GzK – 25.04.2021.

Zdjęcie wykonał Bronisław MJ Kamiński

 

 MIESIĄC PAMIĘCI

Pod grobem Więźniarek filii obozu Gross-Rosen w Kudowie-Zdroju


Zgodnie z tradycją Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”-OK organizuje w kwietniu – spotkania pod Pomnikiem, by oddać pamięć Ludziom i wydarzeniom, które zapisane są na wielkich kartach historii naszego narodu.
Mamy wielu Patronów, którzy wywarli wielki wpływ na dzieje naszego Narodu; wielu Patronów naszej Małej Ojczyzny Kudowy, którą tworzyli Ludzie i Oni spoglądają na nas, tam ,,z góry”, czy to dzieło które dalej tworzymy, jest przez nas dobrze kontynuowane i pielęgnowane. 


Tym razem Zarząd Stowarzyszenia Obywatelska Kudowa-OK wraz z Panem Bronisławem MJ Kamińskim – historykiem spisującym losy Ludzi i wydarzenia z życia Kudowy; wieloletnim, byłym Przewodniczącym Społecznego Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci, Walk i Męczeństwa oraz twórcą i budowniczym Miejsc Pamięci w Kudowie, stosując się do ograniczeń pandemicznych – uczciliśmy pamięć Tych, którym przyszło żyć w obozie hitlerowskim w Kudowie. I choć to miejsce filli obozu Gross-Rosen na Zakrzu, na którego obszarze przebywało jednocześnie przeszło 4000 Więźniów różnych narodowości, nie jest kojarzone z pozytywnymi wydarzeniami, to właśnie dla Nich i ich Przodków; i z poczucia naszego obowiązku – należy o tym wszystkim pamiętać.

PAMIĘTAMY!
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!

Poniżej znajdzie się wykład Red. Bronisława MJ Kamińskiego o hitlerowskim obozie pracy wraz z koncepcją upamiętnienia.



.

___*___
Z życia Rady Miejskiej Kudowy-Zdroju

Adam Frankowski

Kwiecień 2021 r.

W związku z wieloma głosami mieszkańców naszego miasta rozpytującymi, co nasza gmina zamierza zbudować na wielkiej łące przy stawie w Parku Zdrojowym, z przykrością informuję, iż w żadnym momencie procedowania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla strefy A ochrony uzdrowiskowej zmiana przeznaczenia wzmiankowanego terenu nie była poruszana na żadnej komisji, w której uczestniczyłem.

Powszechnie wiadomo, iż w naszej Radzie Miejskiej ograniczana jest możliwość mojego pełnego uczestniczenia w tym demokratycznym gremium, czego przykładem jest sytuacja na sesji z dnia 8 lutego 2021 roku, gdy radni z komitetu wyborczego pani burmistrz nie przyjęli mnie do grona Komisji Gospodarczo-Ekonomicznej. Czyt:  GzK – 14.02.2021.
Proces przystąpienia do zmiany planu zagospodarowania przestrzennego dla strefy A ochrony uzdrowiskowej rozpoczął się uchwałą Rady Miejskiej w maju 2016 roku, do 26 września 2016 roku mieszkańcy Kudowy-Zdroju i inni zainteresowani mieli możliwość złożenia wniosków do projektu planu.
Następnie 18 października 2018 r. Rada przyjęła uchwałą „Analizę zmian w zagospodarowaniu przestrzennym Gminy Kudowa-Zdrój”, z której wnioski dotyczyły problemu korekty granic strefy A i dostosowania do obowiązujących wymogów prawnych.
Od 4 do 28 września 2020 r. wyłożono do publicznego wglądu projekt, a do 19 października 2020 r. istniała możliwość składania uwag do
planu.
Obecni radni po jednym posiedzeniu „komisji wspólnych”, na którym temat zmiany planu był referowany tylko przez pracownika Urzędu Miasta, bez specjalistów od ochrony przyrody, ochrony klimatu czy ochrony zabytków, w dniu 12 marca 2021 roku uchwalili nowy plan
zagospodarowania przestrzennego dla strefy A ochrony uzdrowiskowej w Kudowie-Zdroju. Adam Frankowski. 

___*___

440 lat WIELKIEJ ŁĄKI
nad Stawem Zdrojowym w Kudowie

czyt: GzK – 11.04.2021.

czyt: GzK – 28.03.2021.

 

.


INFORMACJE


 

___*___
Kudowska Ochotnicza Straż Pożarna

Z przyjemnością odnotowujemy działania Kudowskiej OSP dotyczące działań dla pożytku publicznego.
W minionym tygodniu mieliśmy okazję zauważyć przejeżdżający wóz strażacki, na czele którego Strażak trzymający wąż strażacki z wodą pod ciśnieniem czyścili pobocza kudowskich ulic.
To tylko utwierdza nas w przekonaniu, że misja jaką  pełnią nasi dzielni Strażacy oraz ich działania społeczne zasługują na jak największe uznanie i stwierdzenie, że
ZAWSZE MOŻNA NA WAS LICZYĆ!
/Red/. 



___*___
100 LAT JEDNOSCI RUCHU STRAŻACKIEGO

Obecnie odbywają się w Polsce obchody 100-lecia jedności ruchu strażackiego. W normalnych warunkach, gdyby nie było pandemii uroczystości te byłyby wszędzie widoczne, bowiem Ochotnicze Straże Pożarne są wszędzie i
cieszą się wielkim uznaniem społecznym.

24 kwietnia br odbyła się jedna z ważnych konferencji w tej sprawie i była transmitowana na Youtube. Pojawił się także akcent kudowski, wystąpiła kudowianka, znana aktywistka ruchu strażackiego pani Justyna Szablewska, która jest doktorantką Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Pani Justyna mówiła o archiwach OSP na ziemi kłodzkiej. Zawrócimy się do pani Justyny o przedstawienie tego zagadnienia czytelnikom strony Stowarzyszenia Obywatelska Kudowa-OK. (Red).


Na zdjęciu:  Justyna Szablewska na ekranie monitora w w/w Konferencji, którą można było obejrzeć na kanale https://youtu.be/iWG5CITazps
Więcej informacji na Facebooku
https://www.facebook.com/Zwiazek.OSP.Rzeczypospolitej.Polskiej/posts/3883448098358928



 

___*___
GRATULACJE DLA JULIANA GOLAKA

Z radością przyjęliśmy wiadomość, że Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda odznaczył Pana Juliana Golaka Krzyżem Wolności i Solidarności.

Na zdjęciu Julian Golak na ,,spotkaniu książkowym”
w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Kudowie-Zdroju.

Źródło: KUDOWSKIE SPOTKANIE Z KSIĄŻKAMI 

Pan Julian Golak jest dobrze znany społeczeństwu Ziemi Kłodzkiej ze swojej aktywnej działalności społecznej i kulturalnej. Jest działaczem na skalę międzynarodową, tworzył Solidarność Polsko-Czesko-Słowacką oraz Międzynarodowy Ruch Bądźmy Rodziną. Za taką działalność wcześniej spotkały go prześladowania i więzienie. Te trudności nie powstrzymały go w działalności i hartowały. W poprzedniej kadencji Sejmiku Dolnośląskiego był Wiceprzewodniczącym Sejmiku, jest autorem wielu publikacji i kilku książek. Jest przede wszystkim działaczem praktycznym, bardzo pomocnym i życzliwym. Stowarzyszenie Obywatelska Kudowa-OK wraz ze swoimi zwolennikami składa Panu Julianowi serdeczne gratulacje i życzy dalszych osiągnięć.

 

.

 



___*___
ALICJA CZARTOWSKA

Ze smutkiem zawiadamiamy, że w dniu 27 marca 2021r zmarła nauczycielka kudowska Alicja Czartowska.
Do Kudowy Zdroju przyjechała wraz z mężem i córkami ok. 1970r. Mąż Jerzy Czartowski objął stanowisko dyrektora prewentorium na Bukowinie, Alicja była nauczycielką w tym prewentorium. Po likwidacji prewentorioum, państwo Czartowscy podjęli pracę w szkolnictwie kudowskim. Pani Alicja była cenioną polonistką, mile wspominaną przez uczniów.
Ostatnie lata życia spędziła u swoich dzieci, zmarła mając 91 lat i pochowana została 22 kwietnia 2021r na cmentarzu kudowskim na Zakrzu, obok swojego męża.

