Uczę i mieszkam na 1- Maja – cześć VIII

.

Zapowiedź!
We wtorek 28 kwietnia br. ukaże się na tej stronie Głosu z Kudowy artykuł Bronisława MJ Kamińskiego pt.
„ŚWIAT ZA ZASŁONĄ”. Bardzo ten tekst polecamy.
Redakcje Głosu z Kudowy i Almanachu Kudowskiego.

 

    _____*_____

c.d……..w Miejskiej Radzie Narodowej dalej odpowiadano, że mieszkania nie ma. Zmartwiona, rozmawiałam z kierownikiem szkoły panem Władysławem Czerwińskim,  który  w pewnej chwili przypomniał sobie, że w budynku szkolnym przy 1- Maja, gdzie  i on mieszka z rodziną, na dole jest mieszkanie. Mogłabym tam zamieszkać, ale uprzedza mnie, że jest zimne. Poszliśmy obejrzeć.

Widok był koszmarny przy nim mieszkanie w Gołaczowie było „komfortowe”. Mieszkanie oddzielone było od izb szkolnych dużymi, oszklonymi drzwiami. To „moje” było na parterze, inni nauczyciele mieszkali na I i II piętrze. Składało się z dwóch pomieszczeń, w których znajdowały się różne sprzęty szkolne i maszyny introligatorskie. Ściany były zniszczone i zabrudzone. W kącie stał duży żeliwny piec. Zdecydowałam się. W większym pomieszczeniu zamierzałam urządzić pokój, w mniejszym kuchnię, WC było na korytarzu. Zaczęło się generalne malowanie i sprzątanie. Stanęłam przed problemem, jak urządzić to nasze mieszkanie. Nie mieliśmy pieniędzy na meble ani ja, ani Tadek. Meble pożyczone  do Gołaczowa z Uzdrowiska należało oddać.

Z pomocą pospieszył ówczesny Przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowe Franciszek Szymczak. W tym czasie siostry zakonne mieszkające przy ul. Moniuszki opuszczały swoja siedzibę. Pozostały po nich różne sprzęty. Za niewielka odpłatnością kupiliśmy stary stół, krzesła, łózko.

Jakie to było mieszkanie, przekonaliśmy się dopiero zimą. Pan Czerwiński miał rację. Właściwie było nie do ogrzania. Nie można było podnieść temperatury powyżej 12 – 15 stopni. Stary żeliwny piec pochłaniał wiadra węgla, a pokój był ciągle zimny. Tak zwanej kuchni nie ogrzewaliśmy zupełnie (obiady jedliśmy w sanatorium). Zimą woda zamarzała.

Mieszkanie to pomimo wielu niedogodności miało swoje dobre strony. Wiedziałam już, że w tym samym budynku będę uczyć, a poza tym na I i II piętrze mieszkali nauczyciele. Wspomniany kierownik szkoły z ładną żoną i czwórka dzieci, panie Rolanka i Czesława Bębenek a na drugim piętrze Heniek Kocoń ze swoją żoną Anną. Właściwie żadne mieszkanie nie miało łazienki, jedyna łazienka mieszcząca się na strychu przynależała do Heńka Koconia (o Heńku niezwykłym więcej w późniejszych odcinkach). Czasami w drodze sąsiedzkich pertraktacji można było się wykąpać. Kontakty z nimi nie były zbyt bliskie, ale życzliwe. Wtedy po raz pierwszy poznałam smak kutii, pani „kierownikowa” w Wigilię przyniosła ten wschodni przysmak do spróbowania. Opowiadała jak się ją przyrządza i zachęcała nie tylko do próbowania, ale i gotowania.

 

Na zdjęciu klasa IV”b” – rok szkolny 1954/55

Z tej szkoły najbardziej zapamiętałam uczniów z klasy IV „b”. Wszyscy mieszkali w środkowej i górnej Kudowie. Jeszcze dzisiaj widzę okrąglutką Lidkę Gałecką, blondyneczkę Wandę Zając (w latach późniejszych była dyrektorem szkoły nr.2, spoczywa na cmentarzu na Zakrzu), czarną z króciutkimi włosami Irenkę Zwolińską, Irenę Zając, Musialik, Janka Kandefera, Stefana Myszczyszyna, Edka Osucha, Jurka Popławskiego, Renka Arendarskiego, Janka Kurzaka, Szewca i innych. Z Edka Osucha mama była zawsze dumna i słusznie. Mama Renka była w ciągłym niepokoju, bo chociaż uczył się dobrze to ciągle był niespokojny. „Dopustem bożym” był ładny i sprytny Janek Kurzak. Do nich wszystkich , autentycznie, do wszystkich byłam bardzo przywiązana, myślę, że i oni do mnie także.

 

_____*_____

  W celu dopełnienia etatu, miałam godziny w szkole przy ul. Buczka. Odległość między szkołami wynosiła około 2 km.

Na zbiórce harcerskiej

10-minutowa przerwa nie zawsze wystarczała na pokonanie odległości i punktualne przyjście na lekcje. Czasami bywały „okienka”, ale ich prawie żaden nauczyciel nie lubił. Klasy w szkole przy ul. 1-Maja były liczne, bo miały ponad 35 uczniów, ale nie uważaliśmy, że są przepełnione. Prawdziwie liczne klasy były w szkole przy ul. Buczka. Liczyły ponad 40 uczniów. Do niech chodziły wszystkie starsze dzieci (klasy 5 do 7) z całej Kudowy i z Zakrza. Dzieci było dużo (około 500) i z każdym rokiem więcej, klasy stawały się co raz liczniejsze. 4o uczniów w klasie stanowiło normę, dopiero „dużo” było to, co powyżej. Nauka w głównym budynku odbywała się na dwie pełne zmiany. Nie pamiętam jednakże, aby którykolwiek z nauczycieli narzekał na warunki życia i pracy, a może po prostu nie wiedzieliśmy że może być inaczej.

W październiku zorientowałam się, że w naszym życiu rodzinnym mogą nastąpić zasadnicze zmiany. Nie byłam jednakże tego pewna i swoją tajemnicę zostawiłam wyłącznie sobie. Pod koniec grudnia jednakże oznajmiłam Tadkowi, że jestem w ciąży.

Ucieszył się i ja byłam szczęśliwa. W miarę upływu czasu mówiliśmy na temat płci i choć Tadek wyraźnie tego nie powiedział, że chciałby chłopca, to ja jednak wiedziałam, że milszy by mu był potomek płci męskiej. W duchu marzyłam o dziewczynce, wiedział, jakie uczucia mnie wiążą z moją mamą, ale gotowa byłam przyjąć i chłopca ze względu na wielką miłość do Tadka (młodym czytelniczkom chcę powiedzieć, że w tym czasie nie wiedziano o badaniach ultrasonograficznych). Ze spokojem i ufnością czekałam na rozwiązanie. Wiedziałam, że wszystko co niezbędne do pielęgnowania dziecka, otrzymam w tak zwanej „wyprawce” którą bezpłatnie otrzymywała każda kobieta rodząca dziecko. Pierwszym własnym i nowym meblem było właśnie łóżeczko dla jeszcze nie narodzonego dziecka.
Kończyłam rok szkolny już z trudem i czekałam na przyjazd mamy, która zapowiedziała się wcześniej……..c.d.n.

________________
GzK:
Część VII Wspomnień Pani Zenony znajduje się w linku: Kudowo, Kudowo, wracam do ciebie – VII część