GzK – 28.11.2020

Zdjęcie Ks. Jana Myjaka z okładki ,,Almanachu Kudowskiego” . Wydanie  lato-jesień 2017.
Poniżej znajduje się ciekawy artykuł red. Bronisława MJ Kamińskiego pt: ,,Ks. JAN MYJAK I KARDYNAŁ HENRYK”

 

___*___
I Edycja Konkursu Plastycznego
KUDOWA-2050

Prezentujemy kolejne ciekawe prace i wizje naszych Młodych – biorących udział  w Konkursie Plastycznym ,,KUDOWA – 2050″ zorganizowanym przez Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa” – OK wywieszone w DPT ,,Cyganeria”  /GzK/. 

Praca Krystiana Buczyńskiego  – lat 10
Praca Zuzanny Świderskiej – lat 14
Praca Julii Ziemianek – lat 13

 

___*___

Żegnamy Janusza Charczuka

Zdjęcie z Foto-J.Wołoszczuk.

***

21.11.2020 r. po ciężkiej i długiej chorobie odszedł od nas przedwcześnie, przeżywszy 68 lat  JANUSZ CHARCZUK .

Z Kudową związany był Janusz całe swoje dorosłe życie,  był dla naszego miasta postacią ważną i istotną.  Był szanowany i lubiany przez wszystkich niezależnie od ich poglądów politycznych oraz położenia społecznego. Mieszkańcy naszego miasta swój stosunek do Janusza wyrażali wielokrotnie wybierając Go jako swojego przedstawiciela   w  radzie  powiatu Kłodzkiego.   Wielu z nas pamięta Janusza jako pracownika kudowskiego oddziału Powiatowego Urzędu Pracy, gdzie z wielkim zaangażowaniem i poświęceniem   pracował  i pomagał wszystkim  potrzebującym. Przez wiele lat był prezesem ogródków  działkowych.
Nigdy nie zmienił Janusz swoich poglądów,  które z odwagą i determinacją prezentował i o które walczył . Był wieloletnim  przywódcą kudowskiej lewicy.
Janusz Charczyk pozostanie na zawsze w naszej pamięci jako dobry,  porządny człowiek , społecznik , kolega , przyjaciel.

W czwartek 26.11.2020 r.  , z zachowaniem rygorów związanych z pandemią, pożegnaliśmy Janusza na  mszy żałobnej w kościele ś.w Katarzyny. Urna z prochami Janusza Charczuka spoczęła w rodzinnym grobie w Kamiennej Górze. Niech Mu ziemia lekką będzie.


Krzysztof Szymański z Rodziną.

 

***

PAMIĘCI JANUSZA CHARCZUKA

Z żalem żegnamy Janusza Charczuka wybitnego działacza społecznego, dobrego, serdecznego człowieka i przyjaciela.
Janusz był człowiekiem Lewicy społecznej w najlepszym znaczeniu, tracimy człowieka wrażliwego i pomocnego, który dobrze zapisał się w historii Kudowy Zdroju.
Współczujemy Tatianie i Jarkowi.

Bronisław i Grażyna Kamińscy z Przyjaciółmi

 

***

Kudowa posmutniała

 

Z żalem żegnamy Janusza Charczuka, który zasłynął w naszej Wspólnocie Kudowskiej oraz w Powiecie Kłodzkim jako dobry i życzliwy Człowiek; oddany pracownik, społecznik, Obywatel.   Wszystkich ludzi traktował bardzo poważnie; nigdy nie odmawiał nikomu pomocy i zawsze służył dobrą poradą.
Dzięki życzliwości Prezesa – Pana Janusza- było nam miło gościć na spotkaniach w Świetlicy Ogródków Działkowych; patrzeć na Jego optymizm i wieczny uśmiech na twarzy.
Takiego zapamiętamy Go na zawsze. 

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa” – OK


.
___*___

,,Żegnamy Cię Profesorze!”

Zdjęcie z archiwum Liceum Ogólnokształcącego 

Takie napisy pojawiły się na fanpage’u Rajmunda Wiklowskiego w dniu 27 .11.2020r.

Wieść o odejściu z naszej Wspólnoty  – Śp. Rajmunda Wiklowskiego przyjęliśmy z niedowierzaniem. Choć Rajmund zmagał się z nieuleczalną chorobą od wielu lat, która od niego odchodziła i powracała – to mimo wszystko znając wielką siłę i wolę życia Rajmunda, – wierzyliśmy, że będzie On z nami do końca, a może i dłużej. 
Śp. Rajmund zasłynął, jako silny Człowiek o zdecydowanych poglądach; potrafił bronić swych argumentów i polemizować zawsze z wysoką kulturą. Był prawdziwym Pedagogiem Kudowskim; Jego wychowankowie i uczniowie, których uczył j. niemieckiego i zajęć wychowania fizycznego wspominają swojego Profesora z wielkim szacunkiem.
Dzięki Rajmundowi Kudowa była bardziej radosna i pachnąca – pachniała, jak dobra marka perfum, które tak bardzo kochał. 

