GzK – 11.04.2021.

Sesja nadzwyczajna Rady Miejskiej w Kudowie-Zdroju z dnia 08.04.2021 r. 


___*___
Z życia Rady Miejskiej Kudowy-Zdroju

Adam Frankowski

Kwiecień 2021 r.

W dniu 08.04.2021 r. odbyła się sesja nadzwyczajna, zwołana na wniosek pani Burmistrz.

Owa nadzwyczajność oznaczała wykluczenie radnych w dyskusji nad porządkiem obrad oraz brak możliwości składania wniosków, zapytań czy też oświadczeń. Nadzwyczajność tej sesji polegała również na tym, iż jej uczestnikiem był przyjaciel naszej gminy starosta Nachodzki pan Birke, będący jednocześnie partnerem wiodącym wspólnego projektu w ramach Unii Europejskiej miast Nachod, Hronov, Duszniki-Zdrój, Kudowa-Zdrój. A w skrócie to chodziło o nieudany remont muru na stawie w Parku Zdrojowym.

W konsekwencji posiedzenia Rady Miejskiej, mieszkańcy Kudowy-Zdroju zapłacą trzykrotnie za remont muru pomiędzy stawem, a potokiem zasilającym staw. Pierwsza płatność nastąpiła w 2018 roku za poprzedniej kadencji Burmistrza Kudowy-Zdroju. Obecna Rada Miejska Kudowy-Zdroju podjęła uchwałę o zwróceniu kwoty: (napiszę słownie) jeden milion trzysta siedemdziesiąt pięć tysięcy złotych z tytułu złego wykorzystania dotacji ze środków Unii Europejskiej- to druga płatność, a ponadto jako gmina  i tak zobowiązani jesteśmy do prawidłowej realizacji zaplanowanej inwestycji do końca 2021 r. Koszt prawidłowego remontu owego muru w 2021 roku wyniesie trochę ponad milion dwieście tysięcy złotych i to jest trzecia płatność za to samo.

Pomimo wielu wątpliwości zagłosowałem za dodatkowym obciążeniem naszej gminy w ramach konieczności zwrotu środków do unijnej instytucji finansującej. Przyzwoitość, uczciwość i honor zobowiązał mnie do takiego głosowania, gdyż nikt inny, inna gmina polska czy czeska, nie powinien ponosić konsekwencji za nieudolność, czy też niekompetencję organu wykonawczego gminy Kudowa-Zdrój.

Na sesji podjęto próbę wyjaśnienia tej trudnej sytuacji, nadal pozostało wiele pytań bez odpowiedzi:

  1. Dlaczego wykonano remont muru w 2018 roku niezgodnie z projektem i pozwoleniem ?
  2. Dlaczego w latach 2019-2020 nie wykonano ponownego remontu muru, by uniknąć zwrotu środków unijnych ?
  3. Jakie działania podjął Burmistrz Kudowy-Zdroju obecnej kadencji, by uzyskać skuteczną reklamację od wykonawcy robót budowlanych wzmiankowanego muru ?
  4. Dlaczego przez ostatnie dwa lata nie działo się nic, by faktycznie uniknąć takich koszmarnych konsekwencji finansowych ?                  Adam Frankowski 

    440 lat Wielkiej Łąki


 

___*___

440 lat WIELKIEJ ŁĄKI
nad Stawem Zdrojowym w Kudowie

Uzdrowisko kudowskie liczy obecnie 440 lat, bowiem jego historia zaczęła się w 1581 r. Wielka łąka na Stawem Zdrojowym tworzyła wraz z Parkiem wielką przestrzeń czystego powietrza, krajobrazu, wypoczynku, życia. Łąka ta leży w korytarzu przewietrzania Kudowy-Zdroju i z tego powodu nigdy nie była zabudowywana, jak również łąka położona pomiędzy budynkiem ,,Relax”, a budynkiem Sióstr Zakonnych. Tak szczęśliwie udało się zachować te łąki do dzisiaj.

I nagle pojawia się zagrożenie, tzn. dopuszczenie do możliwości zabudowy – co spowodowałoby utratę walorów uzdrowiska – 440 lat funkcjonującego w takim stanie.
Światlejsi mieszkańcy zauważyli to zagrożenie, zwrócili się do naszego stowarzyszenia o działanie. Powiedzieli nam, że Radni są za młodzi, nie mają doświadczenia, nie ma w Radzie Miejskiej lekarzy, architektów, więc bardzo łatwo popełnić błąd.
Stowarzyszenie uważa, że wszystkie siły społeczne odpowiedzialne i zatroskane o rozwój Kudowy, od lewicy SLD po prawicę PIS, powinny zjednoczyć się w tej sprawie. Ponieważ PIS jest najsilniejszym ugrupowaniem politycznym w Kudowie, ma wpływy we władzach państwowych, to na nich spoczywa główny ciężar odpowiedzialności. Zwróciliśmy się do dziłaczy PIS na terenie Kudowy (o czym informowaliśmy w poprzednim wydaniu) o zajęcie się sprawą.

Tak się szczęśliwie złożyło, że jednym z tych działaczy jest inżynier budownictwa, znany projektant i Dyrektor zakładu uzdrowiskowego – Inż. Tomasz Koczot. Wyrażamy uznanie Inżynierowi Koczotowi za podjętą inicjatywę przesłania do Wojewody uwag rzeczowych, krytycznych i fachowych, m.in. cytujemy:
,,…do obsłużenia komunikacyjnego będą nowo uruchamiane tereny inwestcyjne 1 UZ, 6 UZ, 3 UZ, dla których możliwa jest parcelacja działki o minimalnej powieżchni 1000 m2, a na terenie 1 UZ, dopuszcza się do realizacji obiekty o powierzchni całkowitej zabudowy 18 300 m2 (dla porównania odpowiadająca powierzchni ok. 60 domów jednorodzinnych) i wysokości 25 m.”

W przypadku gdyby nie zostały uwzględnione słuszne zastrzeżenia Inż. Tomasza Koczota, to pojawia się wielkie zagrożenie dla uzdrowiska kudowskiego, a tym samym dla całej miejscowości.
Ci, którzy podejmują decyzje w tej sprawie, a więc każdy Radny, Burmistrz oraz współpracownicy Burmistrza – powinni zdawać sobie sprawę z wielkiej odpowiedzialności jaka na nich ciąży. Zarząd Stowarzyszenia ,,Obywatelska Kudowa”. 

 


KPO – nr 7


 

___*___

 


Kudowski Patrol Obywatelski – KPO Nr 7

UL. BOLESŁAWA CHROBREGO

Odcinek ul.Bolesława Chrobrego od mostu koło smażalni ryb u Jasińskich, do byłego lokalu „Toronto” był  w bardzo złym stanie. Obecnie wykonywana jest nawierzchnia z kostki, która ułatwi życie i korzystnie zmieni obraz Czermnej.(PKO Nr 7). 

 


Patronat Medialny 59 Festiwalu Moniuszkowskiego


___*___
59 FESTIWAL MONIUSZKOWSKI 2021 r.

59 Festiwal Moniuszkowski w Kudowie-Zdroju  odbędzie się w dniach 25 – 28 sierpnia 2021 r.

Dowiedzieliśmy się, że  Patronat Medialny zaproponowano  czasopismu „Ziemia Kłodzka”. To dobra wiadomość, bowiem „Ziemia Kłodzka” ma trwałą pozycję w kulturze  regionu. W 2020 r. otrzymała Nagrodę im. Anatola J.Omelaniuka  za wszechstronne, dobrze udokumewntowane  i atrakcyjnie przedstawione  informacje o przeszłości i teraźniejszości  makroregionu kotliny kłodzkiej. Czasopismo wydawane jest przez Stowarzyszenie Komitet Obywatelski Ziemia Kłodzka i Wydawnictwo Ziemia Kłodzka. Prezesem Wydawnictwa jest  pan Julian Golak, a Redaktorem Naczelnym jest pani Teresa Bazała. (red). 

Stanisław Moniuszko (grafika Adolphe’a Lafosse’a).
Wikipedia.


