GzK – 21.03.2021.

Dzisiejsze zdjęcie starego Urzędu Miejskiego z artykułu Pana Bronisława MJ Kamińskiego – poniżej.

___*___
WIOSNA!!!

Dzisiaj dnia 21 marca 2021 r. nadeszła kalendarzowa wiosna. I choć znaleźliśmy się w trudnym czasie, gdzie my i nasi bliscy, narażeni jesteśmy na nierówną ,,walkę” z III falą pandemii coronawirusa  – to jednak wierzymy, że ten czas, w którym -wszystko budzi się do życia- przeniesie się na lepsze jutro i wraz z nadejściem wiosny zaczną znikać wszelkie niepowodzenia, a my ludzie wyciągniemy lekcje, że nie jesteśmy na tym świecie tak ot sobie, ale przede wszystkim po to, aby przynosić pożytek tej Ziemi i Bliźnim; by szanować środowisko, w którym żyjemy i naszych bliźnich, o których trzeba zadbać. /red./

Wiosno!!!
Z nadzieją i optymizmem, czekamy na Ciebie!
Przynieś nam lepsze jutro!

___*___
Jak radzimy sobie z pandemią coronawirusa?

Od kilku dni słyszymy w mediach o tym, że III fala Covid-19 idzie do nas wielkimi krokami. Wprowadza się lockdowny w kraju i za granicą. Atakuje nas nieprzerwalnie wirus inteligentny, który mutuje każdego dnia;  pojawiają się afrykańskie, brytyjskie…odmiany; kraje prześcigają się w ilości masowego wyszczepiania, by zapewnić odporność stadną populacji; postępuje kryzys gospodarczy, który dotyka przedsiębiorców, różne instytucje; pojawiają się depresje z powodu odizolowania i zmiany ,,przyzwyczajeń”, do których przywykliśmy; zaczynamy bardziej dbać o higienę, zwracać uwagę na bliskich; zamykamy się w swoich domach separując się od kontaktów z ludźmi, którzy mogliby nam prznieść ,,niepożądanego lokatora”……..

Zadręczamy się różnymi pytaniami……
Zastanawiamy się co jeszcze można zrobić, by uchronić siebie i innych przed wirusem?

Dojrzewamy do tego, że zmuszeni jesteśmy pogodzić się z tym, że Sars-CoV-2 i inne coronawirusy  – będą z nami do końca i będą pojawiać się jeszcze inne wirusy i ich odmiany. Niemniej jednak, nie może to być powodem do tego, by z tego powodu zatrzymać świat, życie, gospodarkę… Trzeba walczyć z tym naszym przeciwnikiem różnymi metodami, a przede wszystkim sami musimy zachować mądrość i zdrowy rozsądek, by ,,wyciszyć” naszego wroga, a życie toczyło się dalej.

Na pochwałę zasługuje działanie ,,oddolne” samorządu Ostrowa Wielkopolskiego. Ostrów Wielkopolski będzie pierwszym miastem na świecie, które zabezpieczy miejską przestrzeń publiczną innowacyjną, antywirusową folią. ,,To sposób na walkę z wirusem SARS-CoV-2, z bakteriami i z innymi drobnoustrojami”– poinformowała w środę PAP prezydent Beata Klimek. Projekt zacznie się od miejskiego żłobka, a następnie przedszkoli, szkół podstawowych, Centrum Kultury, Centrum Obsługi Interesanta, Basenu Miejskiego, Stadionu, Klubu Seniora, parkomatów, przycisków sygnalizacji świetlnej, toalet publicznych, kierownic rowerów miejskich, pilotażowo w jednym z miejskich autobusów, etc. Specialnie przystosowana do tego folia, która zawiera aktywne jony srebra,  mająca udowodnione właściwości wirusobójcze i bakteriostatyczne,  pokryje elementy, na których najczęściej pozostają drobnoustroje. Są to m.in: klamki, blaty, poręcze, deski sedesowe, przyciski i inne punkty. Firma ostrowska, która wprowadziła na polski rynek folię PURE ZONE gwarantuje działanie folii do 5 lat.
I choć niektórzy uważają, że ta innowacyjna metoda jest zbyteczna –  my jesteśmy zdania, że każde działania, które zmniejszają zagrożenie są dobre i pożądane. Proste metody są najlepsze! Kiedyś bandażowano klamki, polewając je lyzolem i dawało to dobry rezultat, dzisiaj w dobie postępu technologii zastępuje go folia z jonami srebra. Gratulujemy innowacyjności! /Red/.

___*___

Kudowski Patrol Obywatelski (KPO)


Uwaga, dziury!

KPO nr 6 ostrzega wszystkich, którzy jeżdżą drogą w kierunku Słonego kierunek szkoła, żeby uważali na swoje pojazdy, a nade wszystko bezpieczeństwo.
KPO nr 6 już kilka razy wpadł do dziury.

 

 

_________________________________

Poniżej kolejny trzeci tekst Bronisława MJ Kamińskiego, pod hasłem: „Kudowianie rodem z Warszawy – zaraz po wojnie”.  Dzięki zapiskom Pani Janiny Sikorskiej (sekretarki pierwszego polskiego burmistrza) przekazanym przez Panią Reginę Safier-Radwańską (z archiwów Aleksandra Safiera, który gromadził wspomnienia); przede wszystkim dzięki Panu Bronisławowi MJ Kamińskiemu, który pieczołowicie zbadał i zebrał w całość historię rodzin –powstał bardzo ważny dokument traktujący o losach rodzin z tzw. ,,grupy warszawskiej”, która miała wielki wpływ na zarządzanie miastem. Takie działania ocalą historię kudowską i ludzi o znaczącym wpływie na kształtowanie Kudowy od zapomnienia.

___*___
KUDOWA ZDRÓJ – ZARAZ PO WOJNIE,
1945 – 1947

Bronisław MJ Kamiński

Po wojnie

Gdy minęło 70 lat od zakończenia II wojny światowej,  zaczęliśmy się rozglądać za tymi, którzy przybyli do Kudowy w 1945r,  jako ludzie dojrzali i organizujący nowe powojenne życie. Znaleźliśmy ludzi 90-letnich, żywych  świadków historii. Ci, którzy mieli rodzinne korzenie kresowe widzieli Kudowę,  jako przeniesione dawne kresy wschodnie. Wnikliwsze wejrzenie ukazywało obraz bardziej zróżnicowany: okazał się, że pierwszymi nowymi mieszkańcami Kudowy nie byli ci  repatriowani z kresów wschodnich, ale powracający z Niemiec więźniowie obozów koncentracyjnych, wracjący z robót przymusowych , a  z głębi kraju ci, którym domy legły w gruzach. Nie mieli dachu nad głową ani pracy. Jechali w te strony ludzie z ziemi żywieckiej i z zamojszczyzny, których hitlerowski okupant skazał na zniszczenie, a ziemię na zgermanizowanie;  jechali także warszawiacy, którzy utracili  dach nad głową w Warszawie, bo Warszawa została spalona i zgruzowana. Dokąd ci ludzie  jechali i kogo spodziewali się zastać? Jechali na ziemię zabraną Niemcom, zewsząd słyszeli: „odebraną Niemcom i odzyskaną” , a jeśli tam jeszcze kogoś zastaną, – to jakichś Niemców  wyjeżdżających do  Niemiec, czyli wracających do siebie. Źle jest być wypędzonym, lepiej  czuć się przesiedlonym, repatriowanym, poszukującym, wtedy mniej zalega i łatwiej siebie odnaleźć.

