i Młodzieży, a na końcu zamieścimy obszerniejszą fotorelację z Wręczenia Nagród, jako historiografię I Edycji Konkursu ,,KUDOWA-2050″.

 

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa” postanowiło organizować coroczny cykl Tematycznych Konkursów Plastycznych pn: KUDOWA-2050. Prace z I  i kolejnych Edycji- zostaną zarchiwizowane i zgodnie z Regulaminem Konkursu będą eksponowane na przyszłych wystawach okolicznościowych.  Liczymy na to, że na Wystawach prac i w roku 2050 zdobędziemy pokaźny zbiór, który posłuży jako ,,skrzynia czasu” dla przyszłych pokoleń.

     Pragniemy serdecznie podziękować Dzieciom i Młodzieży za zaangażowanie, poświącony wkład w przedstawienie wizji Kudowy za 30 lat.
 Dziękujemy Wszystkim Pedagogom zaangażowanym w mobilizowanie i zachęcanie Uczestników konkursu; szczególne podziękowania dedykujemy Paniom Beacie Grochulskiej i Sylwii Ziółkowskiej, które zmobilizowały najwięcej dzieci, a także zachęcały nas –  do organizowania kolejnych Edycji.
Dziękujemy Fundatorom Nagród. 

Dziękujemy Pani Dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej za umożliwienie i pomoc w organizacji Wystawy; serdeczne podziękowania dla Pani Iwony Mikołajek za przygotowanie Dyplomów; Pani Irinie Malińskiej za przygotowanie prac do Wystawy.  /GzK/. 

Decyzją Komisji Konkursowej w składzie:
Violetta Biernacik – Przewodnicząca, Katarzyna Pyrcz, Helena Midor, Krzysztof Kurzydlak, Henryk Cholawski
Nagrody otrzymali: 

Wiktoria Łata – 16 lat – Laureatka I Nagrody

Nagrodę w kwocie 500 zł ufundował Adam Frankowski – Członek Zarządu stowarzyszenia ,,Obywatelska Kudowa”-OK; Radny Rady Miejskiej w Kudowie-Zdroju


Zofia Budzeń – 7 lat – Laureatka II Nagrody

Nagrodę w kwocie 300 zł. ufundowali Państwo Dorota i Wojciech Korzeniowscy – Właściciele Restauracji RETRO

Sandra Windyka – 9 lat – Laureatka III Nagrody

Nagrodę w kwocie 200 zł ufundowali Państwo Aniela i Andrzej Gałaszewscy

Wszyscy Laureaci I,II,III Nagrody otrzymali dodatkowo od Właścicieli Restauracji RETRO
Vauchery na PIZZĘ

Za tydzień pokażemy cztery Wyróżnione prace!!!

Przez najbliższy miesiąc zachęcamy do oglądania Wystawy Prac w CYGANERII stosując się do aktualnych wymogów i zaleceń sanitarnych. /GzK/

_______________

 

 

___*___
Julian Golak nagrodzony przez czeskiego Ministra Spraw Zagranicznych ,,Gratias Agit”

 

Zdjęcie str. 8 ,,Gazety Kłodzkiej” – nr 577
O zasługach Juliana Golaka dla budowania współpracy polsko-czesko-słowackiej pisaliśmy wcześniej: http://obywatelskakudowa.pl/2020/10/04/gzk-5-10-2020/?fbclid=IwAR3FFupCwhV5XkmwOvtft85sUHw2lk8zL7c0G9lE5-za2TE5ss9FqcDutys

Tym razem zasługi naszego Rodaka zostały docenione przez czeskiego MSZ, który przyznał Julanowi Golagowi nagrodę honorową  pn. „Gratias Agit”. Do tej pory tylko 6 Polaków dostało tą nagrodę honorową.
Jak zdradza nam Golak ,,jest to dla mnie niespodzianka, ale także mobilizacja do dalszej pracy”.

 

Pani Julianie, proszę przyjąć od naszego Stowarzyszenia ,,Obywatelska Kudowa”-OK serdeczne gratulacjie i wyrazy uznania dla Pana wkładu w budowanie współpracy i kultury obojga narodów /GzK/.

.

 

___*___
Z życia Rady Miejskiej Kudowy-Zdroju

Październik 2020

Na dzień 29 października 2020 roku została zaplanowana sesja Rady Miejskiej.

Jestem ciekawy sposobu odbycia i jakości transmisji w internecie tej sesji w momencie, gdy cała Polska została objęta „czerwoną” strefą w walce z niewidzialnym przeciwnikiem jakim jest koronawirus. Napewno rozrzucą nas po całej sali i nic już nie będzie słychać, a na ekranie zobaczymy tylko część prezydialną Rady. No i oczywiście wszyscy będą zamaskowani. Takie obowiązkowe noszenie maski jest dla mnie bardzo niewygodne i stresujące, gdyż jestem z pokolenia wychowanego tak, że maski to nosili tylko bandyci, ZOMO i ZORRO.

Pod obrady na sesji trafi kilka ciekawych punktów,  ale najgorętszym tematem powinna być uchwała o podatkach od nieruchomości.
Mam nadzieję, że 12 radnych z komitetu wyborczego obecnej pani burmistrz nie przegłosuje podwyżek dla naszych mieszkańców.
W tym trudnym czasie, gdy ludzie nie mogą zarabiać, trudno by było uzasadnić głosowanie za zwiększeniem obciążeń. Adam Frankowski.

 

___*___
Koty spod komina (i nie tylko)

Ewa Ziniak


Dnia 13.10 odbyło się spotkanie społecznych opiekunów bezdomnych kotów z władzami miasta.

Ze strony Urzędu brali w nim udzial funkcjonariusze Straży Miejskiej wraz z komendantem, Radca Prawny UM i Pani która protokołowała spotkanie.Ta wizja lokalna była następstwem pisma, które Opiekunowie wystosowali do UM w lipcu. Celem spotkania było usprawnienie opieki nad bezdomnymi zwierzętami (w tym wypadku kotami), szczególnie w okresie jesienno-zimowym.

