Kudowo, Kudowo, wracam do ciebie – VII część

Życie, nauka i praca (1954-1971)

 

c.d……….Przeprowadzka na stałe do Kudowy sprawiła mi wiele radości.
Wracałam do tego co bliskie i znane, a poza tym był ze mną kochany człowiek.

 

 

Kudowa w tym czasie miała 9000 mieszkańców. Pracowali w sanatoriach i domach wypoczynkowych. 2000 osób zatrudnionych było w fabryce włókienniczej, w Kudowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Hanki Sawickiej, leżącego 2 km. od Zdroju. Niewielka liczba mieszkańców pracowała w pobliskiej fabryce mebli, w tzw. Frocie w Czermnej (z tej fabryczki, a właściwie manufaktury zachował się w moim domu ręcznik, który zupełnie niedawno przekazałam do skansenu w Pstrążnej) w handlu i rzemiośle. Ludzi zajmujących się wyłącznie pracą na roli było mało.

Do Państwowego Uzdrowiska „Kudowa Zdrój” należało 6 sanatoriów, do których przyjeżdżali kuracjusze, początkowo na 28 -, potem na 24 dniowe turnusy. Sanatoria były bezpłatne. Najpiękniejszymi sanatoriami były „Polonia” i „Zameczek” Poza PP” Uzdrowisko Kudowa” istniały wydzielone sanatoria: Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Ministerstwa Komunikacji i inne domy branżowe. Łącznie miały około 1450 miejsc. Poważna instytucją był Fundusz Wczasów Pracowniczych, dysponował zmienną ilością miejsc o tendencji zwyżkowej, tak że w połowie lat siedemdziesiątych posiadał 150 miejsc. Zarządzał 10 administracjami o 33 domach. DW „Jutrzenka” i „Zorza” były sanatoriami związkowymi, DW „Bajka” i „Grunwald to domy profilaktyczno – lecznicze o turnusach 21- dniowych. Około 800 miejsc wykorzystywano na wczasy lecznicze, pozostałe na wczasy wypoczynkowe. Odpłatność uzależniona była od wysokości poborów.

Prawie co trzeci mieszkaniec Kudowy był przyjezdny. Ta wielorakość i różnorodność miała niebagatelny wpływ na zachowania i postawy ludności.

 

***

Na zdjęciu: Szkoła Podstawowa nr 1 w Kudowie Zdroju, lata 60 -te XX wieku. 

   Po załatwieniu wszystkich spraw służbowych związanych z moim przeniesieniem z Gołaczowa, z dniem 1 września 1954 roku miałam objąć obowiązki nauczycielki w Szkole Podstawowej nr 1 w Kudowie Zdroju. Dla jasności podaję, że w Kudowie były dwie szkoły, mieszczące się w trzech budynkach, pod dwoma kierownictwami. Na Zakrzu przy ul. Hanki Sawickiej była szkoła czesko-niemiecka z niemieckim językiem nauczania. Jej  ówczesnym kierownikiem była pani Michalina Nizinkiewicz. Szkoły przy ul. 1-Maja i Mariana Buczka były pod jednym kierownictwem. W tym czasie kierował nimi Władysław Czerwiński, wcześniej pan Ogorzałek. Kancelaria szkolna mieściła się w budynku większym, tzn. przy ul. Buczka.

Budynek ten znany mi był dotychczas pobieżnie. Skoro miało to być moje miejsce pracy, chciałam zapoznać się z nim i zaprzyjaźnić. Szkoła stała na peryferiach miasteczka. Wokół były łąki i niewiele pól uprawnych. W pobliżu stały cztery niewielkie domki. Była to budowa charakterystyczna, o surowym wyglądzie. Zbudowana z czerwonej cegły, jednopiętrowa. Miała łamany dach i niewielkie okna. Na parterze były okna – drzwi, którymi można było wychodzić na taras. Taras przykryty był żwirem, a podtrzymywany przez potężny mur oporowy. Szkołę otaczała łąka, na którą mogły wybiegać dzieci. Do budynku wchodziło się przez podcienia podpierane kolumnami. Dolny korytarz wyłożony był dużą kostką z piaskowca. Na każdej kondygnacji były trzy izby lekcyjne i ubikacje. Na piętrze znajdowały się kancelaria i pokój nauczycielski, wyposażone w niezbędne sprzęty. Na parterze mieściły się dwa malutkie pokoiki, w których przechowywano pomoce naukowe.

Nie odniosłam dobrego wrażenia przy pierwszym spotkaniu ze szkołą. Budynek był smutny, szary i posępny. Znacznie później dowiedziałam się, że budowany był z przeznaczeniem dla młodych hitlerowców. Zatem surowość stylu była uzasadniona. Wychodząc z budynku, zauważyłam uszkodzony tynk w pobliżu drzwi, była to pozostałość po zniszczonym niemieckim orle.

Pierwsze spotkanie z kierownikiem szkoły było miłe i życzliwe.  Wstępnie dowiedziałam się, że będę uczyć w szkole przy ul. 1-Maja, a kilka godzin będę mieć w budynku głównym. Wspomniałam o mieszkaniu, kierownik pełen ufności zapewnił, że to Miejska Rada Narodowa załatwi mi na pewno.

Wszystko układałoby się pomyślnie, gdyby nie brak prawdziwego mieszkania. Tadek, co prawda mieszkał w małym pokoiku w willi Marynarska, ale uważałam, że powinniśmy mieć nieco lepsze i większe mieszkanie. Wiedziałam, że obowiązkiem władz terenowych było zabezpieczenie nauczycielom bezpłatnego mieszkania. Zenona Dołęgowska.  c.d.n.