O zmianach terytorium Polski po II wojnie światowej zdecydowały mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej, na żądania Moskwy. Stalin mógł podjąć decyzje nawet mniej korzystne dla Polski od tych, które podjął i które zostały akceptowane przez sojuszników zachodnich. Być może, to polskiej lewicy  – powiązanej wówczas  z ZSRR – można zawdzięczać  stosunkowo mniejsze straty od wtedy możliwych. Nowe władze polskie wydały 14 marca 1945r Uchwałę Tymczasowego Rządu Rzeczypospolitej Polskiej , w której przejmowane ziemie zachodnie i północne zostały podzielone na cztery okręgi: I – Śląsk Opolski, II –Dolny Śląsk, III- Pomorze Zachodnie, IV – Warmia i Mazury. Każdy okręg podlegał Pełnomocnikowi Okręgowemu, a Pełnomocnicy Okręgowi podlegali Pełnomocnikowi Centralnemu, którym został działacz komunistyczny  Edward Ochab. Poszczególne okręgi zostały podzielone na obwody, odpowiadające powiatom. Gdy wojska radzieckie i polskie wyzwalały tereny zachodnie i północne, to struktura władzy była już gotowa do wprowadzenia. Wojskowe Komendy Radzieckie przekazywały wyzwolone tereny tym władzom polskim.

Polacy wjeżdżający na ziemię kłodzką  nie mieli świadomości, że na ziemi kłodzkiej mogą żyć jacyś Czesi i wszyscy zastani byli – w pierwszej chwili – Niemcami. Mieszanie się ludności czeskiej i niemieckiej na ziemi kłodzkiej przez kilka stuleci  i silna germanizacja wytworzyły ten obraz,  a wojna zradykalizowała spojrzenie negatywne  na wszystko, co niemieckie. Niemal w każdej polskiej rodzinie były jakieś ofiary w tej wojnie, każda miała jakieś dziury po zabitych, trudno po takich ludziach oczekiwać, że będą aniołkami na ziemi wrogów. W stronę Kłodzka  szedł I Front Ukraiński dowodzony przez marszałka Koniewa , a za wojskiem wchodzili na zajmowane ziemie ludzie, których miało nie być  na świecie. Nie dziwi chęć odwetu, ale zadziwić może dopiero niechęć do odwetu. 

Janina Bilewicz ze Stryja była jedną z tych, którzy wtedy przybyli do Kłodzka i poszukiwali mieszkania dla rodziny. Wskazano im dom z niemieckimi mieszkańcami, których mogli usunąć. Jej matka powiedziała: „Przyjechałam do Polski, nic mi ta Niemka nie zrobiła, nie będę wyrzucać jej z domu. Postarajcie  się o puste mieszkanie” (z książki „Pionierskie lata 1945 – 1950 , pod red. Krystyny Oniszczuk-Awiżeń).                                 

Włączmy wyobraźnię praktyczną

Dla odtworzenia obrazu tamtych dni trzeba mieć trochę wyobraźni praktycznej. Wyobraź sobie, Drogi Czytelniku, że znalazłeś się wtedy w ówczesnym  świecie, w pierwszych dniach maja 1945r, jako dorastający młody człowiek, jak ten Adaśko z Brzeżan, którego hitlerowcy wywieźli na roboty przymusowe koło Wrocławia i który pragnie znaleźć jakieś warunki do przeżycia. Już wiesz, że 30 kwietnia 1945r Hitler popełnił samobójstwo, że 2-go maja padł Berlin, że 8 maja i 9 maja Niemcy podpisały bezwarunkową kapitulację przed wszystkimi aliantami w tej wojnie, a Ty jedziesz na zachód Dolnego Śląska, by znaleźć jakiś dach nad głową i coś do zjedzenia. Berlin już padł, ale we Wrocławiu jeszcze trwała wojna, bo hitlerowcy zamienili Wrocław w twierdzę zupełnie beznadziejną i miasto stało się kupą gruzu. Niedobitki ich armii wycofywały  się od Sobótki na Kłodzko, by uniknąć niewoli radzieckiej, wolą przebić się do niewoli amerykańskiej.Nie masz czego szukać w ruinach Wrocławia i jedziesz dalej na Kłodzko. Dojeżdżasz do Kłodzka, już wyzwolonego, a  władzę na terenem objęła Radziecka Komendantura Wojenna pod dowództwem ppłk gwardii  Serafina Mikołajewicza Podstajuka. Na ulicach żołnierze rosyjscy, jest w miarę bezpiecznie, ale Ty, Drogi Czytelniku odczuwasz wyraźnie, że każdy dzień ma trzy dni żołądkowe: rano. południe i wieczór. Bez wody, herbaty i czegokolwiek w płynie długo nie pożyjesz, bez snu także nie da się żyć, bez jedzenia można przetrwać trochę  dłużej. Szukasz, pytasz, rozglądasz się. Zapytasz, kto tu rządzi, kto ci może udzielić pomocy,  w końcu sam coś zdobywasz, tak jak możesz. Masz szczęście , że w takiej sytuacji  jesteś sam, bo gdyby była z tobą rodzina, małe dzieci , jakaś chora osoba , to co wtedy ? Jest rano, po źle przespanej nocy, przed tobą cały długi dzień, bardzo długi, żeby coś kupić trzeba mieć jakieś pieniądze lub coś do zamiany, a Ty nie masz nic. Miastem, zarządza Wojskowa Komendantura Radziecka. 15 maja 1945 r  pojawił się polski milicjant, to żołnierz polski w rogatywce, z opaską na ramieniu, na której pisze „MO”, czyli Milicja Obywatelska. Wreszcie jakaś polska władza, możesz zapytać, poprosić, uzyskać jakąś pomoc, on Cię skieruje do prowizorycznej stołówki, nie zginiesz. Dowiadujesz się,że jest już w mieście polski  Pełnomocnik Obwodu czyli  starosta polski Tadeusz Musiał,  a miasto , które po niemiecku nazywa się Glatz, teraz po polsku nazywa się Kładzk, już nie żaden Glatz, a Kładzk, co szybko poprawiono na „Kładzko”, bo bliższa jest czeska nazwa „Kladzko” i zaraz  pojawiła się następna i ostateczna  nazwa polska  „Kłodzko”, –   tak pozostało. Od Polaków starszych wiekiem dowiadujesz się, że władzę organizuje PPR  (Polska Partia Robotnicza) powiązana z ruskimi, ale ciebie  mało obchodzą takie polityczne wieści i  rozgrywki, chcesz żyć i znaleźć miejsce dla siebie. 3 czerwca 1945 r radziecki komendant wojskowy przekazał  władzom polskim Kłodzko i powiat kłodzki. A w przeddzień, 2 czerwca odbyło się spotkanie nowych polskich  władz powiatu kłodzkiego z dawnym zarządem niemieckim, na którym to spotkaniu Niemcy przekazali niezbędne informacje o stanie ludnosci i stanie kasy miejskiej. Do 15 czerwca 1945r  zlikwidowano policję niemiecką i 22 czerwca 1945r weszło do Kłodzka  wojsko polskie.  Radziecka Komendantura Wojskowa istniała jeszcze formalnie do 1947r. Wojna nie musi rodzić  pogardy, nienawiści i powodów do dalszych wojen. Ziemia kłodzka, która w długiej historii jest ziemią pokoju etnicznego, nawet w tej dramatycznej wymianie ludności zachowała swój charakter, daleki od niedawnych  wojennych doświadczeń  zamojszczyzny i żywiecczyzny. 