Opiekunowie postulowali o pomoc w ustawieniu domków dla kotów, aby miały gdzie przetrwać niesprzyjające warunki. Chodzi o wyznaczenie terenu, który by nie naruszał praw czyjejś własności,  a należał do Gminy.
Poruszono temat opieki weterynaryjnej nad kotami w szczególności zahamowania nadmiernych narodzin kotków.
Zapytano też jakimi środkami dysponuje Urząd Miasta na dokarmianie kotów. To ważne, bo opiekunowie dożywiają koty za własne pieniądze.
Poproszono o przynajmniej dwukrotną w ciagu roku deratyzację miejsc siedlisk kotów.
Spotkanie ze strony opiekunów było przygotowane i rzeczowe, zaprotokołowano wszystkie postulaty.W zwiazku z tym, że przedstawiciele Urzędu nie byli w stanie udzielić nam konkretnych odpowiedzi ustalono, że w ciągu tygodnia otrzymamy odpowiedzi. Ponieważ zima jest tuż tuż nie można zwlekać bez końca z załatwieniem tak ważnej sprawy. Ewa Ziniak. 

.

___*___
MATKA ALINA I JEJ DZIECI – cz. 7

Bronisław Kamiński

Studium schweitzerowskie w „Orliku”

Przygotowując się do rehabilitacji dzieci  po leczeniu klinicznym w hematologii i onkologii  utworzyliśmy  w  „Orliku” w latach 1991 – 1992  Studium  Rehabilitacji Dzieci z Chorobami Krwi, które ukończyło 34 pracowników, a wśród słuchaczy tego Studium byli pracownicy z różnych  stanowisk pracy, a więc pielęgniarki, nauczyciele, opiekunki , salowe, pracownicy techniczni i administracyjni. Ja także, jako dyrektor uczestniczyłem w tym studium, by lepiej poznać  problemy naszych pacjentów. W programie były m.in. takie tematy jak:

– ogólny zarys chorób układu krwiotwórczego
– choroby nowotworowe u dzieci
– białaczki, etiopatogeneza, klinika, leczenie
– rehabilitacja chorych z hemofiliami
– szkoła w zakładzie leczniczym
– programy psychopedagogiczne w rehabilitacji
– rozwojowe, psychologiczne i socjologiczne  następstwa  leczenia przeciwnowotworowego
– środowisko naturalne i jego wpływ na zdrowie człowieka
– sprawy sanitarno-epidemiologiczne w zakładzie leczniczym
– zdrowa żywność i żywienie chorych

Studium patronowała III Katedra i Klinika Chorób Wewnętrznych i Medycyny Wsi  Akademii Medycznej w Krakowie i Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Schweitzerowskiego prof. dr med. Henryk Gaertner. W Komisji Egzaminacyjnej byli: lekarze Robert Strzelczyk hematolog, Stefan Kubisa pediatra, Anna Norowska-Kieca dentysta. Studium ukończyło 34 osoby. Przygotowaliśmy się do trudnej pracy, starannie, z pokorą,że nasza dotychczasowa wiedza jest mała i że do dobrego wykonywania zadań trzeba mieć odpowiednią wiedzę  i że jest ona potrzebna na każdym stanowisku pracy. Mieliśmy świadomość, że czekają nas zadania trudne, bowiem każde dziecko chore i zdrowiejące to jakieś nowe sprawy. Tytułem przykładu wymieńmy z jakimi chorobami kierowano dzieci do Orlika. Ponieważ w dalszym tekście znajdziemy się w 1996r , przeto podajmy informacje o skierowaniach w czerwcu 1996r.W tym miesiącu przebywało w Orliku 71 dzieci, w tym według jednostek chorobowych skierowania były następujące: białaczka limfatyczna 31, białaczka szpikowa 5, guz mózgu 2, anemia aplastyczna 4, choroba Hodgkina 7, sferocytoza 4, małopłytkowość 6, anemia z niedoboru żelaza 12.

Rafał i jego dom

W kwietniu 1996 r. Klinika Pediatrii, Hematologii i Onkologii w Warszawie  skierowała na rehabilitację do Orlika ośmioletniego chłopca Rafała , który z powodu białaczki przeszedł przeszczep szpiku. W Orliku czuł się dobrze i coraz lepiej, i po czterech miesiącach lekarz mógł go wypisać do domu. Chłopiec bardzo tęsknił za domem, więc tym bardziej wypisanie było czymś naturalnym. O zamiarze wypisania pacjenta powiadomiliśmy klinikę warszawską. Kierownik Kliniki prof. Roma Rokicka-Milewska zasygnalizowała, że w domu Rafała nie ma warunków do jego zdrowienia, że nie ma dokąd wracać i poprosiła o przedłużenie pobytu w Orliku, zanim znajdzie się jakieś inne rozwiązanie. Oczywiście, pobyt został przedłużony, ale przedłużanie nie będzie mogło trwać w nieskończoność  i ta świadomość mobilizowała nas do zainteresowania się warunkami jego rodzinnego życia. Chłopiec pochodził z północnego Mazowsza, ze wsi Stupsk koło Mławy. Wsiadłem do mojej skody i pojechałem do Stupska; był dzień 29 sierpnia 1996 r. 

Wieś ładna, duża, domy dobrze wyglądające, wiele nowych elewacji,ładny budynek szkoły, Urząd Gminy Stupsk, piękny kościół, , dobre nawierzchnie ulic. Dojechałem pod adres domu Rafała, już trochę  za wsią i zobaczyłem jego dom, wykonałem zdjęcie, oto ten dom  w dniu 29 sierpnia 1996 r.:

Dom Rafała w 1996 r                                             

Dom  Rafała w środku

Gdy zajechałem  na podwórze tego domu była godzina 17.  Dwa psy szczekały jakby od niechcenia, były zaciekawione gościem. Wszedłem do drzwi pomiędzy ruinami jakby dwóch ganków. W mieszkaniu zastałem siedmioro dzieci, od roku do 15 lat, rodziców nie było, dzieci coś sobie gotowały na kuchni węglowej, jakieś warzywa, powiedziały, że gotują sobie obiad, bo od rana jeszcze nic nie jadły. Nie wyglądały na niejadków. Potraktowałem sprawę trochę żartobliwie, były otwarte i chętne do rozmowy, powiedziałem ,że Rafał jest u mnie , niedługo przyjedzie i przyjechałem zobaczyć jego dom, pokój  i całą rodzinę, pokażcie mi gdzie on będzie spać. Najstarsza powiedziała, że jest ich dziewięć dzieci, mama i tata i że wszyscy mieszkają w tej jednej izbie, która jest kuchnią , pokojem, wszystkim, innego pokoju nie ma. Rozejrzałem się po izbie, były trzy wersalki, łóżeczko, szafa, stół, kilka krzeseł. ławka, lodówka, wyglądało na to,że śpią po czworo na jednej wersalce;obok było pomieszczenie, które dzieci nazywały „chlewikiem”. Zajrzałem tam, nie było żadnych zwierzątek, to raczej drewutnia, trochę opału i śmieci. Widać, że ktoś tu może sypiać,może to sypialnia Rafała ? Zjawili się rodzice, matka Alina i ojciec Zdzisław, byli u znajomych, oboje lekko podchmieleni, ale nie agresywni, nawet sympatyczni. Powiedziałem kim jestem i po co przyjechałem, od razu zapytałem, dlaczego tej drewutni nie przebudowali na pokoje dla dzieci , a mogłoby tam być  nawet dwa pokoiki. Odpowiedzieli,że właścicielką  domu  jest babcia, matka pana Zdzisława, która mieszka za ścianą i że ona o tym decyduje. Udałem się do babci , która okazała się osobą rozsądną, uradowała się z pomysłu wykonania w drewutni pokoików dla dzieci, wyraziła zgodę na wszelkie prace, powiedział a,że nie ma na to ani grosza, ale że na wszystko się zgadza. Wykonałem szkic  przebudowy, babcia akceptowała, załatwiłem więc wszystko i ruszyłem w drogę powrotną.

                                                     

Szkic przebudowy domu Rafała                                        

        Organizacja samopomocy

Po powrocie do Kudowy przedstawiłem współpracownikom , to co widziałem w Stupsku. Zawrzało od pomysłów. Wsłuchiwałem się zwłaszcza w to, co mówi dyrektorka szkoły w Orliku Teresa Syposz, znakomity pedagog. Była zdania,że trzeba zaprząc ruch schweitzerowski do pomocy dla Rafała i ten naszkicowany projekt wykonać jak najszybciej. Tego samego zdania były pielęgniarki na czele z oddziałową Krysią Kupiec.  Przyszło nam do głowy,żeby wciągnąć do pomocy pacjentów , przyjaciół Rafała i utworzyć z nimi ekipę , która pojedzie do Stupska i wykona tą pracę. Zwróciłem się do  mistrza murarskiego i faktycznego budowniczego Orlika Leszka Petruka ze Słonego, czy nie zechciałby pojechać do Stupska z drugim murarzem i pokierować takimi robotami. Leszek od razu zadeklarował swoje uczestnictwo  na zasadzie pracy społecznej, czyli za darmo i obiecał znaleźć chętnego murarza. Zapytałem Przewodnicząca Rady Klinicznej prof.Janinę Jaworską, czy akceptowałaby taką  eskapadę pacjentów. Powiedziała,że akcja jest  wspaniała, akceptuje ją, pod warunkiem,że prof.Roma Rokicka-Milewska zapewni  opiekę kliniczną nad tą grupą w Stupsku. Z kliniki z Warszawy nadeszła odpowiedź pozytywna. Teraz trzeba było znaleźć pacjentów, którzy  mogą i zechcą pojechać. Zgodnie widzieliśmy dwóch pacjentów , już zdrowych, wyrośniętych, kulturalnych, bardzo aktywnych i traktujących Rafała z sympatią, to byli Krzysztof Tuduj z Wrocławia i  Artur Wolski z Godzikowic koło Oławy. Udałem się do rodziców Krzysztofa i Artura, by uzyskać ich zgodę na taką daleką i pracowitą wycieczkę dwutygodniową  do Stupska. Obie rodziny nie zawiodły, uzgodniliśmy zasady, regulamin i koszty finansowe. Postanowiliśmy, że obaj chłopcy mogą dobrać sobie zdrowych przyjaciół jako wolontariuszy w tej akcji, wszyscy na jednakowych zasadach i każdy ma mieć po 10 zł na każdy dzień na dwutygodniowy obóz w Stupsku i nie więcej uczciwie jak 10 zł na dzień. Resztę zapewnia Orlik, a miejsce obozu to szkoła w Stupsku. Regulamin miał podpisać każdy uczestnik, a zaczynał się od słów Alberta Schweitzera:” Otwórz szeroko oczy, może ktoś potrzebuje twojej pomocy”. Jako termin obozu i czas pracy w Stupsku przyjęto pierwszą połowę lipca 1997r.  W dniu 8 listopada 1996r.  na posiedzeniu Rady Klinicznej w Orliku zapadła formalna zgoda na wyjazd grupy do Stupska;  prof. Roma Rokicka-Milewska objęła honorowy patronat nad akcją i wyznaczyła do opieki nad grupą dr Pawła Łagunę. Zapewniła także,że fundacja przykliniczna wesprze  wydatki finansowe na tą akcję, gdyby zabrakło pomocy od darczyńców. Wszystko szło sprawnie. Pojawiło się  nieszczęście, które nas jeszcze bardziej zmobilizowało: oto 25 października 1996r ojciec rodziny Zdzisław zginął w wypsdku drogowym koło domu, a równocześnie  matka Alina urodziła dziesiąte dziecko.   


Jedziemy do Stupska

Leszek Petruk wyliczył dokładne ilości potrzebnych materiałów budowlanych, narzędzi i sprzętu . 28 maja 1997 r wyjechałem do Stupska dla zapięcia wszystkich spraw organizacyjnych i materiałowych. Dyrektorka szkoły zadeklarowała przygotowanie sal sypialnych dla naszej grupy, oddanie nam  do użytku  kuchni  z obsługą , dodatkowej sali na narady- wszystko nieodpłatnie. Wójt Gminy Stupsk  inż. Jan Chodziutko zapewnił ,że udzieli wszelkiej pomocy jaka jest możliwa z jego strony, podobne zapewnienia otrzymaliśmy z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej.Udałem się także do punktów zaopatrzenia w materiały budowlane w Stupsku , w Konopkach i w Mławie, – zorientowałem się, że  zdobędziemy wszystko, co potrzeba.

30 czerwca  1997 r wyruszyliśmy do Stupska  naszym  potężnym fordem – darem od  Związku Polek w Ameryce . Kierowcą był Mirek Zacher. Jechała dzielna grupa , którą  mam okazję wymienić i zapisać  z imienia i nazwiska.

