Wspomnienia kudowskie Pani Zenony Dołęgowskiej – cz.II

 

Kudowskie wspomnienia – odcinek drugi

 

….Po czterech tygodniach kuracji komisja lekarska przedłużyła mi pobyt na dalsze dwa tygodnie. Czyniono to wtedy, gdy rokowania zdrowotne pacjenta były dobre. Czułam się znacznie lepiej niż na początku kuracji. Powoli zaczęłam wychodzić i chociaż to był listopad, zaczęłam dostrzegać piękno parku, a potem Uzdrowiska. Położona w kotlinie, wśród gór, z dominującą Górą Parkową, z „Zameczkiem”, pijalnią i ładną zabudową, ta kuracyjna miejscowość była niezwykle urokliwa.

Pod koniec mego pobytu ten sam kierownik sanatorium, pan Grad, zaproponował mi pozostanie w Kudowie. Zapewniał, że znajdzie się dla mnie praca w uzdrowisku, jak też mieszkanie, a najważniejsze, że będę mogła kontynuować leczenie. To wszystko było zachęcające, a ludzie, z którymi się spotkałam, zaczęli mi być bliscy i życzliwi.

Do domu wyjeżdżałam rannym pociągiem. Przez okno patrzyłam, czy na peronie nie zjawi się ten, na którego bardzo czekałam. Nie było go. Pan naczelnik wyszedł już z czerwoną chorągiewką. W tej chwili dostrzegłam wbiegającego na peron i machającego jakimś przedmiotem Tadka. Zobaczył mnie, podbiegł i w ostatnim momencie podał mi zawiniątko. Nie było czasu na żadną rozmowę. Kiedy pociąg ruszył, zobaczyłam, że jest to książka z dedykacją.

Do domu (do Sosnowca) wracałam zadowolona, bo zdrowie było lepsze, bo zobaczyłam Tadka, ale byłam jednocześnie pełna niepokoju o reakcje ojca na moją propozycję, dotyczącą wyjazdu z domu na stałe. Ojciec – oczywiście- nie zgadzał się. W domu wytworzyła się ciężka, trudna do wytrzymania atmosfera. Po długich rozmowach z mamą i analizie wszystkich „za” i „przeciw”, postanowiłyśmy obie, że jednak wyjadę.


Na zdjęciu Tadeusz Dołęgowski po odbyciu służby wojskowej

przed przybyciem do Kudowy Zdroju – rok 1951
.

______  *  ______
Praca w Uzdrowisku Kudowa Zdrój

W pierwszych dniach stycznia 1953r. ponownie jechałam pociągiem do Kudowy, ciekawa przyszłości, ale jednocześnie pełna niepokoju o mamę i stosunki, które mogły się znacznie pogorszyć między rodzicami z powodu mego wyjazdu. Pierwsze kroki skierowałam do „Polonii”, gdzie dostałam maleńki pokoik na ostatnim piętrze. Natychmiast w dyrekcji Uzdrowiska zaproponowano mi prowadzenie tajnej kancelarii. Zgodziłam się, ale nie miałam zielonego pojęcia o prowadzeniu czegoś takiego.

Po kilku dniach od mojego przyjazdu dostrzegłam charakterystyczną czapkę na głowie Tadka, idącego ul. Zdrojową. Ucieszyłam się bardzo, ale jednocześnie nasunęła mi się taka refleksja: ”Czy on czasem nie pomyśli, że dla niego przyjechałam?” Prawdę mówiąc nie przyjechałam dla niego, ale miło mi było myśleć, że jest ktoś znajomy, z którym zapewne będę pracować w organizacji młodzieżowej.

Dziwna była ta moja praca zawodowa. Pokój w którym pracowałam, mieścił się w budynku dyrekcji Uzdrowiska, w parku zdrojowym. Sama zajmowałam pokój dość duży, ale z kratami w oknie. Wśród sprzętów najważniejsza była kasa pancerna z różnymi tajnymi dokumentami. W Centralnym Zarządzie Polskich Uzdrowisk w Warszawie zostałam przeszkolona w prowadzeniu tajnej kancelarii, ale w rzeczywistości niewiele miałam do roboty. Przy moim usposobieniu i chęci działania było to zajecie, które nie dawało mi żadnej satysfakcji. Wolny czas wykorzystywałam na czytanie, odpisywanie listów do „junaka” (znajomy z czasów mojej nauki w Liceum Pedagogicznym kiedy to jako uczennica  uczyłam młodych analfabetów, on junak instruktor ds. szkolenia analfabetów 8 Brygady Powszechnej Organizacji Służba Polsce), które przychodziły z wielka częstotliwością, oraz planowanie działalności koła ZMP.

Mniej więcej po miesiącu wyprowadziłam się z „Polonii”, bo otrzymałam pokoik w jednym z domów należących do Uzdrowiska, przy ul. Zdrojowej. Pokoik był wyposażony w niezbędny sprzęt oraz w służbową pościel, którą co dwa tygodnie można było wymieniać na czystą w pralni zdrojowej. Zamiast radia był głośnik, zwany „kołchoźnikiem”. Stołowałam się w sanatorium, zresztą podobnie robili i inni pracownicy uzdrowiska. Chociaż pensja jaką otrzymywałam była maleńka, to prawie na wszystko wystarczało, bowiem za mieszkanie, w tym światło, jedzenie i pościel, płaciło się niewiele. Zresztą i moje potrzeby w tym czasie były znikome.

Nie wiem dlaczego, ale w pamięci mojej zachował się  dzień kiedy do dyrekcji Uzdrowiska przybyła piękna para, Barbara i Zbigniew Kayzer, byli młodymi lekarzami  którzy mieli rozpocząć  pracę w Uzdrowisku.  Przez wiele następnych lat  osoby te wywarły  wielki wpływ na kształtowanie się służby zdrowia  zarówno uzdrowiskowej jak i  miejskiej.

Nie przemęczając się w pracy zawodowej, całą swoją  energię i chęci poświęciłam pracy społecznej w kole ZMP działającym w Uzdrowisku. (c.d.n.)

__________________
Od GzK: Jeżeli ktoś nie czytał części pierwszej wspomnień, może znaleźć je pod linkiem: Wspomnienia kudowskie Pani Zenony Dołęgowskiej – część I   Dziękujemy serdecznie za piękną historię i czekamy na kolejne. Zapewne wyjdzie z tego piękna księga Pani Zeniu.