Rozpoczęła się wielka wymiana ludności w powiecie kłodzkim. Początkowo więcej było przyjeżdżających Polaków, aniżeli wyjeżdżających stąd Niemców. Pojawiło się przeludnienie, coraz trudniej było o mieszkanie, Polacy i Niemcy musieli mieszkać razem, w tym samym domu. Znaleziono odpowiednie rozwiązanie: Polacy zajmowali parter, a Niemcy przesuwani byli na piętra. Od 1 sierpnia 1945  niemal codziennie odchodziły i przychodziły transporty z ludnością, część Niemców była reklamowana od ewakuacji, dotyczyło to fachowców niezbędnych do funkcjonowania infrastruktury komunalnej i działalności przedsiębiorstw. W grudniu 1948r Kłodzko liczyło 20.522 mieszkanców, w tym Polaków 20.180 i Niemców 241. Akcja wysiedleńczo-osiedleńcza została zakończona. Nasz Adaśko z Brzeżan –  z którym przez chwilę utożsamiliśmy się – przeżył szczęśliwie te pierwsze trudne dni i pojechał dalej do Kudowy Zdroju.

  O tych dziejach początków można dowiedzieć się więcej z książki pt „Pionierskie lata 1945 -1950” pod red. Krystyny Oniszczuk-Awiżeń, wydanej w 2020r. Polecam także  opracowanie Ewy Dewidejt-Drobek i Wiesława Drobek pt „Wielokulturowa przeszłość  we współczesnym dyskursie turystyki kulturowej na pograniczu  polsko-czeskim” ( 2016) oraz książki Juliana Golaka „Wspomnienia o ludziach , którzy już odeszli” ( 2016) i „Wspomnienia  o Polakach i Czechach” (2018r). W tamtych warunkach – zaraz po strasznej wojnie – w wielkiej wędrówce ludów, nasi rodzice i dziadkowie okazali się bohaterami w zapewnieniu rodzinie przetrwania i zapewnienia rozwoju, a także w  humanitarnym traktowaniu niedawnego wroga. Na naszych domach powinny o tym mówić tablice pamiątkowe, niekoniecznie instalowane przez władze i organizacje, ale prywatne, rodzinne, osobiste. Jest dla nich miejsce na ścianach domów, muszą  jednak najpierw  wyrosnąć  na ścianach naszych serc.  

A jak było wtedy w Kudowie ? Opowie  o tym świadek tamtego czasu  Janina Sikorska, wówczas, w 1945r  34 letnia pani, kulturalna, mądra, wykształcona, przyjechała z Warszawy, po katastrofie powstania warszawskiego, po  obozach, i przeżytym  terrorze. Jej oczy wiele widziały. Wspomnienia Janiny Sikorskiej – sekretarki pierwszego polskiego  Burmistrza Władysława Twardego –  zachowały się dzięki zapobiegliwości Aleksandra Safiera, który gromadził wspomnienia , a teraz córka Aleksandra, pani Regina Safier-Radwańska udostęniła nam te dokumenty. Zaczytajmy się i poczujmy tętno życia w Kudowie Zdroju , zaraz po wojnie.

 

***
Janina Sikorska

WSPOMNIENIA Z KUDOWY. W ZARZĄDZIE MIASTA
(fragmenty)

W budynku Urzędu Miejskiego, sierpień 1945r

Dzisiejsze zdjęcie starego Urzedu Miejskiego

Dwupiętrowy  budynek  Zarządu  Miejskiego w Kudowie Zdroju  roił się od urzędników, których było ponad  sześćdziesięciu. Na dole mieściła się kasa i finansowy, ewidencja ruchu ludności , wojskowy, sekretariat , gabinet burmistrza  oraz wiceburmistrza; na piętrze Urząd Stanu Cywilnego, referaty: aprawizacyjny, handlowy, rolny, pośrednictwa pracy i chyba coś ponadto. W każdym  pokoju siedziało kilku pracowników. Największymi działami były aprowizacyjny i pośrednictwa pracy. Na korytarzu  pierwszego piętra kłębił się tłum Niemek, przetykany gdzieniegdzie  Niemcami w starszym wieku. Młodych Niemców  nie było widać. Mietek zaprowadził mnie do Burmistrza. W dużym, prawie pustym gabinecie, na wprost drzwi, stało  solidne dębowe biurko, za którym urzędował Burmistrz Władysław Twardy. Szło się do tego biurka nieskończenie długo,  po olbrzymim czerwonym dywanie. Podczas, kiedy Mietek przedstawiał mnie jako petentkę poszukującą pracy, zlustrowałam  dokładnie wielki pokój. Okna obramowane czerwonymi zasłonami  przepuszczały niewiele światła , to też w gabinecie panował półmrok. Naprzeciw  okien znajdował się kominek, a tuż przy drzwiach kanapa, kilka głębokich foteli uzupełniało  umeblowanie. No cóż- powiedział Burmistrz –  chyba damy panią do sekretariatu. Dostałam zaangażowanie i następnego dnia miałam się stawić do pracy. Nikt mnie nie pytał  o świadectwa  z poprzedniej pracy, ani o wykształcenie.

Było nas troje w sekretariacie: sekretarz Walczak, Ryśka Skrzewska i ja. Nasza praca polegała przede wszystkim na  wypisywaniu przydziałów na mieszkania , sklepy, wille, Przez sekretariat przewijało się mnóstwo ludzi, mających do załatwienia mnóstwo rzeczy, ale przede wszystkim chcieli przydziałów na domy, wille, pensjonaty. Obiektów było coraz mniej. Wszystkie atrakcyjniejsze były już obsadzone przez Polaków, lecz ci najsprytniejsi  zawsze jeszcze coś dla siebie znaleźli. Zaczynał się odpływ szabrowników. Co dzień dowiadywaliśmy się, że ten lub  ów,  po ogołoceniu obiektu z kosztowniejszych przedmiotów  przepadał bexz śladu  razem z  łupami. Nikt ich nie ścigał. Organa bezpieczeństwa  miały ważniejsze sprawy na głowie , w milicji też nie pracowały jednostki  o nieskazitelnych charakterach i czystych rękach. Mieszało się wszystko jak w olbrzymim kotle i trzeba było czasu , żeby szumowiny zostały usunięte. Zarząd Miejski roił się od młodych ludzi, którzy po koszmarze wojny  i okupacji, po utracie najpiękniejszych lat młodości, chcieli się bawić, szaleć, szumieć. Wszystko było jeszcze tak chwiejne,  nieustalone, niepewne, ale była wolność, swoboda, którą zachłystywaliśmy się, którąś upijaliśmy się, jak winem.Wystarczył byle drobny powód, a czasami nawet brak powodu, żebyśmy urządzali bale, zabawy, przyjęcia , na których się tańczyło, piło i bawiło do upadłego. To nic, że racje w stołówkach były coraz skąpsze, że obiad składał się z jednego dania, a kolacje  i śniadania  z paru kromek ciemnego chleba z twarogiem  i  ledwie zabielonej kawy, że za naszą pracę nie otrzymywaliśmy  zapłaty, wystarczył byle patefon lub radio , a chętnych do zabawy było pełno. Reszta zawsze się znalazła dzięki zapobiegliwości kolegów.                                        