Uczestnicy młodzieżowi  : Krzysztof Tuduj z Wrocławia, Artur Wolski z Godzikowic , Agnieszka Szuszkiewicz z Wrocławia, Agata Tania z Wrocławia, Małgorzata Zabłocka z  Wrocławia,  Alicja Dziągwa z Wrocławia-Prężyce, Dawid Janiszewski z Kudowy Zdroju,  Rafał Pacholski z Warszawy, Paweł Pacholski z Warszawy.

Uczestnicy dorośli: Leszek Petruk mistrz murarski z Kudowy Zdroju, Piotr Jakubowski- murarz z Kudowy Zdroju, Mirosław Zacher kierowca  i murarz  z Kudowy Zdroju,Wiesława Sroczyńska pedagog opiekunka, inż. Andrzej Pacholski z Warszawy budowlaniec, Bronisław MJ Kamiński organizator akcji. Warszawiacy dojechali sami bezpośrednio do Stupska. Opiekunem medycznym był lekarz dr Paweł Łaguna z  Kliniki w Warszawie.   Razem – 16 osób. 

Jechaliśmy z poczuciem misji, w bardzo dobrym nastroju. Gdzieś w okolicy Sieradza coś zaczęło nie domagać w tym potężnym fordzie. Wieźliśmy ze sobą dużo materiałów i sprzętu, ale to nie ten ciężar zaczął powodować problemy. Kierowca zauważył jakieś kłopoty  ze stanem oleju w silniku. Zatrzymaliśmy się w najbliższym warsztacie koło Sieradza. Mechanik popatrzył na forda i powiedział,że ten samochód nie wejdzie do warsztatu na kanał, jest za wielki, nic z tego. Jednak stał obok starszy pan , ojciec tego rzemieślnika, wyjął metrówkę, pomierzył i stwierdził, że jest luz 2 cm. Wtedy sam rzemieślnik usiadł za kierownicą i wjechał z dokładnością milimetrową, sprawdził, naprawił, a gdy dowiedział się dokąd i po co jedziemy – nie wziął ani grosza.  Powiedziałem do Leszka Petruka : Leszku, aniołowie jadą z nami.  Na to Leszek: widać, że jadą.  Mieliśmy jeszcze lepsze nastroje, mimo,że do Stupska dojechaliśmy o godzinie trzeciej nad ranem.. Przedrzemaliśmy do rana w  fordzie, mieliśmy przedsmak drewutni  Rafała.                               

„Ale to oni  podtrzymują  odwieczne stworzenie”

Z rozebraniem ganków nie było problemów, rozleciały się w oczach, z przyjemnością to rozwalaliśmy , a dzieci z rodziny Rafała dzielnie nam pomagały. Nasi chłopcy i dziewczęta  wykonali wykopy pod fundamenty nowego ganku, muraeze  wylali betony, pojawiły się  bloczki, cegły , belki, futryny i okna, a gdy betoniarka  od miejscowego rzemieślnika  przegrzewała się i słabła, to Krzysztof Tuduj pomagał jej robić zaprawę. 

 

Krzysztof Tuduj pomaga betoniarce. Później został Posłem na Sejm.  Tu przechodził próbę sił.

 

Wiesia Sroczyńska nie tylko opiekowała się  dziewczętami  z naszej ekipy, ale także prowadziła szkółkę podwórkową dla dzieci  Aliny. Uczyły się śpiewu, tańca, zabaw podwórkowych, porządków  w domu i w ogródku, opieki  nad  psami i higieny.

Wiesia Sroczyńska w swojej podwórkowej szkółce

                             

Praca na budowie zaczynała  się o godz  8 rano, a kończyła się wieczorem, z przerwą na obiad. W  sali narad organizowaliśmy herbatę  i spotkania z odwiedzającymi nas osobami. Na boku stał oddzielny stolik z jednym krzesłem, na stoliku leżała Biblia , na każdy dzień wyznaczałem jakiś fragment z księgi Mądrości Syracha, do przeczytania. Zajmował nie więcej niż minutę. Zauważyłem , że każdy  siadał i czytał. Dla niektórych był to jedyny moment, w którym zajrzeli do tej księgi.Wyznaczyłem też ulubiony fragment rozdz 38, wiersz 34, w którym  mądry Syrach opowiada, że gdy pojawi się ktoś uczony i ważny to   daje się jemu wyższe  miejsce i honory, a gdy przyjdzie  człowiek zwykłej pracy, rzemieślnik, robotnik,  to nie zwracają na niego uwagi i nie  zapraszają  na wyższe miejsca, ale – jak podkreśla Syrach – to ten człowiek pracy podtrzymuje odwieczne stworzenie. No i któregoś dnia przyszedł do nas taki ważny miejscowy człowiek, nauczyciel muzyki Włodzimierz Pośpiech z Konopek. Był zaintrygowany ideą  naszego obozu. Jego zaciekawienie ogromnie wzrosło, gdy został zaproszony do przeczytania wyznaczonego na ten dzień fragmentu Biblii. Po przeczytaniu jakoś zamilkł, rozglądnął się  i niemal w poufności zapytał mnie, jaką religię reprezentujemy, co to za sekta. Nie mógł uwierzyć ,że jestesmy katolikami.Wyczuliśmy pewne niebezpieczeństwo; czy nie przynosimy jakichś kłopotów Alinie i jej dzieciom ? Zaraz, w niedzielę wszyscy zwartą grupą poszliśmy na sumę do  kościoła. Artur  popisał się jak dzielny  rycerz ze średniowiecznego zakonu : wziął  Rafała na  ramiona „ na barana” , przeszedł przez cały kościół  i usiedli obaj  w pierwszej ławce. Czegoś takiego nikt tu jeszcze nie widział.Sprawa była dla wszystkich jasna, mieliśmy   lud wierzący  za sobą ,a nasze dziewczęta pękały ze śmiechu. Nie  popsuliśmy opinii Alinie i jej dzieciom, a  przeciwnie – podnieśliśmy ich.