1945-1947. Polki i Niemki w Kudowie


___*___
POLKI I NIEMKI W KUDOWIE ZDROJU
ZARAZ PO WOJNIE, 1945-1947 

Bronisław MJ Kamiński

 

100 lat wcześniej

Prawie 100 lat przed II wojną światową, w 1846r., pojawiła się w Kudowie Zdroju Polka z Poznania  – Julia Molińska-Woykowska. Miała 30 lat, była osobą wykształconą, znała język niemiecki i francuski,  pisarka, artystka, do tego ekscentryczna w zachowaniu, wyróżniająca się strojem i manierami. Żyła bardzo dynamicznie, przyjechała podratować swoje zdrowie. Jej mąż Antoni Woykowski był wydawcą i redaktorem świetnego czasopisma poznańskiego „Tygodnik Literacki” . w którym zamieszczane były teksty o tematyce filozoficznej, społeczno-politycznej i kulturalnej, autorami byli najznakomitsi ludzie tamtych czasów, także Mickiewicz i Słowacki. Pobyt Julii Woykowskiej  na Ziemi Kłodzkiej opisywała Irena Klimaszewska w „Almanachu Ziemi Kłodzkiej” w 2011r. i miesięczniku „Ziemia Kłodzka” nr 292-293 z roku 2019. Polecam czytelnikom znakomite teksty pani Klimaszewskiej, które pokazują  Woykowską  w kontekscie romantyzmu, życia literackiego i codziennego w tamtych latach. Pani Woykowska była tzw. kobietą wyzwoloną, gdyby żyła dzisiaj to byłaby liderem feministek – odważna, ekspresyjna,  a młoda kobieta paląca wtedy cygaro musiała być wdzięcznym tematem dowcipów. Prowadziła z mężem na poznańskim  Starym Rynku  salon artystyczno-literacki, piętnowała ciemnotę, udawaną elegancję i konserwatyzm obyczajowy, spychający kobiety tylko do dzieci i garnków. Taka Polka pojawiła się w Kudowie w połowie XIX wieku. Znała już Lądek i Kłodzko, a Kudowa ją wprost zauroczyła. Taka osoba nie usiedzi spokojnie  na ławce z pijałką wody zdrojowej, nosiło ją  po mieście i okolicy. Z pewnością tę Polkę tu zauważono, tym bardziej że była chętna do rozmów i dobrze posługiwała się językiem niemieckim.  W swojej powieści p.t. „Z Kudowy” wydanej w Poznaniu w 1850r. Woykowska pisze, że w Czermnej widziała urocze stare domy, piękne ogródki i słyszała mowę czeską.

   Julia Molińska-Woykowska wg szkicu do obrazu artysty malarza Ivana Malinskyy’ego

Sto lat później,w 1946r,  do Kudowy  przybyła  wielka ilość Polek, z przemieszczenia ludności po II wojnie światowej. Polki 1945-1947 nie przypominały ekscentrycznej artystki Julii Woykowskiej. Przybyły nie z salonu artystyczno-literackiego, by pić wodę zdrojową i prowadzić kulturalne rozmowy  po niemiecku, po francusku, czy po czesku,  ale przybyły z wojny, w której doznały cierpień, terroru, upokorzeń, głodu, śmierci najbliższych i swoich dzieci. Język niemiecki był językiem znienawidzonego okupanta i każdy zastany, który nim mówił był nieprzyjacielem. Nie słyszały języka  czeskiego, bowiem wszystko co zastały było dla nich niemieckie. O języku francuskim nie było mowy, bo zabrakło  Żydów – światowców,  którzy stanowili kiedyś blisko jedną trzecią kuracjuszy. 

Od spacerów i rozmów kudowskich Julii Woykowskiej minęło 100 lat,niby dużo, w rzeczywistości nie tak wiele, bo to czas życia człowieka; ktoś mógł się tu  urodzić w 1846r. i teraz w 1946r mógł na własne oczy widzieć jak wali się cały  ten świat, do którego już się trochę przyzwyczaił. Czy  powinniśmy to przypominać?– Chyba tak. Może  przypomnienie pozwoli nam  zastanowić się, czy  po przejściu przez takie  zło potrafimy jeszcze być ludźmi? Patrząc na te 100 lat widać, że zło nie słabło i pewnie nie będzie słabnąć. Dobre przykłady wzmacniają. Potrzeba coraz większych sił, by nasze człowieczeństwo, zadane nam gdzieś u początków drogi – jakby w  programie ewolucji – zdołało iść pod wiatr i  pokonywać przeciwności.

W Kudowie  Zdroju w 1945 r. 

Sytuacja w Kudowie Zdroju, miejscowości wysuniętej na zachód i leżącej na granicy była w 1945r. pod każdym względem trudna. Polska wchodziła na ziemię zabraną Niemcom dla osiedlenia Polaków usuniętych z innych terenów lub pozbawionych w wojnie warunków do życia. Centrum miasta liczyło około 500 stałych mieszkańców, a w czasie wojny było ich kilka tysięcy i nie byli to niemieccy kuracjusze, ale także różni niemieccy uciekinierze z centralnych części Niemiec, bombardowanych przez aliantów. Uzdrowiska sudeckie  nie były bombardowane i tu było bezpieczniej. Tak znalazła się w Kudowie niemiecka nauczycielka muzyki i rysunku Klara von Milhausen z mężem. Więźniarki z obozu koncentracyjnego na Zakrzu, polskie Żydówki  Fryda Sztajer i Mira Bock-Lester w swoich listach – zachowanych w archiwaliach Aleksandra Safiera piszą, że 6 maja 1945r. weszła do obozu na Zakrzu grupa Czechów partyzantów i zabrała ich do Nachodu, zapewniając im  opiekę i pomoc lekarską. Jeszcze parę dni – do 9 maja – uciekały tędy grupy żołnierzy niemieckich.Bezpośrednio po przejściu frontu władzę nad całym terenem sprawowała Wojskowa Komendantura Radziecka, jednak szybko instalowały się polskie władze państwowe. Zgodnie z Uchwałą z dnia 14 marca 1945r. Tymczasowego Rządu Rzeczypospolitej Polskiej o organizacji władz na terenach zachodnich i północnych, Ziemia Kłodzka znajdowała się w Okręgu II Dolny Śląsk i była Obwodem nr XXIV. Na czele Obwodów (powiatów)  stali powołani Pełnomocnicy Obwodowi Rządu RP, którzy następnie zostali Starostami.

Burmistrz Władysław Twardy

Pierwszy Burmistrz Kudowy Zdroju Władysław Twardy składał poufne  sprawozdania Pełnomocnikowi Obwodowemu w Kłodzku o stanie miasta i wiosek położonych wokół miasta. W sprawozdaniu  Nr 2 / 45 z dnia 14 sierpnia 1945r. Burmistrz Władysław Twardy opisał szczegółowo sytuację w Kudowie Zdroju  za okres sprawozdawczy  od 15 lipca 1945 do 14 sierpnia 1945. Zwrócimy uwagę tylko na ważniejsze elementy tego sprawozdania. Burmistrz pisze, że jeśli chodzi o narodowość niemiecką, to w dalszym ciągu jest wroga dla ludności polskiej i dodał, że postawa niektórych oficerów Armii  Czerwonej sprzyjających Niemcom miała na to wpływ. Poinformował, że napływa ludność polska i Polacy obejmują w powierzony zarząd pensjonaty, wille, restauracje i gospodarstwa, na podstawie nominacji  akceptowanych przez Pełnomocnika Obwodu. Na tym tle powstają napięcia z ludnością niemiecką, które on Burmistrz rozwiązuje „twardą ręką”. Wysiedlił z Kudowy i okolicznych wiosek ok. 3000 niemieckich uciekinierów, pozostawiając 100 takich, którzy jako fachowcy są potrzebni w funkcjonowaniu gospodarczym miasta. Podaje, że przybyło już około 700 polskich repatriantów. Powiadamia, że w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia 1945r. dokonano na niego zamachu, ktoś strzelił w okno jego pokoju, jednak kula go ominęła. W odpowiedzi na zamach wprowadził  dla ludności niemieckiej godzinę policyjną od 21 do 5 rano, zabrano Niemcom aparaty telefoniczne i zabroniono grupowych rozmów na ulicach. Burmistrz Twardy poinformował także o problemach z ludnością polską, które sprowadzają się do szabrowania i picia alkoholu. W celu zapobiegania szabrowi, Burmistrz utworzył na stacji kolejowej  specjalną stałą służbę kolejowa, która kontrolowała bagaże Polaków wyjeżdżających z Kudowy. Jeśli kontrola stwierdziła szaber, to bagaż konfiskowano i przekazywano do Opieki Społecznej przy Zarządzie Miejskim. Ocenił, że Polacy zachowują się przyzwoicie wobec Niemców i wobec Czechów. Nadmienia, że niektórzy  piją  za dużo alkoholu, ale nie ma awantur i skarg. Do takiego miasta przybyła 16 sierpnia 1945r. Janina Sikorska  i po około dziesięciu dniach, pod koniec sierpnia 1945r. podjęła pracę w Zarządzie Miejskim jako sekretarka Burmistrza. Pani Janina mająca wtedy 34 lat zdążyła poznać szeroki świat. Jako dziecko była w Petersburgu w 1917r. i widziała rewolucję bolszewicką, dorastała i kształciła się w Polsce międzywojennej, egzamin patriotyczny przeszła w czasie okupacji i w powstaniu warszawskim, a po powstaniu obóz więzienny i roboty przymusowe w Niemczech. Teraz w Kudowie  wchodziła do administracji państwowej, porządkującej życie po katastrofie wojennej, była w urzędzie, widziała Polaków, Niemców, Czechów i Rosjan w nowej sytuacji, mogła z innej pozycji przyglądnąć się Niemcom, i mogła się z nimi porozumiewać, bo znała ich język. Z panią Janiną Sikorską rozmawiałem o tamtych czasach, a w  opisie życia w Kudowie, w latach 1945 -1947, przywołam  napisane przez nią „Wspomnienia”, udostępnione mi  w maszynopisie przez panią Reginę Safier-Radwańską, z zasobów jej ojca Aleksandra Safiera. Wspomnienia te przekażę do Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego na Pstrążnej.                                                