 Repatriacja  Niemców  wiosną 1946r

W marcu 1946r zaczęły odbywać się pierwsze repatriacje Niemców. Trzeba było dobrze zorganizować  całą akcję, żeby przeprowadzić  ją sprawnie, bez zakłóceń. Sprawę tę powierzono Marianowi Kozłowskiemu. Najpierw trójki aktywistów chodziły do domów,  w których mieszkali Niemcy i zawiadamiali, którego dnia i o której godzinie  mają być gotowi do opuszczenia  mieszkań. W oznaczonym terminie przychodzili  znów sprawdzić,  czy wszyscy są gotowi do drogi , a po wyjściu  Niemców, zabezpieczali mieszkania , zabierali klucze, pieczętowali drzwi i szli do następnych .  Niemcom wolno było zabrać  40 kg bagażu na osobę. Niektórzy, nie stosowali się do tych zarządzeń, pakowali niemal cały dobytek do kufrów , które umieszczali na podwoziach  z przymocowanymi małymi kółkami. Trzeba przyznać, że z Kudowy mogli wywieźć  wszystko, co zdołali unieść, czy wywieźć w tych swoich zmotoryzowanych kufrach . Jednak w Kłodzku  ostrzej  egzekwowano zarządzenie   i tam niejedno ze swojego dobytku musieli zostawić                                   

Weryfikacja: kto Niemiec a kto Czech – w 1947r. 

W październiku 1946r odbyła się nowa repatriacja Niemców. W międzyczasie, wielu z nich deklarowało się Czechami. Sprawa decydowania o przynależności narodowej  okazała się zbyt trudna i skomplikowana , to też powołane zostały komisje weryfikacyjne, których zadaniem było ustalenie , w  jakim stopniu deklarujący się byli Czechami. Burmistrz Karol Duda odszedł z Kudowy jesienią 1946r  , po nim stanowisko to objął Zbigniew Kitrys, a na wiosnę 1947 burmistrzem był już znowu Władysław Twardy. Zwolnili go po paru miesiącach więzienia, wczesną wiosną 1946r.  W maju 1947r Komisja Weryfikacyjna  rozpoczęła u nas swą działalność. W skład jej wchodził  radca Ambasady Czechosłowackiej z Warszawy, Smetana, młody sekretarz tejże Ambasady, którego nazwisko uleciało  mi z pamięci, i młodziutka Czeszka , Józefinka,  która pisała na maszynie protokoły.  Ze strony polskiej : urzędnik organów bezpieczeństwa, przedstawiciel powiatu, asystował im Marian Kozłowski z racji swego stanowiska  kierownika biura ewidencji ludności , a ja –  wtedy już pracowałam  w biurze ewidencji i ruchu ludności, pisałam protokoły  komisji w języku polskim. Radca i sekretarz Ambasady Czeskiej mówili bardzo dobrze po polsku , natomiast Józefinka – ani  w ząb. Mimo to, zawsze potrafiłam się  z nią  porozumieć. Weryfikacja trwała około trzech tygodni  i obfitowała  w wiele momentów zabawnych. Wielu Niemców, pragnąc uchronić się przed  repatriacją, używało fortelów i kruczków, aby tylko udowodnić  swoje czeskie pochodzenie. Wielu rzeczywiście nie miało trudności:  nazwiska mieli czeskie, przedkładali dokumenty stwierdzające ich pochodzenie, dobrze mówili po czesku.  Radca Smetana bardzo liberalnie traktował  tych, którzy mówili  po czesku.  Według niego, wszyscy ci ludzie byli narodowości czeskiej.  Lecz w niektórych wypadkach to kryterium zawodziło. Zdarzało  się,że przed komisją  stawała cała rodzina: mama, tata  i dzieci , a czasem i dziadkowie. Dziadkowie  przeważnie lepiej mówili po czesku , niż po niemiecku, rodzice już średnio, a dzieci …dzieci , szczególnie te mniejsze , mówiły po niemiecku  i …po polsku. Czeskiego nie znały.  Pod koniec trzeciego tygodnia , Czesi z Komisji Weryfikacyjnej  urządzili przyjęcie, na które zaprosili Burmistrza Twardego , polskich członków Komisji  oraz Kozłoweskiego i mnie. Przyjęcie- mówiąc językiem sprawozdawców prasowych – upłynęło w przyjaznej i serdecznej atmosferze. Oni śpiewali swoje czeskie piosenki , my polskie,  a potem zgodnym chórem „Gaudeamus”  i „Daleka droga do Tipperary”. 

x x x

Nawet tak trudne sprawy jak weryfikacja kto jest kto, i to zaraz po wojnie przebiegała  bez kłótni, podejrzliwości  i dzielenia się na  swoich i wrogów. Niech to będzie dobry przykład  dla nas ,dzisiaj . W trudnej przeszłości nie brakowało  normalnych ludzkich zachowań.  Pragnę serdecznie podziękować pani Reginie Safier-Radwańskiej za udostępnienie Wspomnień Janiny Sikorskiej, są one ważnym dokumentem do dziejów Kudowy Zdroju po 1945r. Materiał ten przekażę Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego w Kudowie Zdroju.                                                                                                 ( (Bronisław MJ Kamiński).

___*___
100-lecie Antoniego Jakubca

25 marca 2021 mija 100 lat od urodzin Antoniego Jakubca, który w lipcu 1945 r. mając 24 lat przybył z Pietrzykowic, pow. żywiecki do Kudowy-Zdroju wraz ze swojmi rodzicami Marią i Karolem, oraz rodzeństwem: Bernadettą, Bronisławą, Alojzym, Bronisławem i Kazimierzem. Dwie dorosłe siostry Alojzego Jakubca – Helena (po mężu Matlas) i Alojzyna (po mężu Ryszko) – pozostały w Pietrzykowicach i tam założyły swoje rodziny.

Jak wiemy, już na początku lipca w 1945 r. do Kudowy przybyła w poszukiwaniu swojego domu znaczna część rodzin z Żywieckiego.

O tym pisaliśmy dość często, m.in:

KUDOWSKIE RODZINY Z PIETRZYKOWIC

Tak znalazł się w Kudowie-Zdrju Antoni, który miałby dzisiaj 100 lat. Wraz z żyjącą małżonką Zofią zamieszkali przy ul . Świerczewskiego 49 i mieli troje dzieci: Renatę, Jerzego i Tadeusza.
Być może mało kto wie, że Antoni pozostawił po sobie piękną pamiątkę. Jako poeta o wrażliwym sercu, pisał głębokie wiersze, które
zachowały się m.in. w zbiorach Aleksandra Safiera i zostały udostępnione przez panią Reginę Safier-Radwańską.
Warto w tym miejscu podziękować Panu Bronisławowi MJ Kamińskiemu, który pieczołowicie spisuje historie kudowskich rodzin. Owocem Jego ostatnich badań jest ,,grupa Warszawska”, z której losami mogliśmy zapoznać się powyżej –  w kolejnej  III już części artykułu Pana Bronisława. Warto podziękować Pani Profesor Annie Szemik-Hojniak oraz Panu Włodzimierzowi Trznadlowi, którzy spisują trudne wydarzenia, jakie miały miejsce na ziemi żywieckiej.
Pamięć o Antonim, podobnie jako o pierwszych rodzinach przybyłych do Kudowy w 1945 r i w latach następnych; w tym z Pietrzykowic i żywieckiego, jako jednych z pierwszych osiedleńców, skupionych wokół Współnoty Rodzin – przetrwa i zostanie zapisana na kartach Kroniki Rodzin. Ludzie Ci  wywarli wielki wpływ na budowanie miasta i kultury Kudowy-Zdroju. /MMB/.