Malutka córeczka Aliny nosiła nam cegły, brała udział w budowie 
 

Po dwóch tygodniach dom  Rafała był jak nowy. Ganek nowy, a na nim umywalnie dla chłopców  i dla dziewcząt, każde dziecko miało swoją miednicę do mycia się.. Z drewutni   powstały dwa pokoiki, jeden dla chłopców, drugi dla dziewcząt, wszystkie ściany wyłożone nową cegłą, okna nowe, drzwi nowe,  instalacje elektryczne  nowe , dach odnowiony.., a na dachu było miejsce mojej pracy. Na wykonanie ścian pokoików i ganku zużyto 6000 szt.cegieł ( w przeliczeniu na 1 cegłę), 2 tony cementu, 250 kg wapna, 50 szt bloczków betonowych,  14 rolek papy asfaltowej,4 rolki papy izolacyjnej, dwa wozy piasku,  1 metr sześcienny desek, 25 kg gwoździ itd. Wójt przysłał nam elektryka, który wykonał nowe instalacje. Udałem się do dowódcy jednostki wojskowej w Ciechanowie z prośbą czy nie zechciałby podarować pięć  zestawów zużytych wojskowych łóżek piętrowych   do tych dwóch pokoików.Na drugi dzień oficer z tej jednostki przywiózł w darze  pięć nowych zestawów łóżek piętrowych; przestali sypiać po troje i czworo na jednej wersalce, każdy miał swoje łóżko. Pokoiki wyposażono w książki, zabawki, obrazy, zegar ścienny, a umywalnie w miednice i środki czystości. Pozostawiono dzieciom meble ogrodowe,parasol ogrodowy , foteliki ogrodowe  i piłki do gry. Gdyby policzyć w złotówkach całą naszą pracę i wartość wszystkich zakupionych materiałów, to nie przekroczyłyby one 25% wszystkich kosztów leczenia Rafała  w klinice, w przeszczepie szpiku i w rehabilitacji.Nikt tak nie liczy, a być może trzeba czasem sporządzać i takie zestawienia..

 

Łóżka, dar od wojska – w pokoikach dzieci

 

 Przed  pożegnaniem  poszedłem  podziękować Wójtowi  za pomoc.
W jego gabinecie stał mebel  o funkcji jakby kredensu i biblioteczki. Powiedziałem Wójtowi, że ten mebel nie bardzo pasuje do jego gabinetu, ale pasowałby do pokoju  dzieci Aliny.
Odpowiedział krótko:
już to  zabierajcie  i zabraliśmy. Krzysztof i Artur jeszcze wymurowali domek dla psa, bardzo ładny z przedpokojem.
Zdawało nam się,  że ten psi domek bardziej dzieci oczarował aniżeli ich własny.

Dom Rafała po remoncie , zdjęcie pożegnalne grupy samopomocy w dniu 14 lipca 1997 r.

W czasie tych prac często rozmawialiśmy z matką Aliną i z każdym dniem coraz bardziej ją lubiliśmy. Była bardzo biedna, nieporadna, była jakby najstarszym  swoim dzieckiem, a dobra i kochająca swoje dzieci. Martwiło nas jej palenie papierosów,   wypalała paczkę dziennie, mówiliśmy jej, że przy zamkniętych oknach jej mieszkania każde jej dziecko wypala  paczkę papierosów dziennie, zaczęliśmy grozić, że w końcu wystąpimy do opieki społecznej,żeby z zasiłków potrącano jej kwoty wydawane na papierosy. Nie obrażała się na takie słowa, nabierała do nas zaufania. Pewnego razu wyznała,że jest złą matką i że gdy dzieci głodowały to myślała o samobójstwie, bo wtedy państwo  lepiej niż ona zajęłoby się jej dziećmi.. 

Matka Alina i jej dzieci. Zdjęcie wyk. Sławomira Bieńczycka 7.VII.1997r.

Mieliśmy wszyscy ogromną szkołę życia. Alkoholizm, który poraził tę rodzinę nie jest łatwy do wykorzenienia, łatwiej zmieniać mury, betony i żelazo aniżeli kruchego człowieka. Życie jest jednak silniejsze  od wszystkiego na tym świecie, jest energią i wszystko za jej działaniem może się zmienić Byliśmy szczęśliwi patrząc na nasze dzieło i sami nie wierzyliśmy, jak można było tego dokonać w ciągu 14 dni.

Nie zapominamy o tych którzy pomogli nam finansowo i rzeczowo, bowiem mają w tym swój udział. A wsparli nas: pracownicy Zespołu Rehabilitacyjnego dla Dzieci „Czermna-Bukowina” składkami na tą akcję, ZEM  Duszniki, Oddział NBP w Ciechanowie, Polam w Pułtusku, pan Bulc ,który pożyczał nam narzędzia, pan Morawski z Konopek, który dał drewno budowlane, Fundacja im.Marcinkowskiego która dała 2000 szt cegły, Społeczny Komitet Pomocy Justynce, Jednostka Wojskowa  w Ciechanowie,  Szkoła w Stupsku i Wójt Stupska. Z wdzięcznością  wspominam Księdza Proboszcza  w Stupsku, który odwiedził rodzinę Aliny w czasie naszej pracy, potem zaprosił mnie na plebanię , bym poznał jego w tej sprawie poglądy.Odprowadził mnie z plebanii kilkadziesiąt metrów , i powracał idąc do tyłu , bo posyłał nam ukłony. Byłem tym poruszony , a były to ukłony  dla naszych dzieciaków murarzy i sponsorów. Mnie te honory przypadły jak klasie robotniczej, która pije szampana ustami swoich przywódców..Gdy piszę te słowa, minęło 23 lata od tej akcji w Stupsku, czyli minęło życie jednego pokolenia; to za mało na zwrot w życiu takiej rodziny, ale potraktujmy to jako początek zmian, które nadejdą i dobry przykład dla naśladowców, bowiem takich potrzeb i okazji nigdy i nigdzie nie brakuje.

  Nasi  niedawno ciężko chorzy z Orlika  okazali się zdrowsi niż ktokolwiek na świecie; dr Paweł Łaguna był szczęśliwy, że nic złego się nie działo. Opuszczaliśmy Stupsk w poczuciu dobrze wykonanego zadania . Matka Alina i jej dzieci otrzymały okazję do zmiany swego życia,  i jakby  stały się same  początkiem tej zmiany. I nas to także zmieniło: dostrzegliśmy , że matka Alina była pod pewnymi względami lepsza od innych i od nas.