Państwo Czartowscy zasłużyli się naszej społeczności,
niech odpoczywają w pokoju. /Red/

 

.


MIESIĄC PAMIĘCI


___*___
KUDOWA KUDOWA

Zapominanie o niewinnych ofiarach niszczy i zabija po raz drugi

Bronisław MJ Kamiński

W Kudowie, na Zakrzu, w latach 1944-1945 istniał  hitlerowski obóz pracy „Sackisch”, jako zespół kilku podobozów, w tym filia obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Jednocześnie, na raz, było w nim około cztery tysiące więźniów. Zostali zmuszeni do pracy w obiektach przemysłu bawełnianego, przestawionych na  produkcję wojenną.Więźniami były kobiety i mężczyźni z Polski, Czech, Słowacji, Węgier, Związku Radzieckiego, z Francji i jeńcy wojenni z Włoch. Dużą grupę, blisko tysiąca osób stanowiły dziewczęta i kobiety pochodzenia  żydowskiego, przywożone do Sackisch z obozu koncentracyjnego Auschwitz.Niektóre z nich – po kilku miesiącach pracy w Sackisch – były wywożone  do innych obozów, jak m.in. do Klein Schonau, czyli do Sieniawki koło Bogatyni. Taką drogę odbyła m.in. Elisabeth Langfelder z Węgier, którą do Sackisch przywieziono w ledwo widocznej ciąży, a stąd po dwóch miesiącach ciężkiej pracy przetransportowana do Klein Schonau, gdzie w pierwszych dniach wolności urodziła syna Karola.

               Na zdjęciu Elisabeth Langfelder, więźniarka w Sackisch. Została zabrana do najgorszego obozu na świecie- do Auschwitz, gdy była z kilkutygodniową ciążą.Potem była przez dwa miesiące w obozie Sackisch w Kudowie Zakrze i jeszcze przez cztery miesiące w obozie Klein Schonau. Dziecię w jej łonie przeszło przez trzy hitlerowskie obozy i nie przeżyłoby w głodnym brzuchu mamy, gdyby nie solidarna pomoc współwięźniów. 

 

Gdy obozowe dziecię przyszło na świat jako Karol (Charles) , a stało się to 7 maja 1945r , w pierwszym błysku wolności, to Elisabeth była najszczęśliwszą mamą świata. Wtedy nawet spolszczono jej imię z Elisabeth  na Bożena.

 

 

Oto ten Karol, czyli Charles Langfelder  w Waszyngtonie w 2021r, chciałby zobaczyć pomnik dla więźniów w Kudowie , w którym byłaby także jego dzielna matka i jej dzielne koleżanki współwięźniarki.

Obecnie, mieszkający w Waszyngtonie Charles  Langfelder jest naszym sojusznikiem w budowie pomnika więźniom obozu w Sackisch. W Sieniawce uczczono pomnikiem więźniów Klein Schonau, a w  Kudowie jeszcze nie. Dlaczego jeszcze nie? Dlaczego ? – Otóż, od wielu lat funkcjonuje przekonanie, że mieszkańcy ulicy Łąkowej, na której były bloki Sackisch, nie chcą przypominania im  o gehennie miejsca i nikt nie chciał działać przeciwko nim.. Jednakże, ucieczka w zapominanie jest  drogą  donikąd, przed czymś takim nie ma ucieczki, a zapomnienie społeczne , do tego metodyczne, staje się niszczeniem niewinnych ofiar po raz drugi. Dla tej postawy starszych wiekiem mieszkańców –  można znaleźć zrozumienie: sami przeżyli wojenną makabrę i chcą zapomnieć swoje okropne przeżycia. Burmistrz Czesław Kręcichwost poszukiwał jakiegoś rozwiązania, które uwzględniałoby uczucia mieszkańców tego osiedla.  Jednak, jest  na tym osiedlu coraz więcej ludzi młodych, nie znających wojny, a mających zrozumienie dla potrzeby zachowania pamięci, jako fundamentu życia społecznego i narodowego. Także, prawo polskie nie pozostawia żadnej furtki: takie miejsca mają być upamiętnione i nastąpi  to prędzej, czy później. Poniżej, zamieszczamy odpis pisma Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Kłodzku z 27 czerwca 1968r. do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Kudowie Zdroju  zobowiązujące  do uczczenia miejsca pamięci narodowej w Kudowie Zdroju, na Zakrzu.

Prezydium Powiatowej Rady Narodowej  w Kłodzku  

27 czerwca 1968r.
Wydział Kultury
Nr K.L.9/14/68
Do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej  w Kudowie Zdroju 

Powiatowy  Obywatelski Komitet Ochrony  Miejsc Pamięci  Walki i Męczeństwa w Kłodzku zawiadamia, że otrzymał wiarygodne oświadczenie dotyczące istnienia w latach 1944 – 1945 obozu pracy przy fabryce samolotów w Kudowie Zdroju – Zakrze. W związku z powyższym, miejsce byłego obozu będziemy  traktować jak zweryfikowane miejsce pamięci narodowej. Zwracamy się jednocześnie z prośbą  o upamiętnienie go tablicą pamiątkową.

Kierownik Wydziału Kultury
Roman Sakaluk

Krótko o historii projektu – pomnika

Sprawa upamiętnienia więźniów hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Sackisch trwa formalnie od 1968r., lecz ożywiła się w 2005r., po pojawieniu się Pomnika Anny Świdnickiej i reorganizacji Muzeum na Pstrążnej. W tymże Muzeum, pojawił się projekt wykonania pomnika więźniom Sackisch w formie kwiatu pełnika europejskiego, czyli  róży kłodzkiej, kwiatu niemal charakterystycznego dla tego terenu. Tysiąc uwięzionych dziewcząt i kobiet zdominowało wyobraźnię i świecący kwiat, wysokości latarni ulicznej  z tablicą pamiątkową u stóp wydawał się właściwym symbolem uznania i pamięci, tak jak składane corocznie kwiaty, z tą różnicą,że  świecąca róża kłodzka nie uschnie na drugi dzień, a trwa, świeci, przypomina, pali się światłem rozpraszającym mrok. Szkice takiego pomnika wykonali odręcznie architekt krajobrazu Tomasz Borowiak i artysta malarz Ivan Malinskyy. Szkic koncepcyjny Tomasza Borowiaka z opisem przedstawiony do opinii Muzeum Gross-Rosen w Wałbrzychu, uzyskał  akceptację. Koncepcja pomnika –kwiatu wzbudziła zainteresowanie  w Instytucie ds.Antysemityzmu na Uniwersytecie Technicznym w Berlinie i do Kudowy przybyła – z tego instytutu – pani dr Rudorf, by zobaczyć, czy ten pomnik już stoi. Rysunek Malinskyyego otworzył możliwości rozwiązań plastycznych i technicznych. Teraz wystarczy konkurs plastyczny  na pomnik, przeprowadzony wśród dzieci kudowskich. W 2019r sprawa została przedstawiona Pani Burmistrz Anecie Potocznej i Radzie Miejskiej z propozycją zrealizowania na 75-lecie wyzwolenia Kudowy Zdroju  w 2020r. Można domniemywać, że z powodu licznych prac inwestycyjnych, jak m.in. na stawie w Parku Zdrojowym, w organizacji wysypiska  odpadów i wykonywaniu nawierzchni ulic – sprawa pomnika została przełożona na okres późniejszy. Obecnie, w okresie pandemii, tego rodzaju działania uległy pewnemu przyhamowaniu. Do tego, za pół roku wejdziemy w czwarty przedostatni rok obecnej kadencji Rady Miejskiej i Burmistrza, co również ma wpływ na uszeregowanie priorytetów. Jeśli nie znajdzie się taka możliwość w bieżącej kadencji, to sprawę trzeba przełożyć na 80-lecie przypadające w roku 2025. Wszystko zależy od woli Rady Miejskiej i Burmistrza, a nie od finansów, bowiem na ten cel wystarczą środki z dobrowolnych składek społecznych, bez czerpania z budżetu gminy. Byłoby to niezwykle piękne, gdyby obecna Rada Miejska i Pani Burmistrz zdążyli wykonać to dzieło, jeszcze w tej kadencji.                       