Będziemy o nich wszystkich pamiętać!
Pamiętamy o Antonim Jakubcu!

Oto jeden z Jego wierszy:

___________________________

Zamieszczamy kolejną część poruszających wspomnień Włodzimierza Trznadla, który traktuje o historii rodzin żywieckich, w szczególności z Pietrzykowic. Jak wiemy, wspomnienia te są kontynuacją artykułu pani prof. Anny Szemik-Hojniak: ,,Zanim przybyli…. Nasi Dziadkowie i Rodzice pod okupacją niemiecką na Żywiecczyźnie”, gdzie zostały opisane wydarzenia, jakie miały miejce na żywiecczyźnie (czytaj: GzK – 6.12.2020.i kolejne). Wspomnienia są nam szczególnie bliskie z uwagi na to, że duża grupa rodzin z Pietrzykowic i żywieckiego – przyjechała do Kudowy-Zdroju, by budować swoje miejsce na Ziemi. Tu zawiązała się Wspólnota Rodzin rodem z Żywieckiego, która pielęgnuje pamięć o swoich przodkach.
Zachęcamy do przeczytania II części z cyklu Wspomnień Żywieckich Włodzimierza Trznadla!

 

___*___
WSPOMNIENIA ŻYWIECKIE
„Za wolność”  „For Freedom”

CZĘŚĆ DRUGA.

Włodzimierz Trznadel  

 

(Wł. T.-syn)-„W książce Danuty Czech „Kalendarz wydarzeń w KL Auschwitz” (PMO, 1992) na str. 415  napisano:  „Numerami  121237 – 121245  oznaczono  9  więźniów dostarczonych z Katowic”. Wśród nich był on, mój ojciec”.

Fot. Legitymacje Władysława Trznadla – Polski Związek Byłych Więźniów Politycznych Niemieckich Obozów Koncentracyjnych [Prywatne Archiwum Włodzimierza Trznadla, B.Biała)].

 

 ***
Z ŻYWCA ZABŁOCIA 727, LEŚNEJ 129, POPRZEZ MYSLOWITZ LAGER, AUSCHWITZ, BIRKENAU, NEUENGAMME, HANNOVER-STOCKEN ACCUMULATOREN FABRIK, BERGEN-BELSEN – DO WOLNOŚCI.

Władysław Trznadel

 AUSCHWITZ

Na bramie ARBAIT MACHT FREI. Po wejściu na obóz oddałem wszystkie swoje  rzeczy a dostałem pasiaki. Poszedłem na blok Nr 2. Na drugi dzień wywołano mnie do roboty. Kopanie ścieków odwadniających pola oświęcimskie. Robota straszna szczególnie w złą pogodę. Po kilku dniach miałem już o niej wyobrażenie. Bałem się tu zimy. Dostałem tatuaż na rękę nr 121242. Złamaną igłą dostaliśmy zastrzyki przeciwko durowi brzusznemu, tyfusowi. Z tej roboty starałem się wydostać. Raz wybierano do Jaworzna do kopalni. Blokowy mnie odepchnął kiedy przechodził obok mnie. Cofnąłem się szybko bo zorientowałem się, że to coś złego. Tak uniknąłem Jaworzna-100% śmierć.  Raz zaryzykowałem i ukrywałem się jeden dzień na bloku. Na drugi dzień poszedłem na targowisko robocze. Ktoś zapytał mnie z tyłu: „szukasz roboty?”, ja: „tak”, on: „chodź ze mną”.  Chodziłem do roboty około jedną godzinę. Budowa fabryki gazu gnilnego „Faulgas”. Tu było lżej, bo w przypadku niepogody-nie robiliśmy. Tu spotkałem przyjaciela z wioski, który mi dawał codziennie kromkę chleba. Przyłapano mnie i łączność się urwała”. 

Wł.T (syn): Prawdopodobnie ta sama osoba przyniosła do Pietrzykowic tekturkę z podobizną Ojca. Bóg raczy wiedzieć jak Ojciec przemycił ją z Mysłowic do Oświęcimia?  Z opowiadań Mamy wiem, że ktoś ją jej przekazał.   Wiadomo jest, że cywilne osoby docierały do robót w Oświęcimiu. Między innymi także Gustaw Baron z Pietrzykowic. Małe jest jednak prawdopodobieństwo że mógł to być on.

  W.T. „Po przybyciu do Oświęcimia nr 1 dostałem strasznego kaszlu, który mnie dusił całą noc, w oczach tylko żółte plamy latały. Odczuwałem bardzo przykre zimno w płucach, jak w piwnicy zimnej i wilgotnej.  W Oświęcimiu zamykano okna w lecie przed alarmem lotniczym, duszno. W zimie otwierano dla świeżego powietrza, zimno. Przeniesiono mnie z bloku 2a na blok 7.  Tam, miliony pcheł nie pozwalały odpocząć w nocy.  Dostałem nowe drewniaki i odparzyłem nogi.  Poszedłem do lekarza SS. Dostałem pięć dni wolnego.

  Na drugi dzień z grupą około 400 ludzi pojechaliśmy do Brzezinek. Patrzący na mnie więzień Polak powiedział o mnie, przecież to nie muzułmanin. Sanitariusz przeglądał wszystkich i lepszych na zdrowiu kierował na prawo a większość na lewo. Mnie posłał na prawo. Na drugi dzień spostrzegłem się, że jechałem do gazu….

 Warunki w Brzezinkach były straszne. Kurz albo błoto po kostki. Prycze do spania bez siennika, jeden koc. Całe szczęście, że był sierpień. Blok brudny, na noc stawiano beczki, bo ustępów nie było. Dookoła beczek było mokro i brudno. Raz w nocy znalazłem tam zwłoki. Takiego wyliczania słabych ludzi podczas mojego pobytu w Brzezinkach było trzy razy. Głód, wszy, zimno, deszcz, strach. Tu była śmierć tylko i trupiarnia. 

Po tygodniu pobytu w Brzezinkach zawołano w nocy mój numer. Myślałem, że znowu jakieś przesłuchanie i śmierć. Blokowy powiedział, że idziemy stąd. Poszliśmy w nocy na inny blok. Z łóżkami, ale bez sienników i kocy. Rano wypędzono nas i ustawiono w piątki. Ktoś z daleka zawołał do nas bardzo głośno :

JEDZIECIE DO HAMBURGA „

  Na transport czekaliśmy w Oświęcimiu nr 1 w bloku 7.
30 września 1943 roku, dziesięć wagonów bydlęcych po 50 więźniów wyjechało do Neuengamme pod Hamburgiem.
1 października w nocy SS przeprowadziło nas do obozu w Neuengamme. Po przyjeździe do Neuengamme zawiadomiono nas, że w razie alarmu lotniczego bramy obozu będą otwarte i każdy może wyjść na pola koło obozu. Tego się bałem by nie był to podstęp do masowego wystrzeliwania pod pretekstem ucieczki. Balonów zaporowych w tym obozie nie było choć był bardzo blisko Hamburga. Czy to nie dziwne skoro sporo ich było wokół Oświęcimia?