Polki i Niemki w Kudowie Zdroju zaraz po wojnie

Gdy  wojna zakończyła się i prześladowani, wyniszczeni i wykrwawieni wchodzą na ziemię wrogów, to wszystko może się wydarzyć, w tym odpłata, odwet, kara sprawiedliwa i również postępowanie niesprawiedliwe. W takich sytuacjach nawet lepiej widać człowieka w człowieku, aniżeli w bezpośrednich zmaganiach i represjach wojennych. Żydzi, którzy w drugiej wojnie światowej doznali od hitlerowskich Niemiec niewyobrażalnej i niepojętej pogardy i mordów, mogliby po wojnie mścić się, zabić kilka milionów Niemców,  ich zemsta byłaby po ludzku zrozumiała, a jednak tego nie zrobili. Tą własną straszną ofiarą  ratowali – po Auschwitz – gasnącą iskrę człowieczeństwa, w obrazie człowieka jako istoty rozumnej.W tej wojnie walczyli wszyscy, mężczyźni, kobiety i dzieci, a kobiety walczyły jeszcze o przetrwanie życia rodzin. Także o to walczyły kobiety naszych wrogów. 

Elisabeth Kynast, Niemka z Czermnej mówiła, że wojny wywołują mężczyźni, a cierpią kobiety i dzieci. Tłumaczyliśmy jej, że to nadmierne uproszczenie zamazuje prawdziwy obraz przyczyn i skutków, zrezygnowała więc z takiego uzasadnienia tego, co się stało.

Polki i Niemki widziały wojnę od strony domu, rodziny, dzieci, w wojnie mogły się nienawidzieć,  a po wojnie? Jak na siebie spojrzały po wojnie? Jak to było w Kudowie w 1945r.? Czy Burmistrz Władysław Twardy nie przesadził pisząc dwa i pół miesiąca po zakończonej wojnie, że: „o ile chodzi o narodowość  niemiecką, to w dalszym ciągu jest wroga dla ludności polskiej” .Pewnie nie przesadził i pisał prawdę, ale życie pokazywało także  swoją prawdę trochę inną od tej wojennej prawdy Burmistrza. Prawda jest bardziej symfoniczna- jak mówił pewien chrześcijański pisarz. Niemal dokładnie w tych samych dniach, gdy Burmistrz pisał to sprawozdanie , w połowie sierpnia 1945r., Janina Sikorska przybyła z dwoma przyjaciółkami do Kudowy i idąc ze stacji kolejowej wstąpiły do koleżanki z Warszawy, która już zainstalowała się w Kudowie, by zobaczyć jak ona tu żyje. „Po drodze – pisze pani Janina – wstąpiłyśmy do Ireny Cz., która przyjechała wcześniej z Warszawy i już się tu zdążyła urządzić. Zajęła mieszkanie  w jednym z domów przy ul.Żymierskiego (później ul. 1 Maja) i pracowała  w Zarządzie Miejskim. „Jej” Niemki – matka i córka, byłej właścicielki  zakładu fryzjerskiego, w którym obecnie  młodsza pracowała jako zwykła pracownica – były niezwykle uprzejme, uprzedzały każde życzenie Ireny. Obejrzałam sobie dokładnie wnętrze mieszkania niemieckiego, z jego kwiecistymi zasłonami  okiennymi, bibelosikami, obrazkami i fintyfluszkami”.

Janina Sikorska (1947r.)
Po tym pierwszym badawczym i kobiecym spojrzeniu i zetknięciu z Niemkami udała się do willi „Szwajcarka”, w której miała przygotowany pokój. Po rozpoznaniu tej willi i przemieszkaniu paru dni. Janina pisze, że w „Szwajcarce” „kilka pokoi na piętrze zajmowały Niemki uciekinierki. Dom lśnił czystością, Niemki codziennie myły go od strychu do piwnic, pastowały, odkurzały. Zresztą, cóż innego mogły robić w tym przejściowym okresie, niepewne swego jutra? Musiały się czymś zajmować”.  Nieco dalej pisze, że w tych pierwszych dniach w Kudowie, one trzy  z Warszawy-korzystając z upalnych dni sierpnia wygrzewały się na tarasie „Szwajcarki” jak jaszczurki, albo chodziły z Niemkami na grzyby, wieczorami zaś do kina. Szły tylko niemieckie filmy  i Janina dobitnie zaznaczyła: „ ja, która na początku wojny dałam sobie słowo, że przez cały okres okupacji nie pójdę do kina i przyrzeczania przez pięć lat z hakiem dotrzymałam, teraz byłam w kropce, czy chodząc na niemieckie filmy  jestem w zgodzie ze swoimi zasadami, czy nie. Ale szybko się rozgrzeszyłam, czy był sens siedzieć w domu, kiedy reszta rodziny wesoło się bawiła?”. Janina Sikorska wspomina o jeszcze jednej warszawiance pani Sabinie, która otrzymała pracę w uzdrowisku i objęła mieszkanie po Irenie Cz, z Niemkami, które tam mieszkały.  Sikorska pisze: „Stosunki pomiędzy Sabiną a Niemkami ułożyły się poprawnie, a nawet – gdybym na chwilę zapomniała o tym, jak w czasie okupacji Sabina dosłownie z bronią w ręku  walczyła w podziemiu z Niemcami – musiałabym powiedzieć, że serdecznie. Wzajemnie świadczyły sobie  tysiące drobnych usług i grzeczności. Młodsza, Truda, była nieoceniona jako fryzjerka. Spędzałam u Sabiny całe wieczory, a czasem i noce, a wtedy Truda  miała z nami pełne ręce roboty: myła, suszyła, nawijała na nakrętki, układała nam włosy (chociaż Sabina, mająca z natury włosy kędzierzawe, mniej potrzebowała tych zabiegów), robiła manicure, , a my potem układałyśmy się do niespokojnego snu. „Gdybym mogła  zdjąć głowę i położyć ją obok na krześle, byłabym  szczęśliwa”- wzdychała Sabina.  A rano,  przed pójściem do pracy, Truda znów nas rozczesywała i układała włosy. Trzeba  przyznać, że byłyśmy  prawie najlepiej uczesanymi kobietami w Kudowie”. Burmistrz Twardy jednak nie od rzeczy wypisywał w swoim sprawozdaniu o jakiejś niemieckiej arogancji. Oto Janina Sikorska wyznaje w tych Wspomnieniach, że  „ w jednym z domów przy ul. Katowickiej zetknęłam się z Niemcem, który nosił nazwisko Swietlinsky. Wyraziłam przypuszczenie, że jest Polakiem z pochodzenia. Jakże on wtedy rozwarł buzię, jak wrzeszczał, że z Polakami nie ma nic wspólnego, że jest Niemcem i tylko Niemcem”. Widać, miał poczucie, że może tak głośno mówić i nic go przykrego nie spotka. Janina opisuje to ze spokojem, jako sytuację niemal humorystyczną. 