 

***
HISTORIA OBOZU W LISTACH I WSPOMNIENIACH

List Fredy Sztajer z Australii, więźniarki obozu KudowaSackisch,
napisany  w 1994r (fragment)

 

Po 50 latach postanowiłam odwiedzić  Kudowę Zdrój – Zakrze. Żeby jeszcze  raz zobaczyć  ten obóz pracy, w którym przeżyłam tak dużo. Jestem rozczarowana i zmartwiona, że nie został niczym upamiętniony. Pochodzę z miasta Łodzi, jestem tam urodzona. W Getcie byłam do likwidacji. Byłam tam z całą rodziną. Rodzice umarli w Getcie z głodu , z zimna i ze zmartwienia. Ja z braćmi zostałam wysłana do  koncentracyjnego lagru Auschwitz i więcej ich nie widziałam. Po pewnym czasie, po selekcji zostałam wysłana do Kudowy Zdroju – Zakrze. Tam posłano mnie do fabryki amunicyjnej, pracowało tam kilkaset kobiet.

List Estery Hendel  z domu Leszczyńska,
napisany w Australii 19.marca 1994r (fragment)

Urodziłam się 1-6-1925 r.  w Łasku, w Polsce, województwo łódzkie. Byłam w getcie w Łasku do 1942r., a po likwidacji getta w Łasku byłam w getcie w Łodzi, stąd zabrano mnie do Auschwitz., a po kilku selekcjach  z Auschwitz wysłano mnie do Kudowy-Zakrze, pracowałam w fabryce samolotów, warunki tu były okropne, głód, zimno, brud, to jest nie do opisania.(…) Bardzo mnie dziwi, że tyle lat minęło i nie zostało nic upamiętnione z naszego cierpienia, to, że ten lagier istniał. Ten lagier powinien być upamiętniony napisem, że ten lagier istniał. O pamięci zmarłych  i cierpieniach ludzi  nie wolno nigdy zapominać.

List Miry Boeck Lester,
więźniarki z Sackisch, napisany 22 marca 1997r. (fragment)

18 sierpnia 1944r. zostałam wraz z rodzicami zawieziona z Łodzi do obozu koncentracyjnego  Auschwitz, gdzie rozgrywały się najgorsze zwyrodnienia hitleryzmu. Zabrali mi matkę, która straciła życie w komorze gazowej, ojca wysłali do obozu pracy, gdzie go zabili, ja zostałam dosłownie naga i bosa, w ciągu kilku godzin.(…) Z Auschwitzu zostałam wysłana do obozu Kudowa – Sackisch, pod koniec sierpnia 1944r. przywieziono mnie wraz z innymi dziewczynkami do Kudowy. Pod nadzorem okrutnej legerfiirehrin SS przydzielono nas do baraku, gdzie umieszczono po 20 dziewcząt w jednym pokoju o podwójnych pryczach, na których były sienniki wypełnione słomą i koc do przykrycia. Co rano był apel i z niemiecką dokładnością nas liczyli. Zaznaczam, że baraki były odgrodzone kolczastymi drutami, ucieczka nikomu na myśl nie przyszła, ubrane byłyśmy w pasiastych „sukniach” i ogolone głowy. Po apelu dostałyśmy tzw. kawę z palonego zboża i porcję chleba przydzielonego na cały dzień. Pod nadzorem majstrów niemieckich wykonywałam pracę, jaką mi kazali. (…). Ja mieszkałam w baraku polskich Żydówek, były tam również Żydówki z Węgier i ze Słowacji, na drugim baraku. Byłyśmy wymusztrowane w strachu i w głodzie, nie do opisania. Byłyśmy zupełnie  odizolowane od świata. Żeby pójść do toalety, trzeba było się meldować i być zdanym na humor aufsejerki SS. 

Wspomnienia więźniarki Edyty Lazar  ur. W1923r. w Bratysławie, więźniarki w obozie  Kudowa Sackisch, 1944 – 1945, napisane w języku słowackim  (fragmenty)

Edyta Lazar została zabrana do Auschwitz w czerwcu 1944r. wraz z dużą grupą osób pochodzenia  żydowskiego z Węgier. W Auschwitz była przez cztery miesiące, 11 października 1944r. została przywieziona do obozu pracy Sackisch w Kudowie. W tym transporcie przywiezione zostały do Kudowy więźniarki pochodzące ze Słowacji, Węgier i z Jugosławii. Rozlokowano je w izbach, w których było po 20 łóżek w każdej izbie, a budynek umywalni i ubikacji był położony oddzielnie. Edyta Lazar doczekała wyzwolenia  i  w  1988r. opisała obóz Sackisch w  swoich  wspomnieniach. Oddajmy głos więźniarce, nikt inny, nie opowie nam tak o życiu w tym obozie, jak ta więźniarka, unikająca mówienia o swoim cierpieniu, a pokazująca chłodno to, co się tam działo. Śródtytuły wstawiłem dla przejrzystości tekstu.

Edyta Lazar pisze:

„Ja pracowałam w hali montażowej, gdzie wyrabiano części do śmigieł samolotowych. Inne dziewczęta pracowały na tokarkach, na prasach i w galwanizerni. Przy stanowiskach pracy systematycznie przechadzali się SS-mani. Nasz majster był z Hamburga, nazywał się Voigt. Rano budzono nas, gdy jeszcze było ciemno, dostawałyśmy chochlę kawy zbożowej i „fabryczną” zupę, kiedy wracaliśmy z pracy dostałyśmy mały  kawałek chleba  i znowu jakąś zupę. W fabryce, kiedy miałyśmy szczęście, niektórzy z włoskich więźniów wcisnęli nam jakieś jedzenie. Pod koniec kwietnia 1945r. wygonili nas na łąkę, żebyśmy do jedzenia zbierali trawę, ponieważ dostawa jedzenia  z Wrocławia  była już niemożliwa.(….) Byłyśmy wychudzone. Zima 1944 na 1945 była bardzo mroźna. Przed Świętami Bożego Narodzenia dostaliśmy chodaki (drewniaki). Licznym więźniom przemarzły palce u rąk i u stóp. Zaraz po nas, przyjechał transport więźniów kobiet, ze Słowacji, były w Auschwitz krótko, między nimi były  dziewczęta z Nowych  Zamok,  z Bratysławy, Tpolcian i Żiliny, umieścili je w bloku obok, a parę dokwaterowano  do nas. Na każdej pryczy spało po dwie więźniarki. W piecykach mogłyśmy palić tylko wtedy, gdy coś ukradliśmy do spalenia.(…) Te dziewczęta, które nie pracowały w fabryce, wykonywały prace na torach w stronę Nachodu (…)  ratowały nas od głodu. Czesi z Nachodu, zatrudnieni przy kolejnictwie dawali im jedzenie, którym dzieliły się z pozostałymi.  

Współwięźniowie

Ja, jako dziecko, przez lata bawiłam się z moją przyjaciółką  w warsztacie  szewskim jej ojca. Przez to, że często obserwowałam pracę szewca, mogłam dziewczętom naprawiać zniszczone buty, mając ukradziony materiał. Wołały na mnie „Edyta szewc”. Takie nazywanie było konieczne, ponieważ w obozie było dużo kobiet o imieniu Edyta, W mojej izbie były trzy: Edyta Leuchter z Novych Zamok była ze swoją siostrą Jelanou i Edyta Schwartz z Miśkovca. Tę ostatnią dosłownie uratowałam w obozie. Była słaba, miała odmrożone ręce, wlekliśmy ją i jej siostrzenicę Marikę. W fabryce  wykonywałyśmy za nich ich pracę. Dziś, nie umiem zrozumieć, skąd miałyśmy tyle siły. Na Edytę z Miśkova wołano „Mała Edyta”. Doskonale opanowała złodziejstwo, dzięki czemu, trzy razy w tygodniu  można było napalić w piecu. Do pracy w fabryce maszerowaliśmy wzdłuż torów kolejowych. Mała Edyta sprytnie podłaziła pod wagony i zbierała rozrzucone ziemniaki  oraz węgiel, rzucała to za ubranie, które od spodu  miała związane sznurkiem. W fabryce wyrabiano części do samolotów. Obok naszego obozu znajdował się męski obóz, gdzie byli jeńcy wojenni z Włoch, z Francji i z Rosji. Pewnego razu, obok naszego obozu prowadzono Rosjan, którzy padali od głodu i zmęczenia. W tym czasie akurat rozdawali nam chleb, a myśmy rzucały go przez płot dla wycieńczonych mężczyzn. Wtedy, nasz strażnik zastrzelił Jugosławiankę Danicu. Mieszkała ze mną w izbie i my ją pochowałyśmy. Jest pochowana przy potoku, bez oznaczenia. Oprócz niej, spoczywają tam jeszcze cztery dziewczęta, które umarły z przemęczenia.