„NEUENGAMME NR 22888”

  Po dokonanym spisie zapędzono nas do roboty przy kopaniu rowów. Żadnych przerw w pracy. Trzeba było cały czas się ruszać by nie być zastrzelonym.
Po miesiącu wybrano 100 więźniów do roboty w fabryce. Ktoś powiedział, że to zła fabryka. Akumulatorownia. Pocieszałem się, że tam ludzie żyją więc może i my też będziemy żyć. 

30 września 1943 roku z grupą około 100 więźniów wyjechaliśmy do Hannoveru.

1 października 1943 roku przyjechaliśmy na bocznicę wprost do tej fabryki. Poszliśmy do obozu. Było nas 300 przeszło więźniów.

 

„KZ HANNOVER STOCKEN    ACCUMULATOREN FABRIK    AKKUMULATORENWERKE

Fot.2. Pomnik obozu KZ Hannover-Stocken; źródło:decademic.com

  Chodziliśmy na trzy zmiany po 8 godzin. Potem pracowaliśmy 4 godziny na obozie. Praca wyczerpywała. Ten dział do którego wpadłem był o tyle szkodliwy, że był bardzo gorący. Pracowałem przy formowaniu skrzynek akumulatorowych z ebonitu. Raz na tydzień był alarm lotniczy. Na wiosnę 1944 roku budowaliśmy schrony wewnątrz obozu. Masowe groby według mojego pojęcia. Co tydzień 2 godziny w schronie. Głód, brud, brak mydła pociągały choroby. Lepiej było zginąć od bomby w baraku niż być uduszonym w schronie. W wypadku choroby ….. izba chorych i lekarz byli, ale nie było żadnych lekarstw ani opatrunków.Pracowaliśmy czasem na zewnątrz…reumatyzm zaczął dokuczać, czasami bardzo dotkliwie. Bałem się, że upadnę przy pracy…takich wysyłano do Neuengamme.

Fot.3. KZ Neuengamme; źródło:decademic.com

  Z wiosną 1944 roku siła nalotów się wzmaga. Przywożą dużo Francuzów. Trochę przydzielili do nas, a większość wysłali do działu obróbki ołowiu. Tam każdy był struty do trzech miesięcy. Żadnych środków zabezpieczających przed pyłkami ołowiu nie było. Tu przysyłali za karę. Trzeba się było dobrze pilnować, by tam się nie dostać. Jak mówiono: „DO BLEIBUDY „. Nie było tam ani mydła ani łaźni ani zmiany ubrania do tej pracy. 

2 tygodnie w czerwcu nie ma nalotów zupełnie. Coś się dzieje na zachodzie? – pomyślałem sobie. Po dwóch tygodniach alarm każdego dnia. Stanie w schronie po 2 i 3 godziny. Dwa razy staliśmy po 6 godzin.
           

„GŁÓD NIESŁYCHANY. NAJBARDZIEJ PADALI FRANCUZI”         

 

Fot. 4.  KZ Neuengamme- Vernichtung durch Arbeit … Nowy transport więźniów-Wyniszczenie poprzez pracę.
Źródło: Als die Neuengamme-Täter.

W tym czasie, w lecie 1944 roku, dostałem niesamowitego palenia stóp. Nie mogłem chodzić. Zrzuciłem trepy i chodziłem boso i to mi pomogło. Bardzo dziwne było, że gdy przekroczyłem próg fabryki na zewnątrz, pieczenie momentalnie ustawało. Gdym wchodził do fabryki następowało natychmiast. 

Późną jesienią dostałem postrzał. Wysłali mnie do lekarza w obozie. Dostałem nagrzewanie

lampami elektrycznymi. Na drugi dzień tak samo chory poszedłem do roboty, aż choroba sama  ustąpiła. Później miałem drugi raz postrzał, ale do lekarza mnie nie posłali.

         „TU NA IZBIE CHORYCH WIDZIAŁEM WIĘŹNIA, KTÓREMU URWAŁO DŁOŃ. LEKARZ OWINĄŁ JĄ PAPIEREM DO USTĘPU. KOŚĆ 10 CM…. WYSTAWAŁA”

  Fot.5. Jeden z masowych grobów w okolicach Hanoweru (1945r); źródło: lallarutschawo.npage.de 

Od dentysty, który rwał masowo zęby więźniom wymigałem się. Bomby zniszczyły hale, zabiły kilku robotników na drodze. Raz bomba zniszczyła ścianę naszego baraku lecz ofiar w ludziach nie było. Raz bomba (październik 1944) uderzyła w nasz barak i zabiła 9 ludzi i 30 raniła. Ranych szpital w Hannoverze nie przyjął. Posłano ich do Neuengamme. Ilu zmarło po drodze nikt nie wie…. 

 Jednego z więźniów z uniwersyteckim wykształceniem wykreowano na spawacza, by przy sposobności zarzucić mu sabotaż i powiesić go. Późną jesienią 1944 roku ogłoszono,że w przypadku alarmu lotniczego ogłoszonego przez syrenę głosem ciągłym przez pięć minut, bramy obozu będą otwarte i każdy ma uciekać. Po odwołaniu alarmu wszyscy mają wrócić do obozu. Był to podstęp, by wystrzelać więźniów pod pozorem ucieczki.

„FRONTY SIĘ ZBLIŻAŁY,GDY ROSJANIE ZAJĘLI POLSKĘ. PACZKI, KTÓRE POLACY OTRZYMYWALI PRZESTAŁY NADCHODZIĆ. SKROMNE TE PACZKI, JEDNAK NAS TRZYMAŁY PRZY ŻYCIU

SS od grudnia 1944 roku zmniejszyła przydział żywności (z 1500  do 1000 cal), A od stycznia nawet do 900 cal. Zwykła norma dla człowieka to 3000 cal.

„TO BYŁO JUŻ DOBIJANIE, DOSŁOWNE ZABÓJSTWO BEZ WIESZANIA I STRZELANIA

  Do tej pory ludzi osłabionych niezdolnych do pracy wysyłano do Neuengamme.Teraz zaprzestano. Kupy zwłok leżały w piwnicach 4 tego bloku. Zwłoki jeszczewysyłano do Neuengamme do krematorium. Coraz więcej osłabionych, odrętwiałych, nieczułych ludzi na głód i zimno było na czwartym bloku. Za ucieczki wieszanopublicznie. Raz jeden powieszony przyszedł do życia. Został powieszony drugi raz.

„GŁÓD BYŁ CORAZ DOTKLIWSZY, JUŻ WSZYSCY CHODZILI JAK SZKIELETY POKRYTE ŁACHMANAMI

  W lutym 1945 roku jeden SS-man posłał mnie z robotnikami z Belgii po dźwig do innej hali. Po drodze inny SS-man nas zawrócił (Zurick).Dlaczego nas nie zastrzelono pod pozorem ucieczki, ja nie wiem. To był pierwszy i ostatni tego rodzaju przypadek. Miałem to szczęście, że na obozie nie zawołano mnie i nie powieszono….                     