Były tam dwa psy, większy i mniejszy, oba były radością dzieci i konkurentami do ich misek . Ten większy , leżąc na biednej budzie , z ciężkim łańcuchem u szyi patrzył w zadumie  na świat, jak uczony grecki niewolnik na swoich rzymskich barbarzyńców i okazał się mędrcem. Przed samym odjazdem zebrali smy się wszyscy  akurat koło psiej budy, dziękowałem za dobrą robotę, a matce Alinie i dzieciom za gościnę. W pewnym momencie zauważyłem , ze nikt mnie nie słucha i wszyscy z czegoś się śmieją. Zapytałem: z czego się śmiejecie ? Ktoś powiedział: niech pan popatrzy na psa. A pies- ten większy i często leżący w zadumie, teraz  usiadł na daszku swojej budy, ustawił się w moją stronę , wyprostowany dostojnie, podniósł uszy i słuchał. Piękny pożegnalny psi gest.

Wszyscy poruszamy się w jakichś ludzkich ciemnościach. Przeszliśmy przez dom matki Aliny i jej dzieci jak przez cały świat, z aniołami , a nawet z diabłami; jedni i drudzy są nieodłącznymi towarzyszami naszej wędrówki. Chwilami ta matka i jej dzieci stawały się lustrem dla nas i całego otoczenia. Uczestnikom tej opisanej sprawy  – od profesorów akademickich po ochotniczych pomocników na budowie i niedawno ciężko chorych dzieci – przyświecał jeden i ten sam promyk , – to nadzieja,że będzie lepiej i  która jest światłem w ciemnościach i w burzach życia dla każdego z nas.(Bronisław MJ Kamiński).

 

Ze wzruszeniem przeczytaliśmy 7 – kolejną część wspomnień o ,,Orliku”. Bez wątpienia, każda kolejna część coraz bardziej pokazuje realne życie; kłopoty i  trudy z jakimi borykali się zarówno podopieczni, jaki i cały personel ,,Orlika”. Można tylko chylić czoła – jak wielką ,,robotę” wykonywaliście Państwo na czele z Dyrektorem – Wszyscy byliście ,,rękami Aniołów”.
Rodzi się przy tym pytanie: Czy zatem tamte czasy (choć bardziej trudne) i ludzie  – byli lepiej zorganizowani i bliżej człowieka ???

 

__________________________

 

___*___
Wspomnienia po „Wspomnieniach kudowskich”

Zenona Dołęgowska

 

Moją „znajomość” z przeszłością można zgrupować wg. czasu. Grupa pierwsza to Ci ludzie, których nie ma, którzy odeszli a których groby możemy zobaczyć na cmentarzach na Zakrzu i w Czermnej.

Grupa druga, to moi równolatkowie. Tych też jest niewielu. Nieco starszy ode mnie Zbyszek Chaber ze Szczytnej i równolatek to Stefan Adamowicz znad Cyganerii. Trochę uchowało się nieco młodszych to Marysia Przysiwek, Karolina Grabowska, Elunia Musiał.

 

Natomiast grupa młodszych, szczególnie moich uczniów jest całkiem pokaźna.
I to co  piszę poniżej, to właśnie dla nich.


Grzesiek Szymczuk
.

Na zdjęciu – Grzesiek Szymczuk w swojej pracowni rzezbiarskiej. 

To znajomość niezwykła. Znamy się od trzeciej klasy szkoły podstawowej na ul. Buczka. To on odnalazł mnie na „Naszej klasie” i nie zapomina od lat o niczym. Pamięta o urodzinach i imieninach, Dniu Nauczyciela, Świętach i innych okazjach. Wiem, że jest społecznikiem. Kultura w szerokim zakresie to jego pasja. Nie tylko gra, śpiewa, organizuje zespoły i występy, ale jest także rzeźbiarzem. Dziękuje Grzesiu za Twojego świątka, który patrzy na mnie codziennie z wysokości regału. Wiem również, że biodra, kolana to jego słaba strona. Życzę zdrowia. Choć jest daleko bo w Tychach ( w czasach swojej młodości chciałam tam mieszkać, bo było to młode , zbudowane na wzór socjalistyczny miasto) to myślami jest często w Kudowie.
Myśląc o nim, wspominam jego siostrę – wysoką, przystojną i siostrzenicę (czy żyją ?) ale i z Mirka  Atesa znad stawu w Czermnej.

Wojakowie

Ci z Niemiec i Hiszpanii. Ten drugi często jest na Facebooku. Wiem że choruje i zdrowieje, że grubnie i odchudza się, że ma dobrych sąsiadów w Niemczech, z którymi piecze kiełbaski na grillu i łowi ryby. Oglądam jego zdjęcia z ogrodu, byłam z nim w trasie gdy jeszcze jeździł  Tirem lub czymś podobnym. Chodzę z nim po lesie dańczowskim, zbieram grzyby z Jego mamą i piję czasami kawę z filiżanki, które dostałam od jego mamy, a które kupiła na moje imieniny w sklepie z artykułami domowymi Nad Potokiem, w latach 60-tych ubiegłego wieku, za jedyne 205 zł. Wiem również, że lubi spotykać się ze swoimi kolegami ze szkoły średniej i że ceni sobie te znajomości z lat młodzieńczych.

Ewunia Hausner (Ziemianek)

To ona z dalekiej Kanady jest częstym gościem na łamach Facebooka. To ta dziewczynka, która była bliską koleżanką Miruni, to ta, która mieszkała najpierw za ścianą a potem nad nami, w budynku przy ul. Zdrojowej 42, i której składane krzesełeczko będące w naszym dużym pokoju, niemalże odcięło mały paluszek, przez co po dzień dzisiejszy mam wyrzuty sumienia, bo przecież powinnam przypilnować dzieci przy zabawach. To ona zamieszcza liczne zdjęcia z Kudowy, parku, wystawy zabytkowych samochodów i Festiwalu Moniuszkowskiego. To ona poprawiała mnie gdy zamieszczałam mało ścisłe wiadomości o jej rodzinie.
Wiem, że z Kudową jest bardzo związana po dzień dzisiejszy chociaż dzielą ją od niej tysiące kilometrów.

Małgosia Kayzer

To koleżanka Miruni. Pamiętam ją, jej Rodziców a także męża jeszcze z podstawówki. To osoba walcząca o swoje przekonania. Nie zawsze się z nią zgadzam, ale cenię głębokość i stałość przekonań. Kochająca dom, męża, dzieci, wnuki i swego pieska Hugonka. Bywa w Kudowie gdzie odwiedza swojego tatę, który  mieszka w „moim” domu przy ul. Zdrojowej 42.