Włosi i Blanka

Włosi otrzymywali od Czerwonego Krzyża dofinansowanie  na lepsze racje pokarmowe  i przez to niekiedy mogli się z nami podzielić. Niektórych mam przed oczami do dnia dzisiejszego. Vincenso, który był monterem przepięknie śpiewał, nawet do tego stopnia, że SS nie mogło go powstrzymać. Była też między nami śpiewaczka z Warszawy, Blanka. Śpiewała tak długo, dopóki miała siły. Blanca wróciła z obozu i bardzo bym chciała wiedzieć, co się z nią dzieje, ponieważ często ją opatrywałam  i wlewałam w nią otuchę.

 

Rosjanie

Wiem, że niektórzy rosyjscy chłopcy mieli kontakt z partyzantami czeskimi. U Rosjan podziwiałam, że zupę obiadową  wlewali do dużego garnka i jedli z niego razem. Jeden z nich pracował u kontrolera i miał przepiękne pismo. Nazywał się Aljosza. Każda narodowość miała swoje karty, na których zapisywano odpowiednie dane. Pytałam się jego, gdzie nauczył się tak pięknie pisać, a on odpowiedział pysznie, że ukończył dziesięciolatkę.

Codzienność obozowa

O cierpieniach nie piszę. Żadne słowo, żadne opowiadanie, żaden film, nie mogą oddać tego, co przeżywaliśmy. Przecież byliśmy pozbawieni wszelkich praw i po naszej ludzkiej godności deptano stale i bez skrupułów. Przy tym byłyśmy chore, głodne i zmarznięte. Oprócz tego pochodziłyśmy z różnych narodowości i różnych warstw społecznych, o różnych wyznaniach i różnych cechach charakteru. Miałam szczęście, że byłam z takimi dziewczętami, które mimo tego cierpienia wytrzymywały i nie traciły nadziei, które zachowały swoją ludzką godność i przede wszystkim były wobec siebie tolerancyjne.

Niedziela w obozie

Jeden dzień w tygodniu, w niedzielę, nie pracowaliśmy w fabryce, ale wtedy musieliśmy sprzątać izby i podwórko, myć latryny. Po prostu, nigdy nie można było odpocząć.

Wyzwolenie

Tak męczyliśmy się do początku maja 1945r. Zawsze mieliśmy jakieś wiadomości, a także dochodziły do nas słuchy o bombardowaniu. Niekiedy był alarm. Pewnego dnia mężczyzn wywieźli. Nie szliśmy już do pracy, obóz jakby wymarł. Na drugi dzień zobaczyliśmy jak maszerują Niemcy, także starcy i dzieci ze strzelbami. Wiedziałyśmy, że jest już po wszystkim. Następnie, rano, wygnali nas na podwórze, nad nami krążył samolot. Starsza obozowa oznajmiła nam, że jest koniec wojny  i że strażnicy zaprowadzą nas do Nachodu. Ustawili nas w rzędzie i prowadzili nas drogą , którą szło niemieckie wojsko, ustępując miejsca Sowietom. Armia Czerwona rozbroiła ich przy Beloves. My byłyśmy zepchnięte do rowu ale dalej maszerowałyśmy. Szybko dotarłyśmy do Nachodu. Tu grała kapela i nie chciałyśmy wierzyć naszym oczom. 

Czesi

Zobaczyliśmy naszych żołnierzy i naszych ludzi ozdobionych w trójkolorowe barwy. Nasza eskorta z Wehrmachtu została rozbrojona i aresztowana. Zaopiekował się nami Czerwony Krzyż i zaprowadzono nas do szkoły, gdzie były sienniki. Następnie, zaprowadzono nas na dziedziniec fabryczny i dano nam jedzenie. Po jedzeniu wróciłyśmy do szkoły na nocleg. Tu nam oznajmiono, żebyśmy się nie rozchodziły. Niektóre rodziny zadeklarowały się, że przyjmą dziewczęta i to się będzie odbywać pod nadzorem członkiń Czerwonego Krzyża. Tak trafiłam z „Małą Edytą” do małżeństwa Zemanków. Wiele dziewcząt trafiło do rodzin i dbano o nich wzorowo. Na ulicach Nachodu, przed domami, stali ludzie  i rozdawali jedzenie i ubrania. Było to nadzwyczajne. Jeszcze przed pójściem do rodzin, chcieli nas odwszawić i zdezynfekować. Myślę, że prowadzili nas do szpitala, ale w tym momencie rozgorzała bitwa. Dużo Niemców uciekało i jednocześnie walczyło z partyzantami. Szybko nas wyprowadzili na górę, gdzie znajdowała się gospoda „Na Wyhlidce”. Tu widziałyśmy jak rozdawano broń dla partyzantów. Strzelanina trwała dosyć długo. W gospodzie traktowali nas bardzo dobrze. Jak wszystko ucichło, członkini Czerwonego Krzyża sprowadziła nas z powrotem do miasta. Pod wieczór zaprowadzili nas do Zemanków. Ci, nas na podwórzu wykąpali i od razu zaczęli nas karmić. Myśmy miały na tyle rozumu, że nie rzuciłyśmy się na jedzenie. Sąsiedzi przynieśli nam ubrania, a rano pan Zemanek zaprowadził nas do miasta. Spotykałyśmy dużo dziewcząt z naszego obozu i widziałyśmy tysiące ludzi przechodzących przez Nachod. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak nachodczanie dali sobie z tym wszystkim radę. Rozdawali nie tylko to, co było najpotrzebniejsze, ale także dobre słowo i ludzką gościnność. O Nachodzie wspominam z szacunkiem, wdzięcznością i podziwem. Przecież oni żyli też pod hitlerowskim naciskiem w protektoracie, a mimo to pomagali tysiącom więźniów  i dali nam  pewnego rodzaju szczęście w wyzwoleniu”.