„11 MARCA BYŁ NALOT NA HANNOVER”

Na drugi dzień wysłano nas nędzarzy już ledwie wlokących nogi do Hannoveru uprzątać gruzy.  Nikt nic nie robił i nikt nas nie popędzał do roboty. Nikt z ludności nie rzucił się na nas.                

„6 KWIETNIA WYSZLIŚMY Z OBOZU W STOCKEN”

   Dostaliśmy po bochenku chleba na dwa dni. Przerwa obiadowa dwie godziny. I marsz i marsz i marsz….  Na drugi dzień komendant już dalej nie chciał iść. Jego zastępca jednak wymusił marsz. Byłem zły na zastępcę. Myślałem, że alianci są już bardzo blisko. Tymczasem po odnalezieniu grobów koło Luneburga zrozumiałem, że komendant chciał nas wystrzelać. Tam w lesie z drugiej strony drogi były 2 rowy już wykopane. Ja je widziałem, ale nie rozumiałem po co one są.    Wieczorem w tym dniu, jeszcze przed zmrokiem byliśmy już:” 

W BERGEN BELSEN „- „NIC JEŚĆ, NIC PIĆ, SPAŁEM… PÓŁ SIEDZĄC NA PODŁODZE”                

Na drugą noc dostałem się na sufit tu było wszy tak dużo, że kocami ruszało. Raz dziennie trochę zupy mącznej. 

Kramer powiedział na procesie, że była to dieta przeciwko durowi brzusznemu. Przy wydawaniu zupy był taki ścisk, że były przypadki zadeptania na śmierć. Ludzie rzucali się na zupę a SS strzelało do nich.   SS strzelało także do zwłok, by ludzie nie udawali trupów,  a szli rzucać zwłoki do masowych grobów. To mi powiedział przyjaciel gdy leżałem wśród trupów. Na obozie było pełno zwłok. Gdzie tylko spojrzeć całe kupy. 

TO BYŁA OSTATECZNA KAŹNIA DLA WIĘŹNIÓW SPĘDZONYCH Z CAŁEJ EUROPY.

12 kwietnia 1945 roku wycieńczony wojną i chorobą zmarł prezydent Stanów Zjednoczonych Delano Roosevelt.

 11/12 kwietnia trwają pertraktacje pomiędzy dowództwem oddziałów angielskich i reprezentantami wojsk niemieckich o gwarancje poddania obozu bez walki. Obóz pozostał pod nadzorem żołnierzy węgierskich, SS-mani uciekli. Następnego dnia jednak komendant obozu Kramer wraz z częścią SS wrócił do obozu. Na widok powracających Niemców więźniów opanowała rozpacz. SS-mani zagnali tych co jeszcze mogli się ruszać, do ściągania na stosy lub do dołów tysięcy zwłok rozrzuconych po obozie. SS-mani popędzali ich pałkami. Wielu więźniów nie wytrzymało trudów tej straszliwej pracy.

           Tak było do momentu gdy na podstawie podpisanego rozejmu: 

 „15 KWIETNIA DO OBOZU BERGEN BELSEN WKROCZYŁY BEZ WALKI WOJSKA BRYTYJSKIE

                 I z megafonów na tankietce popłynęły słowa: ” JESTEŚCIE WOLNI, NIEMCY DO WAS NIC NIE MAJĄ !! „

 Straszliwy widok jaki zastali był dla nich całkowitym zaskoczeniem. W dniu 19 kwietnia 1945 roku aresztowano funkcjonariuszy obozu jako podejrzanych o ludobójstwo, oświadczając, że warunki rozejmu ich nie dotyczą”. 

Wł.T.(syn)

     Obraz tych dni pomiędzy 12 i 15 kwietnia znam tylko z ustnych opowiadań ojca.

 Szokującą i wyjątkowo bardzo skromną wiedzę na ten temat można znaleźć w broszurze  Tadeusza Nizielskiego „Bergen Belsen”. Również w książce Lyn Smith „Holokaust” znajdziemy wspomnienia z wyzwolenia Bergen Belsen.   Jak niewiele brakowało by Irmie Grase,  „esesmance z Ravennsbruck, Auschwitz-Birkenau i Bergen Belsen” udało się umknąć….. (Str. 277).

 W.T. ” 8 MAJA 1945 ROKU NIEMCY PODPISUJĄ AKT BEZWARUNKOWEJ KAPITULACJI „

  W następstwie tych przeżyć zapadłem na stałe na zdrowiu, utraciłem siły, stan mych nerwów jest zły, pamięć zawodzi. Po wyjściu z tych opresji leżałemSZEŚĆ MIESIĘCY W SZPITALU W LUNEBURGU POD OPIEKĄ ALIANTÓW „.

    Najbardziej dokuczał mi reumatyzm, zimno w płucach i bóle w bokach. Najgorsze, że pozostawałem w stanie apatii i niezdolności do orientowania się w sytuacji. Nie mogłem się zdobyć na czytanie a ogarniająca mnie niemoc, zniechęcała do wszystkiego. 

OD 25 IX 1942 R. DO 15 IV 1945 R. BYŁEM OBIEKTEM PRZEZNACZONYM DO EKSTERMINACJI  NARODOWOŚCIOWEJ A PRZY TYM WYKORZYSTYWANO NAS FIZYCZNIE DO PRACY W GŁODOWYCH NAJBARDZIEJ PODŁYCH ZASZCZUTYCH WARUNKACH. DWA I PÓŁ ROKU.! 

 W Niemczech przebywałem w różnych obozach dla wysiedleńców do marca 1948 roku, a potem wyjechałem do Wielkiej Brytanii”.

Fot.6. Krzyż Oświęcimski Władysława Trznadla (Arch.Wł.Trznadla-B.Biała)

 

Wł.T.(syn): „U mojego ojca ….. 15 kwietnia – ostatni tydzień  w Bergen Belsen , w Pietrzykowicach….5-go kwietnia armia radziecka  weszła do Pietrzykowic ……Nikt tego nie filmował, nikt tego nie fotografował….Nikt nie krzyczał przez megafony…jesteście wolni …..  Ja miałem wtedy tylko dwa i pół roku.

5-ty kwiecień 1945 r. Pietrzykowice i 15 kwiecień 1945 r. Bergen Belsen:

                   ” JESTEŚMY WOLNI…TU I TAM…ŻYJEMY „

 2 wrzesień 1945 rok, mam trzy lata; Cesarska Japonia podpisuje akt bezwarunkowej kapitulacji.  Skończyła się druga wojna światowa pozostawiając okaleczony świat. 

             RUINY, POPIOŁY i ZGLISZCZA W NASZYCH WSPOMNIENIACH 

Wł.T: Po latach, w grudniu 1964-go r. z dwóch końców peronu Railway Station Aberdeen w Szkocji….. podchodzą do siebie Ojciec i syn. Wolni, choć nadal rozdzieleni żelazną kurtyną umownie i realnie podzielonej miedzą Europy. To była dla nas wielka chwila. Po tylu latach wreszcie… i ….znowu razem. 