Do obowiązków służbowych Janiny Sikorskiej należała obsługa wysiedlania ludności niemieckiej. W czasie obserwowania wymarszów ewakuacyjnych przypominały się jej sceny z ewakuacji ludności Warszawy po powstaniu w 1944 r. Któregoś dnia, w 1947r. obserwowała wymarsz Niemców z Czermnej do stacji  kolejowej. Pisze: „drogą przesuwał się sznur objuczonych repatriantów, ciągnących wózki, dźwigających walizy, popychających swoje kufry na kółkach. Większość z nich, szczególnie młodzi – śpiewała.Jakże mogłam nie przypomnieć sobie , kiedy opuszczałam swój dom i swoją ulicę w Warszawie. Mdlały mi ręce podniesione do góry. Na tak podniesionych rękach nie można było unieść żadnego bagażu. Na ramionach miałam zimowy płaszcz Jadwigi, który usiłowałam dla niej uratować z tych wszystkich rzeczy, które ona przed powstaniem przynosiła do mnie. Niemcy nas popychali wrzeszcząc, a co drugie powtarzało się słowo „banditen”. Trzaskały salwy z karabinów maszynowych, a ogień huczał i dym wypełniał ulicę. Twarze esesmanów i własowców  były dzikie i żądne krwi. Jakże mogłam nie porównać tych dwóch dni i dwóch tak różnych ewakuacji”. Czytając te słowa pani Janiny odniosłem wrażenie, jakby  jej było przykro, że pamięć tamtych dni jeszcze w niej nie wygasła.

   Marta Becker (1932r.)                       Marta i Fritz Beckerowie w Kudowie Zdroju w 1980r.

Nakaz wyjazdu do Niemiec otrzymał także lekarz niemiecki dr Fritz Becker, mieszkaniec Kudowy, właściciel sanatorium kardiologicznego, który w czasie wojny został wcielony do Wermachtu jako lekarz chirurg i posłany na front. Jego żona Marta Becker, artystka śpiewaczka operowa postanowiła pozostać w Kudowie z dwójką dzieci, wykazała, że ma pochodzenie czeskie, co chroniło ją przed deportacją. Lekarz Niemiec nie miał takiej osłony. Jednak władze polskie pozwoliły mu pozostać w Kudowie, był bowiem potrzebny jako lekarz. Marta Becker, w czasie wojny śpiewała niemieckim oficerom leczącym się z ran odniesionych na froncie, a teraz – zaraz po wojnie – nie miała publiczności salonowej,  otwierała więc  szeroko okna w swoim mieszkaniu i śpiewała…sobie a muzom. Czasem ktoś zatrzymał się by posłuchać pięknego śpiewu. Znalazła dla siebie zajęcie graniem na fisharmonii i śpiewaniem na nabożeństwach w kaplicy pobliskiego dla niej Domu Zakonnego Sióstr Służebniczek. Teraz słuchali jej pięknego głosu  wszyscy, ze świętymi i aniołami. Z każdym rokiem stawali się coraz bardziej popularni i lubiani, córka ich wyszła za mąż za Polaka. Zmarli w latach 80-tych – pochowani w Czermnej…

Dopowiedzmy jeszcze, że Janina Sikorska zamieszkała w budynku przy ul. Chopina, w którym również zamieszkała rodzina Mariana Kozłowskiego, bliskiego współpracownika Janiny w Zarządzie Miejskim. Marian Kozłowski pracował w  Urzędzie Stanu Cywilnego, potem w Biurze Ewidencji i Ruchu Ludności, a nawet przez pewien czas pełnił ważne stanowisko Sekretarza Zarządu Miejskiego. To on, z  polecenia Burmistrza organizował i prowadził akcję wysiedlania ludności niemieckiej, również Kozłowski i Sikorska byli w Komisji Weryfikacyjnej, ustalającej kto z wysiedlanych był narodowości niemieckiej, a kto czeskiej. Mając wiele zajęć społecznych, Kozłowscy poszukiwali niań do swoich dzieci. Na nianie wybrali …Niemki. Było ich dwie, pierwsza mieszkała w Czermnej, mówiła trochę po polsku i nawet pan Kozłowski załatwił jej pracę w zakładzie tkackim ”Frotte” w Czermnej, zatem jako niania dorabiała dodatkowo. Wyjechała jednak do Niemiec. Druga niania, Niemka nie znała języka polskiego, była z pochodzenia Austriaczką, mieszkanką Kudowy. Czy ktoś w to uwierzy, by rodzina polska pochodząca z Krakowa, wyniszczona w wojnie, teraz osiedlona w Kudowie Zdroju zatrudniła do wychowania swoich dzieci, jako nianię Niemkę – zaraz po wojnie – i  która nie zna języka polskiego? A to właśnie zrobili Kozłowscy, sąsiedzi Janiny Sikorskiej. Dla Kozłowskich wystarczyło, że oni oboje z żoną  znali język niemiecki – jak zresztą wielu  Polaków po tej wojnie –  i mogli porozumieć się z nianią, a dzieci niech się uczą niemieckiego, bo może  im się przydać w życiu. I przydał się, bowiem jedno z tych dzieci, dziewczyna, po ukończeniu medycyny, podjęła pracę w Austrii jako lekarz i nostryfikowała tam  swój dyplom. I tak tu bywało zaraz po wojnie. 

Przez 100 lat

Rozpoczęliśmy tę powojenną opowieść kudowską od refleksji nad stuletnim kontekstem niemal każdego wydarzenia. Sto lat, to cztery pokolenia, dwie lub trzy epoki historyczne, jakieś wielkie rewolucje, wojny lub odkrycia, ale równocześnie jest to  jakby wzorcowy model czasu  ludzkiego życia osobowego.Tyle  trzeba czasu, by dojść do jakiejś swojej ziemi obiecanej; nie każdy może dojść i zobaczyć i w niej żyć,  ale każdy może wnieść swój wkład, być pomocnym w drodze. Tym bardziej jest to możliwe, im bardziej traktujemy swoje życie w kontekście wartości długotrwałych i wiecznych jak Bóg, wiara, naród i prawda… Gdy wojna zakończyła się w 1945r. to zdawało się, że „zaraz po” to lata 1945-1947, lub trochę dłużej, gdzieś do 1950r. Po pewnym czasie, zaczynamy zauważać, że „zaraz po” zaczyna się wydłużać. 

    Michalina Midor  (1975 r.)
W sierpniu 1945r. Burmistrz Władysław Twardy pisał w swoim omawianym tu sprawozdaniu, że przydzielił już Polakom trzydzieści gospodarstw. Wśród tych nowo osiedlonych na kudowskim Zakrzu byli Jan i Michalina Midorowie. Weszli do przydzielonego domu, w którym zastali Niemkę Paulitschkovą z dwiema córkami. Mąż Paulitschkovej zginął na wojnie, jako niemiecki żołnierz. Władza przydzielająca dom dała do zrozumienia, że Niemka niebawem wyprowadzi się wraz z córkami, a póki co, trzeba ją przesunąć na piętro i zniechęcać do przebywania tu dłużej. I Michalina i Paulitschkova musiały jakoś żyć, coś przygotować swoim rodzinom  do zjedzenia, a ani jedna ani druga nie wiele miały zapasów. Połączyły więc swoje zasoby, razem pracowały w kuchni i wszyscy siadali przy jednym stole, dzieci polskie i niemieckie bawiły się razem. Midorowie pochodzili z ziemi żywieckiej, którą hitlerowcy przeznaczyli tylko dla Niemców, stracili wszystko, i teraz te straty  mieli odzyskać w Kudowie. Blisko roczne wspólne życie – zaraz po wojnie – przezwyciężało wojnę i wytwarzało nowe spojrzenia na siebie. Paulitschkova wyjechała z córkami do Niemiec, a gdy powracali jako turyści, to obdarowywali się wzajemnie  prezentami. Ten ludzki epizod powojennego zgodnego życia pod jednym dachem wszedł do historii rodziny Midorów i stał się jedną z cegiełek w tradycji życia duchowego rodziny. Świadomość zachowania się po ludzku  w ekstremalnej sytuacji, ma jakby magiczną moc na przyszłość. Takie wydarzenia miały miejsce w życiu wielu rodzin  i one uczą, że w trudnych sytuacjach trzeba przede wszystkim być człowiekiem. Wojny przemijają, po stu latach na ogół wyciszają się, ale ludzkie zachowania mają większą siłę trwania: wchodzą  do kultury duchowej rodzin i narodów, stają się źródłem ufności i nadziei, dodają sił do przezwyciężania  trudności i  zła.