Na dobre  zakończenie 

Ważny dokument do dziejów obozu Kudowa Sackisch, jakim są Wspomnienia Edyty Lazar, pozyskał  Aleksander Safier od Ladislavy Jankovej z Nachodu, przechował, a  udostępniła nam Regina Safier – Radwańska. Dokument ten, wraz z całą teczką innych materiałów, dotyczących tego obozu przekażę do Muzeum Gross-Rosen w Wałbrzychu. Dziękuję pani Reginie za udostępnienie tego materiału, a pani Wioli Suzańskiej za jego przetłumaczenie z języka słowackiego. O jeńcach włoskich w Sackisch pisałem w Almanachu Kudowskim nr 20-21 z 2017r. w którym zamieściłem obszerny wywiad z więźniem włoskim Luigi Baldanem. O obozie w Sackisch pisali autorzy kudowscy Henryk Cholawski i Zbigniew Kopeć, w „Pamiętniku Kudowskim” i w innych czasopismach. Wyzwolenie obozu w Sackisch przebiegało w dniach, od 6 maja do 9 maja 1945r. i ostatni akt wyzwolenia opisała – jak wyżej – Edyta Lazar. Mieszkańcy dzisiejszego osiedla przy ul. Łąkowej mają na swoim terenie i w tej ziemi  nie tylko krew, pot i łzy więźniów hitleryzmu  z kilku krajów europejskich, w tym najwięcej z Polski, lecz także ducha dzielnych  ludzi, takich jak te bohaterskie dziewczęta  i kobiety oraz mężczyźni z Polski, Czech, ze Słowacji, Węgier, Jugosławii, z Rosji, z Włoch i z Francji. Ci bohaterscy ludzie, byli dla siebie dobrzy, solidarni, pomagali sobie w nieszczęściu, dzielili się ostatnim kawałkiem chleba i nie tracili nadziei. Popatrzmy na nich od strony wielkości ich ducha. Hitlerowski obóz pracy Sackisch, w którym była filia groźnego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen wystawia faszystom jak najgorsze świadectwo, ale pokazuje  uwięzionych w nim ludzi jako ludzi wielkich. Nie zapomnijmy o bohaterskiej Jugosławiance Danicy, zastrzelonej za rzucenie chleba innym głodnym więźniom, o śpiewaczce Blance z Warszawy, o Vincenzo z Włoch, o Luigi Baldanie jeńcu włoskim, który pomagał więźniarkom, o Czechu Franciszku Hackerze ze Słonego, który pracował wówczas w zakładach fabrycznych na Zakrzu i przemycał dla więźniarek żywność i lekarstwa, o czym pisałem w książce pt „Kilkoro z nas” (2018r.).Do pamięci naszego miasta, położonego na granicy państwa wpisują się wszyscy, którzy tu kiedykolwiek mieszkali, niezależnie od tego  jakiej byli narodowości, czy religii, a którzy byli ludźmi dobrymi i dzielnymi w obliczu zła. Kresowiacy, których przodkowie pozostali w ziemiach za Bugiem, a nawet na Syberii nieraz przypominają swoim współziomkom słowa Adama Mickiewicza z „Dziadów” cz.III: ” Jeśli zapomnę o nich – Ty Panie Boże  na niebie zapomnij o mnie”. Od wyzwolenia obozu Sackisch w 1945r. mija dzisiaj w 2021r 76 lat. 

Na zdjęciu: Zarząd Stowarzyszenia Obywatelska Kudowa-OK składa kwiaty na grobie więźniarek Sackisch. Od lewej Henryk Cholawski, Marta Midor-Burak, Ewa Ziniak i Adam Frankowski. Róża wstawiona w ziemię oznacza miejsce projektowanego Pomnika w formie róży kłodzkiej, wysokości około 300 cm. (Foto Br.Kamiński)

Foto Henryk Cholawski
Symboliczne róże wykonała Helena Midor

Dotąd nie ma pomnika dla tych naszych dzielnych ludzi  z obozu na Zakrzu. Świecąca róża kłodzka pod murem kościoła na Zakrzu, obok mogiły więźniarek , byłaby dowodem naszej pamięci o ich cierpieniu, ich mocnej solidarności i niezłomnej wierze w zwycięstwo. To światło pamięci weszłoby do historii Kudowy, a takie światła nigdy do końca nie gasną.

Ponieważ pojawiły się pytania, czy taka świecąca róża kłodzka nie będzie przysłaniać bryły kościoła, to zapytałem Księdza Dziekana Edwarda Rostkowskiego, jak on widzi taki pomnik, w tym miejscu w pobliżu kościoła. Odpowiedział: Kościoła nic nie przysłoni, a taki świecący kwiat dodaje światła do rozpraszania ludzkich mroków. Jeśli taki pomnik pomieści się w tym miejscu, to niech stanie. Dodał, że wtedy warto zwrócić uwagę na odpowiednie wykonanie dojścia do Pomnika, bowiem jest tam ziemia miękka, a odwiedzajacych może być wielu. Dodajmy na zakończenie: oby ten pomnik pojawił się jak najszybciej i wszedł do pamięci zbiorowej naszego miasta. (Bronisław MJ Kamiński) .

 

.


PSTRĄŻNA


___*___
O szkołach w dawnej Pstrążnej

Część 7
Wioleta Suzańska

 

W Pstrążnej funkcjonowały dwie szkoły katolicka i ewangelicka. Nauka odbywała się w obydwu szkołach w języku niemieckim. Kiedy dzieci rozpoczęły edukację, nastały pierwsze problemy.

W domach i wśród znajomych rozmawiano w języku czeskim, ponieważ we wsi zamieszkiwała zdecydowana większość ludności o pochodzeniu czeskim.
Dzieci z utęsknieniem wyczekiwały przerwy międzylekcyjnej. Był to czas, kiedy mogły swobodnie porozmawiać w ojczystym języku. Na szczęście przed wojną, nauczyciele rozmawiali i po niemiecku i po czesku, dlatego dzieci nie odczuwały nacisku i presji mimo, że panowała dyscyplina. Szybko uczyły się nowego języka. Moja babcia Zofia, z domu Flousek, wspominała, że idąc do szkoły umiała po niemiecku jedno słowo „Brot”(chleb). W ciągu lat, pod wpływem zmieniających się uwarunkowań politycznych, znała trzy języki: czeski, niemiecki i polski. Tak też było w przypadku większości tubylczej ludności, która pozostała we wsi aż do czasów powojennych i dalej. 

Nauczyciele przydzielani do szkół w Pstrążnej posiadali wszechstronną wiedzę i uczyli nie tylko podstawowych przedmiotów, ale także przekazywali wiedzę praktyczną, niezbędną w codziennym życiu. Pani Maria Hauschke opowiedziała swojej bratanicy o tym, kto uczył w szkole katolickiej oraz czego uczył. Okazuje się, że każdy z nauczycieli miał swoje pasje, które przekazywał dzieciom. Jednym z pierwszych nauczycieli w szkole katolickiej był Oskar Hollmann. Studiował w Pradze, świetnie grał na organach. Jego głównym zamiłowaniem było pszczelarstwo. Przed rozpoczęciem zajęć, Hollmann rozdawał dzieciom mleko z miodem  z własnej pasieki. Uświadamiał dzieci, jak cennym i zdrowym produktem jest miód i jak wygląda hodowla pszczół. Następnie posadę nauczyciela objął Johanes Fűssel – nauczyciel przybyły z Lądka Zdroju. Doskonale znał język francuski. Był miłośnikiem kultury ludowej i zielarstwa. W planie przewidziana była lekcja higieny. Każdy uczeń posiadał swoją szczoteczkę do zębów i przed lekcjami, w wyznaczonym miejscu, musiał umyć zęby. Fűssel organizował wycieczki po okolicznych terenach, pokazywał dzieciom różnego rodzaju zioła, a także uczył o ich zastosowaniu i właściwościach.

 

Dzieci ze szkoły ewangelickiej. Rok 1925.
Pierwszy rząd z prawej strony – moja babcia Zofia Zwikirsch z domu Flousek


Dzieci ze szkoły katolickiej wraz z nauczycielem Fusselem (na samej górze przy drzwiach).
Zaznaczone liniami wyżej Alojs Hauschke, niżej Maria Hauschke. Rok 1935.

Podobnie edukował nauczyciel ze szkoły ewangelickiej Weinar. Jego żona prowadziła popołudniu dodatkowe zajęcia z prac ręcznych, co głównie było przydatne dla przyszłych gospodyń domowych. Johanes Fűssel również zaprojektował i założył wokół szkoły ogród z warzywami i roślinami ozdobnymi oraz sad. Uczniowie zdobywali wiedzę na temat ogrodnictwa. Brali czynny udział w uprawie i pielęgnowaniu roślin. Podczas tradycyjnych uroczystości i świąt nauczyciel angażował dzieci i ludność do uczestnictwa w tego rodzaju przedsięwzięciach. Szczególnie uroczyście obchodziło się dożynki (Erntedankfest), święto tkacza (Weberfest) oraz święta kościelne. Rękodzieło wytwarzane przez miejscową ludność było wystawiane w Hali Ludowej we Wrocławiu. Emil Zwikirsch (Cvikiř) był jednym z największych tkaczy w Pstrążnej. On też wytworzył grube tkaniny – zasłony ze wzorem ludowym do wrocławskiej hali, które miały zaciemniać światło podczas nalotów.
Z zapisków Marii Hauschke dowiedziałam się o ważnym wydarzeniu we wsi. Otóż pewnego dnia odwiedził Pstrążną minister z Berlina (prawdopodobnie spraw zagranicznych), który przebywał na kuracji w Kudowie. Na tę okoliczność nauczyciel Fűssel wraz z mieszkańcami zorganizował wystawę rzemiosła ludowego. W dolnej części wsi ustawiono stragany po obu stronach drogi, na których znajdowały się drobne wyroby stolarskie np. zabawki, narzędzia ogrodnicze, drobne meble itd., materiały utkane przez miejscowych tkaczy, robótki ręczne gospodyń np. wyroby z wełny: dywaniki, skarpety, kapy; haftowane serwety, prace szydełkowe. Nauczyciel Fűssel zajmował się również sprowadzaniem półproduktów dla mieszkańców do wytwarzania różnego rodzaju przedmiotów. Były to drobne elementy drewniane do składania domków dla lalek, do robienia szopek bożonarodzeniowych, zabawek, szkatułek na biżuterię itd. Gotowe wyroby odsyłane były do producenta z Wałbrzycha. Wyrobnicy otrzymywali za pracę chałupniczą pieniądze.