Marek Ziętek

Ten z najzdolniejszych z uczniów i wielki działacz harcerski. Wieść niesie, że zaszedł daleko w hierarchii zawodowej. Ostatnio „przyznał” się, że przeczytał moja książkę „Nie warto było?” i że mu się podobała. Dziękuje i cieszę się. Wiem, że bywa w Kudowie a ostatnio z wnuczkiem, a może wnuczką na Czermnej wspólnie  oglądali  Szlak ginących zawodów.

Leszek Duda

Ten szczuplutki chłopczyk, który zawsze podnosił rękę w górę bo zawsze wszystko wiedział i umiał.

Nieodrodny syn, swego ojca, który znał radio i  telewizję od podszewki gdy ta zaczęła powstawać i być odbierana w Kudowie. Wyjechał do Poznania i tam związany był a może i jest z Politechniką.
Odzywa się to z Poznania to z Dublina, bo tam chyba są jego dzieci, lub dziecko i wnuki.
Postać walcząca o nowoczesny świat i Polskę. Jakież trafne są jego uwagi. Zgadzam się z nimi w 100%.

 

W ostatnim czasie już w trakcie pisania „Kudowskich wspomnień” wpadłam na trop
 Krzysztofa Szymańskiego.

Zdjęcie pochodzi z artykułu Krzysztofa Szymańskiego do GzK

Nie pisze Pana bo przecież byłeś uczniem  szkoły  przy ul. Buczka. Mirunia mówi, że właśnie z Toba chodziła do jednej klasy i byłeś więcej jak dobrym uczniem. Zapewne jesteś synem pana Józefa Szymańskiego, przewodniczącego Komitetu Rodzicielskiego mojej szkoły. Wiem że jesteś  wykształconym człowiekiem, masz stopień doktora i że biznesowo byłeś lub jesteś związany z krajami byłego Zw. Radzieckiego. Nie wstydzisz  się przyznać do bliskości z SLD, tak jak i ja nie wstydzę się przyznać, że jestem jego sympatykiem. Wzruszyłeś mnie gdy pisałeś, że byłeś w Kudowie na grobach zasłużonych żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego, których nawiasem mówiąc i ja pamiętam.
Są nam bliskie te same przekonania.


Adaś Szczeniowski

Pojawił się niedawno. Pamiętam małego Adasia z ul. Granicznej gdzie mieszkał z rodzicami,  braćmi lub bratem. To on jako uczeń pierwszej klasy szkoły podstawowej, przyniósł mi na imieniny najpiękniejszą doniczkę fiołków alpejskich z oranżerii Sanatorium Wojskowego. Wydaje mi się, że zajmuje się czymś niezwykłym, dla mnie niepojętym, ale frapującym co  zapewne związane jest  z kulturą. A teraz jest chory, po operacji nogi. Adasiu oglądałam zdjęcie Twej chorej nogi. Nie wygląda pięknie. Bądź dzielny, znoś wszelkie przeciwności losu i szybko wracaj do zdrowia.

Pan Henryk Cholawski


Znam go od dawna, ale tylko z przekazu. Nigdy się z nim nie spotkałam i kto wie czy spotkam.
„Znam” go od czasów, kiedy miał zostać mężem mojej pięknej nauczycielki matematyki Krysi Chmielowiec, ale słyszałam wiele, mówiło się że był najsprawiedliwszym szefem  Urzędu Celnego w Słonem. Teraz wiem, że jest członkiem Zarządu stowarzyszenia ,,Obywatelska Kudowa”-OK. Chętnie czytam jego artykuły o tematyce historycznej, zbliża nam Kudowę i okoliczne miejscowości Czermnę, Pstrążnę  i Bukowinę. Jakież to wszystko ciekawe.
Dziękuję.

 

Pan Janek Kulpa

Zdjęcie z 2001 przesłane przez Janka Kulpę.
Na zdjęciu Janek wraz z Mamą – Panią Profesor, która wywarła wielki wpływ w krzewieniu koulury i kształtowaniu postaw oraz wrażliwości. Na zwsze pozostanie w naszych sercach/red.GzK/

 

Też pana nie poznałam i nie poznam zapewne, ale wiedziałam o panu już wtedy kiedy jeszcze się pan nie urodził.  Jest pan synem wybitnej polonistki Ireny Kulpy, niestety nie żyjącej. O niej mówili wszyscy.

To był wielki człowiek, w krótkim czasie zrobiła dla Kudowy więcej niż nie jeden przez całe życie.

Jestem pewna, że poszedł pan Jej śladem.

 

 

Pan Heliński


Obok zdjęcia Zbigniewa Helińskiego – jego wnuk Wojtek (Autor zdjecia Wojtka Fot. Marek Arcimowicz). 

„Znajomość”, że tak można powiedzieć jest przez dziadka, Zbigniewa Helińskiego, wspaniałego człowieka, sekretarza Miejskiej Rady Narodowej, w Kudowie, przewodnika sudeckiego. Pamiętam ich dom na Górnej Kudowie, skąd wędrowała do Zdroju, do pracy pana babcia i dziadek a potem ich syn a pana ojciec.
Z przyjemnością czytam o pana działalności społecznej (np. zbieranie nakrętek), kulturalnej i sportowej. Wart wnuk swego dziadka.
Życzę pomyślności w działaniu, ono świadczy o wielkim ukochaniu Ziemi Kłodzkiej.

 

Aleksandra Kusmierowska


Jest najmłodszą znajomą, telefoniczną.

Poznałyśmy się dlatego, że pisałam w swoich wspomnieniach o Gołaczowie. Jaka była szczęśliwa, że pisałam o tej maleńkiej, górskiej wiosce. Poszukiwała swego dziadka myśląc, że coś więcej o nim dowie się ode mnie.
Niestety Jej dziadek mieszkał w Gołaczowie wcześniej niż ja, nie mogłam go znać a szkoda.

Opowieści tej pani o Czermnej, o „apostołach” (domy zabytkowe w Czermnej) były niezwykłe i świadczą o wielkim  umiłowaniu tego skrawka polskiej ziemi
(Jeżeli pani będzie to czytać to proszę się przypomnieć, mój telefon 507696921).

Pan Bronisław  Kamiński

 

Pan Bronisław Kamiński ze mną w Skansenie na Pstrążnej

Przyjechał do Kudowy już po moim wyjeździe.
Poznaliśmy się kiedy był kierownikiem – dyrektorem skansenu w Pstrążnej.
Nawet zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Uważnie śledzę to, co pan Kamiński robi i pisze. Ze wzruszeniem czytam o Orliku, o jego powstawaniu, o ludziach którzy tworzyli to miejsce dla chorych dzieci.
Nie zapomina o niczym i o nikim. Wszystkich upamiętnia.
To wielka postać, o wielkim sercu i zaangażowaniu. Życzę zdrowia i wszelkiej pomyślności .