Elisabeth Kynast

Wspomniana Elisabeth Kynast urodziła się w Czermnej w 1942r., po wojnie wyjechała z rodziną do Niemiec, do Dolnej Saksonii. Stale powracała do Kudowy, jej miłość do tej ziemi budziła podziw polskich mieszkańców, uczestniczyła w wielu akcjach kulturalnych polsko-niemieckich i zorganizowała w Czermnej Muzeum ks. Gerharda Hirschfeldera, niemieckiego kapłana wikarego w Czermnej, który za antyhitlerowską działalność został uwięziony w obozie koncentracyjnym w Dachau i tam stracił życie. Ta miłość Elisabeth Kynast do małej kudowskiej ojczyzny budziła podziw, i nie wzbudzała niepokoju. Zastanawiało to mnie, gdy porównywałem umiłowanie kresów wschodnich  przez repatriantów ze wschodu z niepokojami Ukraińców, co do możliwych następstw takich sentymentów.

Być może pewne znaczenie ma to, co działo się zaraz po wojnie. Gdy ludzie w bardzo trudnych warunkach zachowają się po ludzku, to wrzucają do gleby życia nasiona, z których wyrasta pojednanie, zdolność współdziałania, a nade wszystko wzajemna ufność. W bardzo dynamicznym życiu w Kudowie – zaraz po wojnie – wszystkie te wymienione piękne postacie stały się dobrymi założycielami przyszłości, do której teraz dokładamy nasze cegiełki. (Bronisław MJ Kamiński).


Pstrążna- czasy wojenne i powojenne


_________

Poniżej zamieszczamy kolejny artykuł  Wiolety Suzańskiej  o historii Pstrążnej. 

Na przełomie stycznia i lutego br. zamieszczaliśmy cykl 5 artykułów Pani Wiolety o Ewangelikach Reformowanych na Pstrążnej. Artykuły te wypełniły niejako lukę historyczną na temat Pstrążnej i zostały przyjęte przez Czytelników z ogromnym zainteresowaniem. Tych, którzy nie czytali wcześniejszych części – zachęcamy do ich przeczytania.

 

___*___
O CZASACH WOJENNYCH I POWOJENNYCH
w  PSTRĄŻNEJ

Część 6
Wioleta Suzańska

 

Druga wojna światowa ominęła wieś. Życie toczyło się z pozoru jak dawniej, ale bez mężczyzn. Większość z nich zostało powołanych do wojska i odesłanych na front. W Pstrążnej pozostały kobiety, dzieci i starcy. Nie wszyscy mężowie, bracia i synowie powrócili z wojny. Sytuacja materialna znacznie pogorszyła się. Niejednokrotnie brakowało żywności i innych produktów pierwszej potrzeby. Najstarsze dzieci musiały przejąć część obowiązków, związanych z pracą w polu. Starano się żyć jak dawniej, a więc dalej prowadzić małe gospodarstwa, hodować bydło, uprawiać warzywa i pielęgnować sady owocowe. Należy w tym miejscu wspomnieć, że drzewa w sadach obficie rodziły owoce, ponieważ były odpowiednio dobierane pod względem jakości odmian i wytrzymałości na różne warunki klimatyczne. Sprowadzaniem młodych sadzonek drzew zajmował się tutejszy nauczyciel ze szkoły katolickiej Johanes Fűssel i agronom wiejski Alojs Hauschke.
Wokół szkoły nauczyciel wraz z dziećmi założył ogród, który był miejscem zdobywania wiedzy na temat uprawy roślin użytkowych i ozdobnych. Niestety, z dawnych sadów pozostały nieliczne drzewa.
Pani Maria Wolska chcąc ratować niezwykłe odmiany, zbiera gałązki ze starych drzew owocowych i szczepi je.

 

Zaprzyjaźnione dziewczęta po wojnie w Pstrążnej, od lewej:
Greta Bartonitschek, Zofia Cygan, Maria Hauschke, Władysława Cygan

 Dobrodziejstwa płynące z natury były skrzętnie wykorzystywane do przeżycia. Każda pora roku przynosiła nowe dary w postaci ziół, grzybów, szyszek, owoców leśnych itd.  Ludność posiadała wiedzę na temat właściwości leczniczych ziół, co miało ogromne znaczenie w leczeniu różnych schorzeń.

Z opowiadań rdzennych mieszkańców

Pani Maria Wolska z domu Hausche pokazała mi korespondencję swojego stryja Alojsa, który będąc na wojnie wysyłał listy z rysunkami i instrukcjami jak uprawiać pole (Anbauplan).
Plan zagospodarowania pola (Anbauplan) nakreślony przez Alojsa Hauschke

W prosty sposób nakreślony plan pracy, pokazywał nader dokładnie, którą część pola obsiać zbożem, gdzie posadzić ziemniaki, a który kawałek ma „odpoczywać”. Ojciec pani Wolskiej, Horst Hauschke, mając 9 lat musiał podołać temu zadaniu. Jego siostra Maria Hauschke (znana jako Pani Maruszka), zajmowała się domem i ciężko chorą matką.

Zofia Zwikirsch, moja babcia, pozostała w domu z sześciorgiem dzieci. W tym trudnym czasie, krowa okazała się cennym skarbem. Warzywa z przydomowego ogródka, sad, wiosenne pokrzywy, zioła zbierane z łąk i inne dary, pozwoliły, że szóstka dzieci rozwijała się bez większych problemów zdrowotnych. Babcia zawsze mogła liczyć na pomoc swoich rodziców, mieszkających po czeskiej stornie na Machovskich Konćinach. Jednak  po wojnie sytuacja diametralnie zmieniła się. Granice zostały zamknięte i tym samym wszelkie kontakty były zakazane. Babcia Zofia, chcąc pożegnać się z umierającym ojcem, nielegalnie przekroczyła granicę, za co musiała pójść do więzienia. Nikt z władz nie zlitował się nad szóstką pozostałych dzieci. Na szczęście kara nie trwała długo. Niejednokrotnie zdarzało się, że babcia sama nie zjadła posiłku oddając swoją rację dzieciom. Kiedy jej mąż Reinhold wrócił z wojny ranny, nie mógł zajmować się gospodarstwem. Pogarszający się stan zdrowia dziadka ostatecznie skończył się śmiercią. Moja mama Elżbieta, jako najstarsza z rodzeństwa, przejęła część obowiązków związanych z pracami iście męskimi, a więc orała pole, zwoziła siano, doglądała bydło. 

Czasy wojenne, okazały się okrutne, ale także pokazały wielką umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, wspólnotę ludzi nieobojętnych na cierpienie innych, pokorę wobec przeciwności losu, a także naturę ludzką w obliczu zła. Niejednokrotnie słyszałam słowa: Przeżyłam, bo Bóg mi na to pozwolił. Wiara była wyznacznikiem każdego dnia.

Po wojnie zakątek czeski, a tym samym Pstrążna wszedł w skład państwa polskiego. Na tzw. ziemie odzyskane przybywali wysiedleńcy z kresów wschodnich, a także z centralnej Polski. Nastał czas niepokoju, obawy i żalu. Część ludności napływowej zasiedlała opuszczone domostwa, a część była dokwaterowana do rdzennych rodzin. W tym momencie trzeba uruchomić wyobraźnię i wczuć się w zaistniałą sytuację. Obcy sobie ludzie muszą zamieszkać pod jednym dachem. Znam relacje ludzi zarówno przybyłych do Pstrążnej, jak i autochtonów. Na pewno jedni drugich bali się i czuli się zagrożeni. Dla stałych mieszkańców dom jako schronienie, jako dorobek życia i wreszcie jako ostoja pewnej stabilności stał się domem przechodnim i miejscówką dla obcych ludzi. Miejscowi postrzegani byli jako potencjalny wróg.  Mówiono o tubylcach Niemcy lub Szwaby. Bogatsi gospodarze pstrążniańscy utracili swoją pozycję w nowej rzeczywistości i często wykorzystywani byli jako pracownicy w „nowo powstających gospodarstwach”. Pani Wolska opowiadała mi o swoim ojcu Horście Hauschke. Jako jeden z nielicznych prowadził wzorowe gospodarstwo w pełni wyposażone w maszyny rolnicze. Z chwilą, kiedy włościa zaczęły przechodzić w ręce przybyłych, duża część dobrodziejstw najzwyczajniej zostało zniszczonych. W większości ludność napływowa po raz pierwszy miała do czynienia z tego typu nowoczesnością.
Niektórzy chcąc gospodarować, wykorzystywali do pracy i do obsługi maszyn tutejszych rolników. Podobnie było z innym majętnym gospodarzem – Gotfridem Lichtrem. Jego dom, który niegdyś był jednym z najpiękniejszych budynków w Pstrążnej, dziś jest wrakiem

Teraźniejszy wygląd budynku zamieszkałego niegdyś przez rodzinę Lichtrów
Chcąc pozostać we wsi, mieszkańcy z pokorą przyjęli nową sytuację, tak żeby nie pogłębiać przepaści dzielącej dwa światy. Inni podjęli natychmiastową decyzję o opuszczeniu rodzinnego miejsca i przeniesieniu się za granicę, szukając lepszego „jutra”. Spakowano tobołki i często pod osłoną nocy ruszano w nieznane. Warunkiem do pozostania we wsi było przyjęcie obywatelstwa polskiego. Ci, którzy wahali się, ostatecznie na przełomie lat 50-tych i 60-tych wyjechali do Niemiec, ponieważ czuli się Niemcami. Co jest ciekawe i wręcz wzruszające, to fakt, że najczęściej zabieranym sprzętem do „nowego” było grabie i kosa jako niezbędnik do pracy w gospodarstwie. Uchodźcy, w pierwszej fazie swojej wędrówki znaleźli schronienie w przygranicznych, czeskich miejscowościach, a następnie bądź pozostawali w Czechach lub ruszali w dalszą drogę. 