Johanes Fűssel został powołany na wojnę, gdzie zginął. Natomiast jego żona wraz z dwojgiem dzieci wyjechała do Niemiec. W 1940 roku szkoła katolicka zakończyła działalność i dzieci uczęszczały do szkoły ewangelickiej. W tym czasie pracowało czterech nauczycieli, którzy przyjeżdżali ze szkoły w Czermnej. Po nich posadę nauczyciela objął urzędnik niemiecki Rogart von Rogovsky, który przyjeżdżał do Pstrążnej z Kudowy  motocyklem. Niestety, nie został dobrze zapamiętany przez dzieci. Był to surowy i bezwzględny człowiek z kamiennym wyrazem twarzy. Uczniowie bali się go, ale także nie szczędzili robienia mu psikusów. Zdarzało się, że Rogovsky nie mógł wyjechać pod stromą górę motocyklem więc nakazał, aby chłopcy pchali pojazd. W tym czasie, kiedy nauczyciel siedział na motorze, doczepiano mu na plecy kartki papieru z różnymi śmiesznymi tekstami np. „szukam żony”. Ostatni rok przed zakończeniem wojny w szkole uczył katolicki nauczyciel z Zieleńca Kupper. Przez cały tydzień wynajmował pokój u Emila Martinza, a na niedzielę wracał do domu.

Mikołaj w świetlicy szkolnej. Czasy powojenne.

Po drugiej wojnie światowej, kiedy Pstrążna weszła w skład państwa polskiego, zaczęto organizować szkołę dla dzieci, które przybyły wraz z rodzicami do wsi, a także dla tych, które pozostały. W tym czasie działała również szkoła czeska na ulicy Buczka (obecnie ul. Pogodna). Moja mama Elżbieta opowiadała mi, że jako jedyna z Pstrążnej chodziła do tej szkoły pieszo. Trwało to dwa lata. Szkoła czeska zorganizowana była dla dzieci autochtonów, mówiących w języku czeskim. Mama zapamiętała z tego okresu jedną czeską nauczycielkę, panią Lapačkovou. Duża grupa uczniów była ze Słonego, a także z Czermnej i Kudowy.  Po utworzeniu szkoły polskiej w Pstrążnej mama rozpoczęła edukację już na miejscu. Nie były to łatwa edukacja, gdyż rdzenne dzieci musiały się szybko uczyć języka polskiego. W budynku szkolnym były dwa pomieszczenia lekcyjne, małe mieszkanie dla nauczyciela, świetlica, a na poddaszu dwa pokoje dla nauczycieli przyjezdnych. Jednym z pierwszych nauczycieli był Leon Paszczak. Następnie po nim uczyli: Dygudaj Janusz, Kurnik Joanna, Łambucka Roma. Z Kudowy przyjeżdżał nauczyciel wychowania fizycznego pan Adamowicz.

Wycieczka uczniów do Kudowy wraz z nauczycielką Łambucką


Ze względu na małą liczebność dzieci, klasy były łączone. Szkoła posiadała sporo pomocy naukowych: globusy, mapy, atlasy, mikroskopy itp. Odbywały się również różnego rodzaju uroczystości, akademie i wycieczki. W pomieszczeniach stały piece kaflowe. Pracownikiem gospodarczym, który palił w piecach i sprzątał szkołę była Franciszka Benesch (Beneš). Mojej mamy brat Karol Zwikirsch opowiadał, że podczas przerwy, dzieci wygrzewały się przy piecach. Zimy były srogie i nie zawsze zdołano ogrzać duże sale. Z lat szkolnych zapamiętano wiele wydarzeń, ciekawych historii, śmiesznych sytuacji np. to, że nauczycielka Łambucka w piwnicy szkolnej trzymała krowę na własne potrzeby. Często podczas lekcji, zamknięte zwierzę ryczało, co śmieszyło dzieci.

Dzieci przed szkołą w latach powojennych.
Z lewej strony nauczycielka Łambucka Roma.
Na dole w pierwszym rzędzie od prawej Maria Wolska z domu Hauschke

 

Rozmawiając z ludźmi, którzy uczęszczali do pstrążniańskiej szkoły, można wywnioskować, że były to dla nich piękne lata. Nie rozumiano ówczesnej sytuacji politycznej. Zapamiętano, że kiedy umarł Józef Stalin, nauczyciel kazał stać dzieciom 5 minut w milczeniu, a następnie zaśpiewać piosenkę „Za Stalinem idzie naród”. Nauczyciele wykonywali polecenia odgórnie narzucone. Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych edukacja w szkole trwała do czwartej klasy. Następne roczniki chodziły już do szkoły w Czermnej. Ostatecznie szkoła została zamknięta w 1966 roku.

Lekcje religii dla dzieci katolickich odbywały się raz w tygodniu w prywatnym domu u państwa Gaździaków. Z Czermnej przyjeżdżał wikary, a czasami sam proboszcz Michał Kruczek. Dzieci ewangelickie religię miały raz w miesiącu. W latach powojennych lekcji  udzielał pastor Paweł Fibich, a potem pastor Zdzisław Tranda.

Dziękuję mojej rodzinie, pani Ilonie Pajurek, pani Marii Wolskiej za ciekawe opowiadania z lat szkolnych oraz za zdjęcia.

Pozdrawiam wszystkich Czytelników
Wioleta Suzańska

 

 

 


Na 100 – lecie Antoniego Jakubca


 

___*___
Pamięci Antoniego Jakubca

Zamieszczamy kolejną część wiersza o Zakrzu z zasobów Antoniego Jakubca (ur. 25.03.1921),  jakie zachowały się w zbiorach Aleksandra Safiera i zostały udostępnione przez panią Reginę Safier-Radwańską.

 

Oto II jego część:

 

 

.


 Wspomnienia Żywieckie


___*___

LONDYN-SZKOCJA-ŻYWIEC

Część V
Włodzimierz Trznadel

 

Kwiecień 2019 … Londyn … z córką, synem i wnukami w Imperial War Museum …
przewijają się … Auschwitz, Bergen Belsen … The Holocaust Exhibition …
Marta i Filip za mali, więc tylko z Jasiem za rękę … w milczeniu …
Przez głowę przelatują wspomnienia …. razem z Ojcem w Auschwitz i Birkenau …
przed umywalnią bloku siódmego …
… i po latach w górach Szkocji, wrzosach Lairig Ghru (Zakazanej Przełęczy)…
… Na  Cairn Gorm i Ben Macdui … w Cairngorms Mountains  … znowu razem …
… Scotland the Brave … Amazing Grace, Spiritual Song, Irlandzka pieśń ludowa .