 

Krysia Rygielska (Sokołowska)

 

Pamiętam jej ojca, siostry, ale mniej mamę. Pamiętam pocztę, która była prawdziwym pałacem kudowskim. Żałuję, że nie pamiętałam Ciebie jako uczennicy a dopiero poznałam jako dorosłą osobę, która wyjechała do Jaworzna.
Lepiej znam Cię gdy zaczęłaś pisać o Kudowie, to wzbogaciło moją wiedzę o tym naszym ukochanym miejscu. Żałuję, że tak często jak Ty nie mogę do niej przyjeżdżać. Czy uwierzycie moi drodzy czytelnicy, że Krysia pojechała do Sosnowca, odnalazła cmentarz i grób mego męża Tadeusza Dołegowskiego, aby zapalić mu znicz ?
To jest nie do uwierzenia !
Tak mogą robić tylko ludzie o wielkim sercu.

 

Wreszcie rodzina Midorów i Buraków

Na zdjęciu Henryk w kl. VII; obok żona Helena i ich córka Marta

Midora pamiętam jako ucznia i nie na tyle by móc więcej powiedzieć niż o innych przeciętnych uczniach. Okazało się, że ten „przeciętny” został nieprzeciętnym w czasie swojej dorosłości. Był pierwszym kiedy można było tworzyć prywatne inwestycje i tak jest do dzisiaj. Córka jego Marta przysłała mi jego zdjęcie. Mam go w albumie. Był i po dzień dzisiejszy jest przystojnym, już trochę starszym panem.

Jego żona Helena i mama Marty. Wzruszają mnie jej wiersze.  Również niezwykłe są jej obrazy. Gratuluję serdecznie. Nie ma się co dziwić, że tacy ludzie mądrzy, wrażliwi i przedsiębiorcy mają taką córkę jak Marta.

Droga Marto, dziękuje jeszcze raz za zaproszenie do „Obywatelskiej Kudowy”. Jestem zaszczycona, że mogłam współpracować z taka osobą, która oddana jest Kudowie całym sercem. Życzę pomyślności w działaniu na niwie społecznej.  Zenona Dołęgowska. 

 

 

Zamieszcone zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów Zenony Dołęgowskiej, z zasobów GzK, a część została przesłana przez osoby wspomniane przez Panią Zenonę. Te rodziny, które zostały wymienione w tekście i zechcą przesłać swoje zdjęcia w celu jego uzupełnienia o fotografie  – prosimy o nadesłanie ich na adres zamieszczony u dołu stony.

Serdecznie dziękujemy Pani Zeni za piękne wspomnienia po ,,Wspomnieniach Kudowskich”.

 

__________________________

 

___*___

Twórczość pandemiana

 

Poniżej zamieszczamy tekst piosenki Marzeny Huk – Jednej z Laureatów w Konkursie Piosenki o Kudowie pt: ,,Sercem w Kudowie”.
Tym razem jest to piosenka ,,Uwierz”:

 

***
Marzena Huk
Uwierz


Zwyczajna kawa

kubek z serduszkiem
niezwykły smak

Banalny uśmiech
dołek w podbródku
zachwyca tak

I to spojrzenie
zwierciadło duszy
uwielbiam z profila

Chcę patrzeć…
kiedy śpisz
spokojny tak
magiczna chwila

Zawsze chcę czuć
twój smak
i pocałunek

i zapach domu,
dotyk twego ciała
To wszystko….
tak na mnie działa

bezpieczna czuję się
i za to wszystko
tak po prostu
kocham Cię.

***

Krystyna Rygielska
Wirusowy świat

Smutny to czas, przykry to czas

mamy już myśli pełne wzruszeń,
wiatr wieje tak  że daje znak
 martwić sie o coś muszę.
Wszak jest już radośniej 
dzieci to wiedzą
 figlarnie patrzą przed siebie
a wirus nicpota nadal nam dokucza
i patrzy z ukosa na ciebie.
 Jesień w pełni, kolorowy świat
można by się cieszyć życiem, 
lecz obawa przed tym trzpiotem
przynosi strach niezbicie.
Czy lubisz maseczkę czy nie , 
zakładaj ją tam gdzie  należy
 nie daj się nigdy  przekonać , 
że bez niej cię los nie zmierzy.
Nie wszyscy z nas myślą podobnie,
snują swe plany bez maski, 
być może tak, być może nie
wszyscy chcą słyszeć oklaski.
Życie niełatwe, życie bolesne,
to wirus nam to uczynił,
 koronawirus bawi się z nami, 
zamieszkać chce w każdej chwili.
Szukaj otuchy w tych trudnych chwilach, 
nadzieje miej tę od lat
 że przyjdzie ten dzień, radosny dzień , 
wirusy opuszczą ten świat.

Wraz z pozdrowieniami przesyłam zdjęcia w maseczkach, robione pół roku temu w Kudowie Zdrój.
Krystyna Rygielska

 

***

Helena Midor zd. Gałaszewska
DZIEŃ  1 LISTOPADA

Bukiety kwiatów

kołysze  wiatr

cóż więcej

dzisiaj

mogę wam dać

W ciszy wspominać

drogie imiona

które w pamięci

zostały w nas

i wzniecić  płomień

który wam zgasł…

 

_______________
________
___
Apel Obywatelski został rozwieszony na tablicach informacyjnych
Pamiętajmy:
,,DBAJMY O SIEBIE I O INNYCH”

____________________________________________________________________

TO JEST STRONA INTERNETOWA STOWARZYSZENIA OBYWATELSKA KUDOWA 
ZAWIERA INFORMACJE I SPRAWOZDANIA Z DZIAŁALNOSCI SPOŁECZNEJ I KULTURALNEJ  STOWARZYSZENIA
ZGODNIE Z REGULAMINEM STOWARZYSZENIA I UKAZUJE SIĘ NIEREGULARNIE.

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”- OK
Adres: 57-350 Kudowa-Zdrój, ul. Słoneczna 11a
mail: marta.midor.burak@gmail.com
tel: 793030702

____________________________________________________________________