W Pstrążnej ostało się kilka rodzin. Przywiązanie do ojcowizny, do domu rodzinnego były tak wielkie, że niektórzy nie mogli rozstać się z miejscem ich przodków. Niejednokrotnie płacili za to wysoką cenę, ale było warto. Istniejący dotychczas porządek został mocno naruszony. We wsi powołano sołtysa Sikorę, który wraz radą zarządzał gruntami i całym dorobkiem pozostawionym przez tubylców. Przydzielano ziemię nowo przybyłym ludziom (najczęściej na zasadzie umowy ustnej). Narzucano również wszystkim mieszkańcom tzw. szarwark, czyli roboty publiczne, głównie na rzecz budowy i utrzymania dróg dojazdowych i lokalnych.

Kapela, grająca w świetlicy w Pstrążnej.
O
d lewej Władysław Korczyński, Horst Hauschke, Jan Zacher

Z dawnej katolickiej szkoły zrobiono świetlicę, w której był również sklep. Świetlica była miejscem wspólnych spotkań, zabaw, a także występów artystycznych dzieci.Z opowiadań przybyłych do Pstrążnej, a także mojej mamy Elżbiety Smolarskiej z domu Zwikirsch wiem, że z czasem przykre wspomnienia i przeżycia zaczęły się zatracać. Doskonałym łącznikiem dwóch światów były dzieci. One nie rozumiały istniejącej sytuacji, lgnęły do siebie, odwiedzały się i bawiły. Chodziły również do wspólnej szkoły. Wśród młodzieży zawiązały się przyjaźnie. Również dorośli obdarzyli się zaufaniem. Zaczęły zacierać się różnice i w życiu codziennym nie myślano o pochodzeniu, religii i krzywdach. Jedni drugich potrzebowali. Pomagano sobie w pracach gospodarskich. Kobiety wymieniały się przepisami kulinarnymi. Powoli sytuacja zaczęła się stabilizować. Wspólnie uczęszczano na potańcówki organizowane w świetlicy, podczas których przygrywała lokalna kapela. Przyjeżdżało kino objazdowe.

Zawierano „mieszane” związki małżeńskie. Tak było w rodzinie Hauschke. Horst Hauschke ożenił się z przybyłą do Pstrążnej Zofią Nowak. Mieli dwie córki, które do tej pory mieszkają w Pstrążnej, Marię i Elżbietę. Innym przykładem jest związek małżeński Erny Zwikirsch i Eugeniusza Topolskiego. Oboje zamieszkali w Czermnej i mieli troje dzieci Ryszarda, Ewę i Annę. Pani Antonina Lellek wyszła za mąż za Jana Brycza, przybyłego ze wschodniej części Polski. Również moja mama Elżbieta wyszła za mąż za Waldemara Smolarskiego, przybyłego z Poznania. Jej siostra, a moja ciocia Irmgarda wyszła za mąż za Jana Glebko, przybyłego z Białorusi.

Zdjęcie ślubne Zofii Nowak i Horsta Hauschke

Zdjęcie ślubne Irmgardy Zwikirsch i Jana Glebko
Zdjęcie ślubne Antoniny Lellek i Jana Brycza

Mimo stopniowej asymilacji kulturowej, nie zatracono i nie wyparto się swojej tożsamości. Dotyczy to zarówno autochtonów, jak i osiedleńców. Opowiadania mieszkańców są przepełnione wzruszeniami, emocjami i miłością do tego, co utracili, ale też do tego, co zyskali. Bagaż doświadczeń zahartował ich osobowości i umocnił w dalszym życiu. Pozwolił na zrozumienie drugiego człowieka, otworzył się na tolerancję w wielu dziedzinach, a głównie na płaszczyźnie religijnej i narodowościowej. 

 

Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili mi swój czas i zechcieli udostępnić materiały.
W następnym artykule chcę przedstawić Państwu materiały dotyczące codziennych zajęć i  kulinariów, zarówno autochtonów jak i osiedleńców.

Pozdrawiam wszystkich czytelników
Wioleta Suzańska


Na 100 – lecie Antoniego Jakubca


 

___*___
Na 100-lecie Antoniego Jakubca

Zamieszczamy kolejny z wierszy z zasobów Antoniego Jakubca (ur. 25.03.1921),  jakie zachowały się w zbiorach Aleksandra Safiera i zostały udostępnione przez panią Reginę Safier-Radwańską.

Ponieważ jest on bardzo obszernym opowiadaniem o Zakrzu – zamieścimy go w częściach.

Oto I jego część:


 Wspomnienia Żywieckie – część IV


___________________________

Poniżej IV części z cyklu Wspomnień Żywieckich – ,,Za wolność” ,,For Freedoom” –   Włodzimierza Trznadla. Za tydzień zamieścimy ostatnią V już część tych Wspomnień, która zamyka pewien rozdział historii żywieckiej, którą tak pieczołowicie opisuje Autor Wspomnień i dba, by pamięć o Ludziach i ydarzeniach przetrwała na wieki.

W  kwietniu Miesiącu Pamięci – pokłońmy głowy  –  ,,Z potrzeby serc musimy o nich pamiętać”.
Cześć Ich pamięci!
Zostaną w naszych sercach na zawsze!
/Red/
.

 

___*___
WSPOMNIENIA ŻYWIECKIE
„Za wolność”  „For Freedom” 

Część IV
PIETRZYKOWICE – ŁZY WSPOMNIEŃ
Włodzimierz Trznadel

 

Na tablicy pamięci obok szkoły w Pietrzykowicach osiemdziesiąt dwa nazwiska.

 „MILCZĄ … MAM TAM SIOSTRĘ ELŻBIETĘ, CIOCIĘ WANDZIĘ I FRANIĘ, PRZYJACIÓŁ OJCA – ŻOŁNIERZY ZWZ/AK „. Tradycyjnie 25 września i 13 października 2019 roku zapalam znicze pod tą tablicą. W swoim imieniu oraz Krystyny, córki Antoniego Cadra (zginął rozstrzelany w Oświęcimiu w 1943r).

Z POTRZEBY GÓRALSKICH SERC !

 Swoisty to testament Antoniego Caputy i Władysława Trznadla.
Pośmiertne uhonorowanie Tych co walcząc za nas… w dymach Auschwitz cicho od nas odeszli.

 Wokół  ISTNIEJĄCYCH PAMIĘTNIKÓW Z CZASU WOJNY Władysława Trznadla usiłuję nawiązać do historii i Pietrzykowic i Żywca.   

 Pozostały mi fotografie ślubne… rozproszone, zapomniane, zagubione i z rodzinnych albumów wyjęte… ŁZY WSPOMNIEŃ…:
Agnieszki Suchanek i Kazimierza Barona (ps.Konrad). Także ich zaproszenie ślubne dla moich Rodziców. Dalej to zdjęcia:
Heleny Fedorowicz i Antoniego Cadra (ps.Rola);
Rozalii Baron i Stanisława Midora (ps.Nieznany)
Janiny Gąsiorkówny i Jana Urbańca   (ps.Ponton)

 Te zdjęcia, to WSPOMNIENIE… PO LATACH ZAPOMNIANYCH BOHATERÓW ŻYWIECCZYZNY.
ZA NAS ONI WALCZYLI  I TAK BARDZO CHCIELI DLA NAS ŻYĆ !

Fot.1.Wiersz  „Pamięci Jasia Urbańca” (z Pewli Ślemieńskiej); napisał Edmund Zyzak. Wiersz ten był wygłoszony na uroczystym wieczorze literackim urządzonym przez sekcję literacką w Nowym Sączu, w dniu 19.VI.1945r.

 

  • W 1960 r. wydana została książka Kazimierza Popiołka „Śląsk w oczach okupanta„.