                           piękne wykonania: Diany Ross, Il Divo i Eleni Tzoka …
Royal Scots Dragoon Guards, Pipes & Drums …

                                                         David Doring, panflut …
i mając 85 lat już w Bielsku-Białej … spacerując ul. Bystrzańską
ojciec zanucił, zaśpiewał … POLSKĄ, LUDOWĄ, PRZEDWOJENNĄ …

          ” Deszczyk pada, szumią drzewa           

             Maszeruje wojsko drogą na ćwiczenia            

             Słońce świeci, ptaszek śpiewa 

             Nie ma jak Cygański Las ”  (Las obok Bielska-Białej)           

 Zwiedzamy „HMS Belfast” … myślami wracam do rozmów z Romanem  Klaczyńskim …
… zagubionym w Szkocji Marynarzem z polskiego destroyera „Piorun” …

 Opowiadał … jak cruisery strzelały całą artylerią na Kanale La Manche …, o nocnym pojedynku z „Bismarckiem” … słuchałem, słuchałem … lekcji historii …… gdzieś na Oceanie Atlantyckim zrodzonych wspomnień Uczestnika tych zmagań ….. i na kotwicowisku Scapa Flow, bo gdzież tych naszych Rodaków nie było.
 .Jak podzielić się tymi wspomnieniami? … sam nie wiem … Nikt tego za mnie nie zrobi, muszę to napisać. Po amatorsku, jak umiem …Jak kiedyś Antoni Caputa w Kanadzie, zespolić to wszystko w jakąś umowną całość … Edynburg, Aberdeen, Braemar, Drumin Castle, Inverness, Battle of Culoden, Aviemore …  dźwięki kobz zostały na zawsze w mej pamięci  … 

Wielki Świat spotkań z Ojcem …Scotch Haggis i Scotch Whisky i Małej Unii Polsko-Szkockiej ciąg dalszy,  jak za czasów Polskiej krwi Sobieskich i Szkockiej krwi Stuartów.


Fot.1-  Lairig Ghru-Zakazana Przełęcz w Szkocji (fotografia autorska Wł.Trznadla)

 

Z Bonnie Prince Charlie… życie przecieka przez palce. Kiedy to wszystko przeleciało…..?
Zwiedzamy Royal Albert Hall, jakże prestiżową w świecie scenę.  

11 listopada 2018 roku to tutaj w 100 lecie odzyskania przez Polskę Niepodległości słychać było:

„MAZUREK DĄBROWSKIEGO”, „MY PIERWSZA BRYGADA”, 

„CZERWONE MAKI NA MONTE CASSINO”.

I „GOD SAVE THE QUEEN” – tę Wielką Brytyjską pieśń patriotyczną,

          śpiewaną w Bergen Belsen w 1945 roku i w Londynie w 2018 roku, 

         w Kraju, który po wojnie przyjął żołnierzy Armii  Gen. W. Andersa 

                  i Polaków uwolnionych z niemieckich łagrów.

Fot. 2.- Royal Albert Hall-  2018r – Uroczystości związane ze 100-leciem odzyskania przez Polskę Niepodległości;
zródło-fotografia autorska Wł.Trznadla

 

CELEBRETING 100 YEARS OF POLAND’S RETURN TO INDEPENDENCE.

FRYDERYK CHOPIN „ETIUDA REWOLUCYJNA”

Na wszystkich zakresach Inspiracje Polskości.
W Londynie i w Pewli Ślemieńskiej ( k/Żywca) w tym dniu zabrzmiały te same Wielkie Akordy. W tym Wielkim Dniu Odsłonięto Jubileuszową Tablicę dla Jasia Urbańca „Pontona”.
Rodzinny podręcznik historii i Pietrzykowic i Żywca prawie gęsim piórem pisany…
Zapomniana historia żołnierzy ZWZ/AK Żywiecczyzny sprzed 25 września 1942 roku.

           W ” Żywieckiej Kronice Beskidzkiej ”  nr 48/2019 … informacja … „Napisy ręką więźniów gestapo !” …  odkrycie w piwnicy budynku przy ulicy Dworcowej 2 w Żywcu … w czasie wojny siedziby gestapo (policji)… Po tylu latach te ślady winny być zabezpieczone, przefotografowane dla potomności….dla nas… w trzecim tysiącleciu.
To było  miejsce pierwszych przesłuchań   Antoniego Cadra,  Stanisława Góry i  Władysława Trznadla. Miałem trzy tygodnie gdy tutaj zabrano mi ojca…

  2 wrzesień 2020 r….. Pozostały mi 22 lata do setki.    Wszedłem na pierwsze piętro policyjnych kazamat w Żywcu. Oni kiedyś tu byli.   ANTEK, STASZEK I WŁADEK.  (Antoni Cader ps.”Rola”, sierżant Stanisław Góra ps.”Sęp” i Władysław Trznadel). Dzisiaj już nie w cesarskim Saybuschu jeno w Rzeczypospolitej XXI wieku… ślad po Nich zaginął.  Saybuszanie, WSTYD !    W 1959 roku w Księdze Pamiątkowej Małej Żywieckiej Alma Mater na str.161/2 ….. słów kilka o naszej historii. Żywiec, miasto moich wspomnień.
Czy Żywczanie są w stanie to zrozumieć ?
W broszurze Tadeusza Wrońskiego „Kaźń Polaków przy ulicy Pomorskiej 2 w Krakowie
w latach 1939 – 1945″ znajdziemy „Poniżej wybrano napisy znajdujące się w celach i na korytarzu byłej kaźni gestapo w Krakowie przy ulicy Pomorskiej 2.

PRZEPISANO I PRZEFOTOGRAFOWANO TE WSTRZĄSAJĄCE NAPISY.

2 września 2020 roku – pod tablicą pamięci w Pietrzykowicach… pusto.
Zapaliłem znicz….samotny znicz. Tak trzeba, … z potrzeby serc.
1 września 1939 r.,  25/6 września 1942 r.,  13 października 1942 r.
w 2020 roku i w Pietrzykowicach i Żywcu ….kogo to może interesować.!
77 lat po wojnie, w 2020 roku w Auschwitz, Marian Turski powiedział:

„NIE BĄDŹCIE OBOJĘTNI”

Fot.3. Córki Antoniego Trznadla-kierownika Szkoły Powszechnej w Pietrzykowicach. Zginęły w czasie bombardowania pod Chocznią (k/Wadowic) we wrześniu 1939 roku. I teraz Wanda i Frania stoją obok siebie pod starą szkołą w Pietrzykowicach dzisiaj zwaną „Sołtysówką”. To są jedyne i po raz pierwszy publikowane ich zdjęcia. Ich nazwiska znajdują się też na  Tablicy  Pamięci pod Szkołą Podstawową w Pietrzykowicach; źródło: Prywatne Archiwum Włodzimierza Trznadla, Bielsko-Biała.

 


Przez ostatnie tygodnie zamieszczaliśmy V części części  Wspomnień Żywieckich – ,,Za wolność” ,,For Freedoom” –   Włodzimierza Trznadla.
Serdecznie dziękujemy Autorowi Wspomnień za przybliżenie naszej społeczności wydarzeń i Ludzi z Ziemi Żywieckiej, z której znaczna część rodzin przybyła do Kudowy-Zdroju, by budować swoje miejsce na Ziemi. Dzięki takim Ludziom, jak Pan Włodzimierz Trznadel, który gromadzi materiały, dokumentuje, spisuje i przypomina o losach Ludzi i naszych małych Ojczyzn – pamięć pozostanie na zawsze.

Cześć pamięci!
/Red/


Zdjęcia z Tablicy Pamiątkowej – poświęconej Poległym w czasach II Wojny Światowej Pietrzykowianom – znajdującej się przed budynkiem Szkoły.

Zdjęcia zostały wykonane podczas wizyty Grupy Rodzin z Kudowy rodem z Pietrzykowic na Jubileusz 750-lecia  przez  Tomasza Powolnego.

 

Autorem wszystkich tych tablic był Rudolf Adamczyk.

_____________________________

.



     

___*___

,,Bo aktywność ma znaczenie…”

Źródło: https://kielce.tvp.pl/53243114/bo-aktywnosc-ma-znaczenie-byl-uniwerek-pisanie-ksiazek-teraz-jest-blog?fbclid=IwAR3cLKM_M1ldc3wiswgxKYd2chKCEZ6nLRxvgUGrM4VEIF9APaRO_CRZ_94

Zachęcamy do przeczytania i odsłuchania wywiadu z Zenoną Dołęgowską znajdującego się w powyższym linku na temat aktywności Senioralnej.

Wszystkim Seniorom na czele z naszą drogą Panią Zenią życzymy dużo zdrowia oraz, by  czerpali z życia oraz dawali ludziom i światu samo dobro.
Serdecznie gratulujemy niegasnącej aktywności! /Red/.