Fot.7: Spotkanie ojca i syna po 22 latach rozłąki

 

 

W powojennej Polsce, różnie i najczęściej źle traktowano byłych więźniów obozów koncentracyjnych, a zwłaszcza byłych żołnierzy ZWZ/AK.

Mijały lata żebraniny o paszport, a jednak …jakoś…udawało się spotykać i razem trzymając się za rękę przejść z ojcem  przez Auschwitz nr 1 i Birkenau.


Tym odwiedzinom miejsc zniewolenia po latach… towarzyszył niepokój by koszmary tamtej rzeczywistości nie powróciły w snach i na jawie. Jakoś… się udawało ….. razem byliśmy silni.

.Fot.8. Władysław Trznadel z żoną i wnukami

.

___*___
Wspomnienie o Śp. Janie Mroczkowskim

Julian Golak

W godzinach wieczornych w dniu 20. 03. 2021 roku, zmarł Jan Mroczkowski,
który od 1982 roku był zaangażowany w działalność opozycyjną w strukturach „podziemnej Solidarności”.

Ponad 30 razy jako kurier przenosił przez „zieloną granicę” ulotki, książki, prasę podziemną, a także inne zakazane materiały. Przerzucał nielegalnie przez „zieloną granicę” także radiostację (z Polski do Czechosłowacji).
W odwrotnym kierunku przenosił zakazane publikacje Karty 77. Współorganizował w połowie 1989 roku przerzut przez granicę do Polski, poszukiwanego czeskiego opozycjonisty Standy Devatego, który ukrywał się w jego domu, w specjalnie wykonanej skrytce.
Znałem Janka od wielu lat, często telefonował do mnie, spotykaliśmy się przy każdej możliwej okazji. Osobiście składałem wniosek do czeskiej ambasady w Warszawie, aby rząd czeski uhonorował działalność Jana Mroczkowskiego specjalnym wyróżnieniem.
Ambasador Rep. Czeskiej w Warszawie Jakub Karfik odznaczył Jana Mroczkowskiego medalem „Złotej Lipy” przyznanym przez władze Rep. Czeskiej. Uroczystość, którą miałem zaszczyt prowadzić odbyła się w dniu 24. 11. 2016 roku w Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu. Laudacji, którą przygotowałem,  wysłuchał nie tylko śp. Jan Mroczkowski i Jego najbliższa Rodzina, ale także posłowie na Sejm RP, działacze SPCzS,  Marszałek Województwa Dolnośląskiego- Cezary Przybylski, Wojewoda Dolnośląski – Paweł Hreniak, konsul Rep. Czeskiej we Wrocławiu- Arkadiusz Ignasiak oraz przedstawiciele MSZ. Wszyscy uczestnicy uroczystości byli zadziwieni nieznaną bliżej działalnością odważnego kuriera Solidarności Polsko- Czechosłowackiej.

Jego niezwykłą i odważną działalność  na pograniczu upamiętnia jedyny w Europie „Szlak Kurierów Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej” w górach ziemi Kłodzkiej.  Zdjęcia Jana Mroczkowskiego umieszczone są na każdej tablicy informacyjnej na tym szlaku edukacyjnym, zorganizowanym  przez Solidarność Polsko- Czesko- Słowacką w górach,  wzdłuż granicy polsko- czeskiej.
Jan Mroczkowski  pozostał do końca życia skromnym człowiekiem. Uważam, że jest jedną z najbardziej zasłużonych Osób dla  odzyskania wolności i demokracji w Polsce i w Czechach.
Ostatnie nasze spotkanie miało miejsce w dniu 27 sierpnia 2020 roku, podczas uroczystości otwarcia Skweru Solidarności Polsko- Czesko – Słowackiej we Wrocławiu. Janek spotkał się wtedy  po raz ostatni z  przyjaciółmi z działalności  opozycyjnej na pograniczu.

Cześć Jego pamięci!

 

Zdj. 1: Jan Mroczkowski, wraz z synem Maciejem i żoną Barbarą podczas uroczystości otwarcia Skweru SPCzS we Wrocławiu w dniu 27. 08. 2020 roku. Foto: Julian Golak.
Zdj.  II: Wrocław, 24. 11. 2016 r. Urząd Wojewódzki. Dekoracja Jana Mroczkowskiego przez Jakuba Karfika- ambasadora Rep. Czeskiej. Wręczenie medalu „Złotej Lipy”, przyznanego przez Rząd Rep. Czeskiej.
Zdj. III: Wrocław, 28. 07. 2020 r. Spotkanie z Andrejem Droba – ambasadorem Rep. Słowackiej w Polsce. Foto: Julian Golak. 

 

___*___
NA WIELKANOC
Józefa Haręźlak

 

___*___

Twórczość pandemiana

***

Halo, tu wiosna! 
KRYSTYNA RYGIELSKA

Nieśmiało, radośnie
ktoś puka do drzwi,
to dopiero początek

wspaniałych, wiosennych dni.

Śnieg topi się
nieśmiało daje znać, 
już tu nie wrócę, odchodzę 

zabieram ze sobą zimy znak.

Słońce przebija chmury  
kończy się zimny czas,
będzie teraz przyjemnie,

serce swawoli w nas.

Halo, tu wiosna, 
czujesz ten piękny aromat
budzących się kwiatów?

Ja tak …….

Ten zapach w głowie wiruje
możesz tak wyczuć ten świat,
nowy, wiosenny, cudowny,

już nam ubyło lat.

Na pełną wiosnę poczekaj
to jeszcze daleki czas,
sygnały są nam potrzebne,

radość buzuje w nas.

Halo, tu wiosna…
niewiele czasu zostało, 
przyjdzie na pewno, poczekaj
to wcale nie jest za mało…

***
Helena Midor zd. Gałaszewska
NIECH ZDORWIE BĘDZIE WIOSNĄ
         

Wiosna
już przypomina
o swoim istnieniu.
Już odsłania
swą obecność.
Bez mego udziału
zdobi wszystkie
skwery i zakątki.
Mam to gratis.
Czekam wytrwale….
chcę mieć swój udział.
Zamknięta
jak w puszce,
tego Świata.
Słabną już
nadzieja, radość….
Wszystko nie jasne
noszę brzemię,
omotana kokonem
choć kołaczę, nikt nie słyszy.
Głuchną sumienia,
nikt nie otwiera drzwi.
Wszystkie oczy patrzą,
choć smutek zagląda.
Jeszcze nie nadszedł czas…
by stać się motylem.
Spod mrocznej zasłony
ulatuje mądrość.
W niemym krzyku
wołam…
Odbierz dług
Przelicz winy,
chwile zmarnowane….
Uwolnij nas…
Panie…..

_______________________________

TO JEST STRONA INTERNETOWA STOWARZYSZENIA OBYWATELSKA KUDOWA 
ZAWIERA INFORMACJE I SPRAWOZDANIA Z DZIAŁALNOSCI SPOŁECZNEJ I KULTURALNEJ  STOWARZYSZENIA
ZGODNIE Z REGULAMINEM STOWARZYSZENIA I UKAZUJE SIĘ NIEREGULARNIE.

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”- OK
Adres: 57-350 Kudowa-Zdrój, ul. Słoneczna 11a
mail: marta.midor.burak@gmail.com
tel: 793030702

___________________________________