Na str.189/190  mamy przykładowe 31 nazwisk ze 171 zawartych w raporcie Gestapo.

Wśród nich:
 – Kisiel Feliks, ur. 12.5.1909 w Sosnowcu, zam. w Bielsku, b. polski porucznik, komendant inspektoratu.
– Dąbrowski Mieczysław, ur. 7. 7. 1919 we Lwowie, zam. w Bielsku, b. polski student, adiutant inspektoratu; uciekł 29. 10. 42 z więzienia policyjnego w Mysłowicach, prawdopodobnie do GG. 

  • W książce „Numery mówią„,  Aleksander Widera wspomina tę ucieczkę współwięźnia członka tajnej organizacji, bodajże  ZWZ, Mieczysława Dąbrowskiego.

 W związku z tą ucieczką Autor (A.W.) znowu znalazł się na „Jedynce” (Str. 183), (cela Nr 1 w Myslovitz Lager) .

    Myślę, że o tej ucieczce wspomina Władysław Trznadel.   Rozbieżność datowań miesiąca jest nieistotna. Mały defekt pamięci i nie bardzo wiadomo po której stronie.  Przypadkowego przepływu informacji zabrakło, by po latach spotkali się: Alojzy Cader, Aleksander Widera i Władysław Trznadel. W przeszłości, po ucieczce Mieczysława Dąbrowskiego, w tym samym czasie – więźniowie celi nr 1 mysłowickiego lagru. Po tylu latach zestawiłem te okruchy historii. I jakaś wyższa konieczność nakazuje mi przelać to na papier.

 Tak niewiele mamy informacji z Ersatz – Polizeigefangis Myslowitz z roku 1942/1943. Alojzy Cader (brat Antoniego), który przeżył to piekło nie pozostawił żadnych zapisków.

Po wojnie, temat ZWZ/AK był niebezpieczny, ludzie niechętnie mówili, trzeba było jakoś żyć w nowych uwarunkowaniach.    

Niechaj więc te moje linie  poprzez czas i przestrzeń będą ich wirtualnym spotkaniem.    

  • Na str.198/9  („Numery mówią„,  Aleksander Widera pisze: ”  Niech żyje Polska ! – krzyknął donośnie Bernard Świerczyna z Mysłowic”. 
  • Na str.267/8 książki Marcina Dziubka „Niezłomni z oddziału Sosienki” autor pisze o ostatniej publicznej egzekucji w Auschwitz. Został  zamordowany Bernard Świerczyna „Max”, reprezentujący w obozowym ruchu oporu struktury Armii Krajowej.  
  • Na str.193-5 książki Juliusza Niekrasza „Z dziejów AK na Śląsku” znajdziemy obszerny opis nieudanej ucieczki Bernarda Świerczyny, zakończonej jego śmiercią.   
  • Biogram Aleksandra Widery (1917-2002) znajdziemy w:  „[PDF] Aleksander Widera-folklorysta. Szkic biograficzny”…. Więzienie śledcze Mysłowice, Auschwitz i potem obozy Mauthasen i Gusen.
  • Na str.184-186, …… Studencki Antoni, Ścieżka Antoni, Łodziana Rudolf, Ciepły Józef pseud. „Topola” zastępca kierownika Inspektoratu Śląsk.      

To z nim konsultował Stanisław Dobosz maszynopis swej książki „Wojna na Ziemi Żywieckiej”.    

  • Na str.191,  znajdziemy fragment listy uwięzionych na Śląsku członków Związku Walki Zbrojnej … kopia z oryginalnej niemieckiej listy …Po 60-ciu latach nie bardzo wiadomo gdzie szukać kopii pełnej listy więźniów?

–  Cader Anton geb. 15.5.1910. in Pietrzykowitz. chem. akt. poln. Oberleutnant, wohnh. in Pietrzykowitz … Kreiskommandant der ZWZ.
–  Boryczka Heinrich geb.5.7.84. in Zbylitowska, chem, poln. Professor, wohnh. Bielitz, Herman-Goringstr. 15 … Kreiskommandant der ZWZ.     

W 1960-tym roku materiały te znajdowały się w Śląskim Instytucie Naukowym   w Katowicach. Peregrynacje po przepastnych lochach archiwów Rzeczypospolitej pozostawiam dla co bardziej ambitnych  profesjonalnych historyków.  Nie szperałem po archiwach, brakuje mi też wiedzy spotkań z  bezpośrednimi uczestnikami tamtych czasów.    Z porównań istniejących opracowań można tak wiele się dowiedzieć….postawić tak wiele znaków zapytania. Te znaki zapytania przedstawiam w innej części „25/26 wrzesień 1942 rok, Żywiec, kto kim był i kto kim jest w góralskich sercach naszych!”. 

Strony tej części zostały zignorowane przez wysoce ambitne Bielsko-Żywieckie czasopisma….  Takie to czasy, szkoda papieru  i długopisu. Koniecznie trzeba dodatkowo uzupełnić wspomnienia Władysława Trznadla artykułami:

            Aleksandra Widery,   „Nigdy tego nie zapomnę”    …. 30 stron

            Tadeusza Areckiego,  „Podobozy obozu głównego”   …. 37 stron

  Tadeusz Arecki z Oświęcimia przyjechał 12 marca 1943 roku do obozu Hamburg-Neuengamme. Otrzymał numer 17 916. Do Stocken przybył wraz dwustuosobową grupą kolegów w dniu 1 stycznia 1944 roku wieczorem. Pracował przy jednej z maszyn formujących skrzynki akumulatorowe z ebonito-kauczuku. I on także wspomina, że na hali było bardzo gorąco. Tadeusz Arecki i Władysław Trznadel w tym samym czasie aż do przepędzenia do Bergen Belsen i dalej aż do pobytu w Bardowick  razem zaliczali drogę zniewolenia.  

Jan Klistała (ojciec historyka Jerzego Klistały) przebywał od 13 lutego do 31  marca 1943 roku w BLOCK-u No 2. Władysław Trznadel do tegoż BLOCK-u No 2, (lub 2a?)  przybył 11 maja 1943 roku.  Choćby wirtualnie trzeba połączyć te rozproszone losy ludzkie !  

Dla młodego komputerowego pokolenia to przekaz pamięci Tych, co pisali do swych rodzin … 

„NIE ZAPOMNIJCIE MNIE”,  „MYŚLCIE O MNIE”,  „KOCHAM WAS”

 


Pomoc Polakom


___*___
POMOC POLAKOM NA WSCHODZIE

W Przemyślanach, ok. 60 km na wschód od Lwowa działają trzej Misjonarze Salezjanie, prowadząc parafię  pw. Św.Piotra I Pawła. Proboszczem tej parafii jest Salezjanin ks. Ojciec Piotr Smolka. Oni odbudowują i remontują kościoły rzymsko-katolickie i pomagają żyjącym tam Polakom i rzymskim katolikom.
Utrzymują się z prowadzonego hoteliku dla odwiedzających kresy. Teraz w czasie pandemii, a trwa to już rok nie mają żadnych wpływów z tego hoteliku, a nawet muszą jeszcze utrzymać ten hotelik . Pandemia kiedyś przeminie i znowu będziemy korzystać z tego bezpiecznego hoteliku, ale teraz trzeba im pomóc. Można zamówić mszę świętą za przodków, którzy pozostali w ziemi kresowej. Wystarczy wpisać do internetu: Parafia Św. Piotra i Pawła w Przemyślanach , a pojawią się dane kontaktowe. Msze są odprawiane z udziałem kamery internetowej, można więc uczestniczyć  w tej zamówionej mszy świętej , a zakonnicy prowadzący nabożeństwo ogłaszają w czyjej intencji odprawiane są modły.  Dla wygody kontaktu podajemy adres e mail do Proboszcza Ks.Piotra Smolki. Również podajemy nr konta bankowego do wpłaty daru na mszę św. Oto te dane: 

Zamówić nabożeństwo można pisząc do Ojca Piotra Smolki na adres e-mail: ks.piotr1111@gmail.com

Dar pieniężny w dowolnej kwocie np. 50 zł, lub 100 zł,  lub jak kogo stać można wysłać na konto bankowe:

Ks.Piotr Smolka PKO SA II O/Kraków,
Nr konta 62 1240 1444 1111 0010 0830 4659 z dopiskiem:  na odbudowę kościołów

Ks.Piotr odpisze natychmiast i uzgodni datę nabożeństwa. Znam ks. Piotra Smolkę osobiście, wielu z nas w Kudowie i na Dolnym Śląsku zna tego pobożnego kapłana i zakonnika. Jeśli kogoś stać i może pomóc, to nie czekać, lecz działać i pamiętać, że nawet niewielkie dary mają wielkie znaczenie w utrzymaniu kościołów w tamtych warunkach. Bardzo polecamy pamięci tą bardzo dobrą i ważną  sprawę. (Bronisław MJ Kamiński).