___*___
Miliony krzyżyków naszego Artysty 

Zenona Dołęgowska

Drodzy Czytelnicy!

 W poprzednim numerze Obywatelskiej Kudowy pisałam o Panu Marku Stefaniaku,  że jest chory na cowida. Dzisiaj – Pana Marka już nie ma wśród żywych.  Niechaj zamieszczone obrazy, powiedzą o nim wszystko.

  Z panem Markiem Stefaniakiem znaliśmy się od dawna. Spotykaliśmy się w różnych okolicznościach: w drodze do sklepu, na działce, gdzie sumiennie siał‚, sadził‚ i plewił, mijaliśmy się na spacerach (on z psem, ja sama), na imprezach artystycznych (przychodził‚ na nie z żoną), wreszcie na zebraniach osiedlowych, na których wypowiadał‚ się ostro i nerwowo, z troską o to, aby coś zmienić lub po prostu powiedzieć „nie”. Czy się znaliśmy? Dzisiaj mogę powiedzieć, że nie znałam pana Marka.

Miliony krzyżyków naszego artysty. Jest moim sąsiadem z  domu naprzeciwko. Otoczenie tego  domu wyróżniało  się zawsze.
Sadził krzewy, kwiaty, ścinał trawę, widać było wielką troskę. Tak robił zawsze, nie tylko wtedy, gdy został prezesem Wspólnoty Mieszkaniowej nr 3. Pewnego dnia dowiedziałam się, że Pan Marek zachorował. Po dłuższym niewidzeniu zobaczyłam go na ulicy, ale wydawał się jakiś inny, jakby odmieniony, spokojniejszy. Było to chyba z siedem lat temu, moja „przyszywana córka” Bogusia powiedziała mi, że pokazała panu Markowi na przykładzie przez siebie wykrzyżykowanej głowy Chrystusa, jak się haftuje. Obraz spodobał mi się, był niezwykle wyrazisty, może dlatego, że haftowany był w jednym kolorze czarnym. Pochwaliłam Bogusię i o wszystkim zapomniałam. Po pewnym czasie zaczęły dochodzić mnie słuchy, że pan Marek… haftuje, że miał wystawy, że były jakieś wywiady w radio, a może nawet w telewizji. Zaciekawiło mnie to. Latem, kiedy spotkałam jego żonę, panią Ulę, rozmawiałyśmy o różnych sprawach, o haftowaniu również.

I kiedy zaprosiła mnie do siebie, wiedziałam, że z zaproszenia skorzystam, ale po prostu nie miałam odwagi. Dni biegły, czas się przewlekał, a ja ciągle nie dotrzymywałam obietnicy. Wreszcie powiedziałam sobie „raz kozie śmierć” i poszłam.

Weszłam i się zachwyciłam. Wszystko, co mnie tam otaczało, było piękne. Urządzenie mieszkania, meble, obrazy, bibeloty, wszystko, wszystko… Widać było, że bogata przeszłość rodzinna połączyła się z nowoczesnością, że mieszkanie to urządzał prawdziwy artysta.
Wiedziałam przecież, że przywiodła mnie tu chęć zobaczenia wytworów pana Marka, zatem próbowałam się na tym koncentrować, ale było to trudne, gdyż otaczało mnie tyle niewyobrażalnego piękna.
Patrzyłam i nie dowierzałam, że to wszystko wykonał mój sąsiad, mój

znajomy, pan Marek. Ze ścian „patrzyły” na mnie kwiaty, niezliczona ich ilość – lilie, irysy, bratki, konwalie. Były także psy i pieski, głowy koni, konie w biegu, różne postaci, domy, dworki, sceny rodzajowe, obrazy święte…

Słuchałam z wielką uwagą, gdy pan Marek opowiadał. Rzeczywiście, to choroba spowodowała, że zaczął szukać spokoju i ukojenia. Znalazł go w hafcie artystycznym. Do tej pory stworzył 75 obrazów o różnej wielkości. Wiele z nich zdobi ściany domu, ale większość zwinięta czeka, no właśnie… na co czeka?… Pan Marek swych dzieł nie rozdaje (chyba że córce), nie sprzedaje, po prostu chowa. Traktuje je jak swoje dzieci, które muszą być z nim. W pokoju, przy swym warsztacie pracuje całymi dniami, czasami nocami. Pani Ula często po północy wzywa go na spoczynek. A tak na marginesie, hobby pana Marka nie jest tanie. Średnio na obraz zużywa nici za 250 zł. Kanwa kosztuje 25 zł, oprawa 200–250 zł, razem 500 zł. Oj nie tanio, nie tanio!
Obrazy są różnej wielkości. Przeprawa przez rzekę wymagała wykonania 72 000 krzyżyków, zużyto na niego 1,5 km nici w różnych kolorach. Pan Marek tworzył go przez dwa miesiące. Mówi, że najchętniej haftuje te obrazy, które wymagają użycia wielu kolorów. Na wykonanie najprostszego obrazu używa sześciu kolorów, na najbardziej złożony potrzebował aż 47! Myślę o tych godzinach, dniach, tygodniach, miesiącach, latach benedyktyńskiej pracy pana Marka.
Podziwiam go. I chociaż mam przed sobą dowody, nie mogę uwierzyć, że to właśnie ten człowiek, z którym rozmawiam, jest twórcą tych dzieł, że można mieć tyle zaparcia i cierpliwości. To prawdziwy człowiek z pasją!!!

Aby nie było dosyć, to na zakończenie mojej wizyty pokazuje inne cuda. Obrusy, serwety, serwetki wykonane haftem Richelieu. Mówi, że wyhaftował również sukienkę do komunii swojej córce. Uważa, że zdolności te odziedziczył po swojej mamie. Myślę sobie, że najwyższy czas, by prace pana Marka były pokazane naszej chęcińskiej społeczności. Nadarza się okazja, niedługo będzie otwarta wystawa.

Tak pisałam w artykule, który ukazał się w roku 2010 w 12. numerze „Wiadomości Chęcińskich”. Minęło siedem lat. Co się wydarzyło w życiu naszego artysty?

Do dziś stworzył ponad 100 obrazów, miał 11 wystaw, w tym cztery w klubie „Słoneczko” w Kielcach, dwie w Muzeum Historii Kielc, dwie w naszej chęcińskiej Niemczówce. W roku 2015 i 2017 obrazy pojechały do Włoch, gdzie odbyły się dwie wystawy w miastach Merano i Bergamo. Obecnie przygotowuje prace do nowej wystawy, niektóre z nich widziałam, są piękne, coraz piękniejsze.

 

Poniżej tylko część z przesłanych przez Zenonę Dołęgowską obrazów krzyrzykowych Pana Marka

 



___*___

Twórczość pandemiana

***
Helena Midor zd. Gałaszewska

CHOĆ USTA ZAKRYTE – NIE WSZYSTKO UKRYTE 

 

Oczy bezsilnie
patrzą.
Uszy
głuchną.

Lepiej dużo nie słyszeć.
Pod maską wciąż filtrują się brudy
by nie zatruwały powietrza…

Jeszcze nie nadszedł czas!
Czas odczytywania
znaków.
Słowa uwięzione
dojrzewają w ciszy
by więcej nie ranić.

Jak tego dokonać….?
Gdy wiesz, że  lepiej nie będzie.
Nie wymierzysz policzka drugiemu,
gdy na złej drodze stanie…

Bezskuteczne  wyglądanie poprawy.
Dałeś  miecz i tarczę
by serce od kul nie krwawiło…
ale dałeś też łaskę
by życie  lepszym było…

_______________________________

TO JEST STRONA INTERNETOWA STOWARZYSZENIA OBYWATELSKA KUDOWA 
ZAWIERA INFORMACJE I SPRAWOZDANIA Z DZIAŁALNOSCI SPOŁECZNEJ I KULTURALNEJ  STOWARZYSZENIA
ZGODNIE Z REGULAMINEM STOWARZYSZENIA I UKAZUJE SIĘ NIEREGULARNIE.

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”- OK
Adres: 57-350 Kudowa-Zdrój, ul. Słoneczna 11a
mail: marta.midor.burak@gmail.com
tel: 793030702

___________________________________