 


Wspomnienia Zenony Dołęgowskiej


__________

Poniższe wspomnienia Pani Zenony zamieszczone były na Jej blogu:
Część Trzecia Ostatnia.W międzyczasie życie napisało smutny scenariusz, z którym dzieli się z nami Autorka Wspomnień.

___*___
Czy to były święta?

Zenona Dołęgowska

Dzisiaj już wtorek. Dzień po świętach. Jestem sama, córka wyjechała. Nie było Tadzia (wiadomo, umarł) nie było Oli ani Emilki, bo wirus, trzeba uważać i nie przyjeżdżać nawet gdy się jest wnuczką czy prawnuczką. Jestem sama, choć niezupełnie, jestem ze swoimi myślami.

Parę dni wcześnie moja „przyszywana córka Zosia” powiedziała mi, że wraca z pogrzebu. Okazało się, że z pogrzebu mego sąsiada, który całe lata mieszkał w pięknym, przez siebie zbudowanym domu, za płotem naszych ogrodów działkowych. Ileż przez te lata przeprowadzaliśmy rozmów na różne tematy, w tym polityczne. Ostatnia nasza rozmowa dotyczyła też polityki. Powiedział mi „pani Zeniu, pani to jest lewicowa, ale ja nie”. Oczywiście przyznałam się do swojej lewicowości, on do swojego konserwatyzmu. Nie sposób uwierzyć, że go już nie ma, to był najpracowitszy człowiek, którego poznałam w swoim życiu.

Myślę o moim znajomym, sąsiedzie, który kilka dni wcześniej znalazł się w szpitalu. To covid. Mowa o tlenie i respiratorze. Panie Marku, myślę o Panu i nie wierzę by taki człowiek jak Pan, mądry, prawdziwy artysta, niezwykły sąsiad, który nie tak dawno był „gwiazdą telewizyjną” dla seniorów, mógł poddać się takiemu „stworzeniu” jak wirus. Czekam na Pana i na spacery z korkiem na naszej czeronogórskiej alei.

Bogusia przyniosła wiadomość, że nasz nieco dalszy sąsiad, który parę dni wcześniej z własnej woli instalował w naszym budynku nr. 7  beczki do deszczówki, jest chory i to też na wirusa. Nie mogę uwierzyć, by ten młody ( w stosunku do mnie ) który każdego dnia spacerował ze swoim pupilem, mógł być chory i to na cowida.

Juto dzień będzie niezwykle smutny, idziemy z moimi przyjaciółkami na pogrzeb Marysi, która  40 lat mieszkała w naszym domu, z którą każdego dnia spotykałyśmy się, rozmawiały, która jak nikt inny dbała o czystość naszego domu i piękno ogrodu. Jest to wprost niewyobrażalne, że jutro nie będzie Marysi na klatce schodowej i na ławeczce przed swoim mieszkaniem.

Na pogrzeb Marysi, nie przyjedzie Tereska, moja „przyszywana córka”, która z Marysią przeżyła też całe 40 lat w naszym domu, bowiem jedzie na pogrzeb swojego kolegi, przyjaciela, którego pogrzeb odbędzie się w tą sama środę i o tej samej 14,00 godzinie tyle tylko że nie w Chęcinach a w Kielcach.

A gdy dodam do naszych wiadomości, z naszej okolicy, informacje krajowe dotyczące koronowirusa, europejskie, światowe, łza się w oku kręci.

Mimo tego, nie poddaje się, próbuje znaleźć coś co jest mimo wszystko pozytywne. Zaglądam do swego pokoiczku „buddyjskiego” który powstał w dobie pandemii i który pozwala mi myśleć, że oprócz pandemii jest jeszcze coś dobrego, pięknego  i pozytywnego.

P.S. Jeszcze dwa dni temu pisałam o chorym Panu Marku. Dzisiaj , mogę dodać tylko tyle, że Marek nie żyje, zabrał go coronawirus. Marek był prawdziwym artystą (napiszę o nim w szczegółach w następnym odcinku). Dzisiaj zamieszczam kilka Jego obrazów „namalowanych” igłą. Trudno pisać, trudno o tym myśleć. Będzie następny  pogrzeb. ZD.

 

 

 


Lednicka Wiosna Poetycka 


 

___*___
List od Poetki z zaproszeniem na 

XXV Jubileuszową
,,Lednicką Wiosnę Poetycką”

Witam Kochaną Kudowę i jej Mieszkańców,

 Jesteśmy z mężem po pierwszej szczepionce i przeżyliśmy równolegle covid, …Święta na izolacji. Mimo to próbowałam pisać…  Tekst, który ślę do Głosu z Kudowy  w ramach dobrych myśli o zacnych Mieszkańcach Kudowy i świątecznych życzeń –  jest niejako obrazem moich odczuć i cierpienia w tej okrutnej chorobie.
Ufam, że jesteście zdrowi. Bądźcie – tego Wam z serca życzę.
Stanisława Łowińska.

 

PS.
Na stronie XX LO w Poznaniu, jest ogłoszenie ,,Wiosny”.
Wydaje się, że termin nadsyłania prac będzie nieco przesunięty. Liczę na młodych z mojej rodzinnej ziemi…
Zapraszam.
Korzystajcie z szansy.
Nagrody czekają.
Szczegóły znajdują się na stronie: http://www.xxlopoznan.edu.pl/2021/03/03/xxv-jubileuszowa-edycja-lednickiej-wiosny-poetyckiej/?fbclid=IwAR1bBfAsVtFNP8pabtvaIjkVUj–wkQMSlqgpSm8lB-8_V_vEnki4SzIvNE

 


Twórczość w okresie pandemii


___*___

Twórczość pandemiana

***

Naszej nieodłącznej Pisarce i Poetce związanej sercem z Kudową – Pani Krystynie Rygielskiej – przesyłamy najserdeczniejsze życzenia z Kudowy i  życzymy dużo zdrowia.
Czekamy na kolejne przemyślenia!
Dużo zdrowia życzymy również zapezyjaźnionej z Kudową – Stanisławie Łowiskiej i Jej Mężowi.
/GzK/.

 

xxx
Stanisława Łowińska

Stanisława Łowińska – Wigilia Żywiecka w Kudowie (7.12.2019)

xxx

dzięki tym
którzy silą się
by być na szczycie
życie straciło
życie

myśląc
że światem zawładną
padną

padną
przed Jego koroną
Jego tronem

On Wielki
Jedyny
Błogosławiony

Poznań, 31 marca 2021 r.

***
Helena Midor zd. Gałaszewska
MAJESTATYCZNE  DRZEWO BAOBAB 

Dalekich lat sięga.
Nie żyje wśród  bagien i wód,
gdzie bociany gniazda wiją,
w kwiecistych ogrodach,
gdzie pszczoły żyją.

Los rzucił go tam
wśród pustynnych susz,
gdzie ma najwięcej
nieba i przestrzeni.   

Długowieczny,
wierny świadek historii
nieodłączny element kultu
poświęcany
uosobieniom bóstw  i kultu.

Pisano o nim
nie tylko
w wierszach
i baśniach.

Swym widokiem
przykuwa wzrok każdego
wiedzą o nim zwierzęta i ptaki
w nim szukają schronienia.

Smagany wiatrem
gąbczasty od suszy
dźwiga ciężar
swej  wielkości. 

Głębokie korzenie,
wciąż szukają wody.
a pień, którego objąć się nie da
jest wielkim zbiornikiem
dla spragnionych zwierząt. 

Koroną pnie się w przestrzeń,
gdzie miłość w ciszy dojrzewa.
Stamtąd czerpie siły witalne
na długowieczne przetrwanie….

_______________________________

TO JEST STRONA INTERNETOWA STOWARZYSZENIA OBYWATELSKA KUDOWA 
ZAWIERA INFORMACJE I SPRAWOZDANIA Z DZIAŁALNOSCI SPOŁECZNEJ I KULTURALNEJ  STOWARZYSZENIA
ZGODNIE Z REGULAMINEM STOWARZYSZENIA I UKAZUJE SIĘ NIEREGULARNIE.

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”- OK
Adres: 57-350 Kudowa-Zdrój, ul. Słoneczna 11a
mail: marta.midor.burak@gmail.com
tel: 793030702

___________________________________