Łączymy się z Rodziną Rajmunda – Małżonką Elą, Córką Magdą oraz całą Rodziną Wiklowskich i Rusnarczyków.
Rajmund pozostanie na zawsze w naszej pamięci.
/GzK/

.

 

___*___
Czy zostanie las ?

Ewa Ziniak

W lesie tzw.parafialnym, który ciągnie się wzdluż ulicy Lubelskiej i oddzielał Osiedle Moniuszki od pozostałej częsci miasta trwają intensywne prace wycinkowe.

Muszę przyznać, że widok tego co pozostało po lesie jest przerażajacy.
Zaczyna sie od ul.Chopina, zaraz za murem oporowym parkingu należącego do pensjonatu. Z lasu pozostały same rachityczne drzewka, a wokół nich pełno gałęzi. Po lewej stronie ul. Lubelskiej na wysokości „Szwajcarki ” trwa totalna wycinka, niżej tuż za siedzibą O. Klaretynów teren po wycince jest uporządkowany, czysty, taki sam jest tuż za pensjonatami. Wygląda jak teren przygotowany do czegoś (na coś). Mam ndzieję, że to co się dzieje z lasem jest robione ze wzgledów zdrowotnych i zaraz pojawią się nowe nasadzenia, a nie jak krążą słuchy, że powstają nowe działki budowlane. EZ.

 

___*___
Ks. JAN MYJAK I KARDYNAŁ HENRYK 

Bronisław MJ Kamiński

„Życie jest długą zimą”

Wszyscy proboszczowie na świecie mają swojego patrona, jest nim sławny i święty  Proboszcz z Ars, nazywał się Jan Vianney, żył we Francji  w latach 1786 – 1859. Wstawał o czwartej rano, modlił się za swoich parafian i za siebie, żył bardzo skromnie, wystarczał jemu garnek ziemniaków i zsiadłe mleko. Biedaków wtedy nie brakowało, gdy spotkał żebraka, to wyjmował z jego torby stare skórki od chleba  i w to miejsce dawał kawałek chleba lub bułkę, dawał  to , co sam miał do zjedzenia. Mimo tak skromnego odżywiania się i ciągłego odwodnienia, chodził bardzo szybko, trudno była za nim nadążyć. Wyrósł w surowości moralnej swoich czasów porewolucyjnych i wojen napoleońskich, był pokorny aż do przesady, brał na siebie grzechy swoich parafian, a równocześnie wzbudzał wielkie zainteresowanie takim stylem życia, świętego dziwadła. Najbardziej charakterystyczne dla jego duchowości było to, że miał świadomość stałej obecności Boga i to zapewne było źródłem jego mocy. 

Skromnym odżywianiem się,  chciał Proboszcz z Ars  wzmacniać siły ducha.  Mój mądry przyjaciel Paweł Dejot patrzy na te praktyki Proboszcza z Ars jako bardzo pouczające na dzisiejsze czasy. Mówi,że  kiedyś  był na obiedzie wśród księży, na którym podano  nie garnek kartofli z kwaśnym mlekiem, ale zupę, której talerz  wystarczyłby dla Proboszcza z Ars na całodzienny  posiłek, ale jeszcze był kotlet schabowy z frytkami z jajkiem na środku tego kotleta, jak z jakimś słońcem na talerzu. Po zjedzeniu tego wszystkiego –mówił Paweł – czułem taką energię, że mógłbym przestać panować nad sobą.  Po tym obiedzie Paweł doszedł do pewnego wywrotowego projektu, powiedział,że gdyby został papieżem, to pierwszym jego zarządzeniem byłby zakaz jedzenia mięsa przez duchowieństwo. Jeśli takie rzeczy szerzej  wygadywał, to można przypuszczać,że to był jego ostatni obiad wśród duchownych.

Proboszcz z Ars pozostawił nam swoje przemyślenia zebrane w książce pt. „Myśli’, która ukazała się w Polsce w 2000 r. Tę książeczkę udostępnił mi kiedyś ks. Jan Myjak. Mówił, że daleko jemu do Proboszcza z Ars i rzeczywiście nie przypominał  swojego Patrona. Proboszcz z Ars mówił,że  dobry chrześcijanin żyje w cierpieniu, w sprzecznościach, przeciwieństwach, a nawet w zniesławieniu. Życie jest jak długa zima – mówił, wszędzie potrzebna jest pokora, bo pokora jest jak waga :  im bardziej obniża się jedna z jej szal, tym bardziej wznosi się druga. Ks Myjak chodził powoli, jeździł samochodem, łowił ryby . co prawda gotował sobie sam, jak ten jego Patron, ale nie  fascynował ludzi dziwactwami, jak ks. Vianney.Można mieć nawet wątpliwości, czy tak bardzo odczuwał stałą obecność Boga, jeśli stał z wędką nad wodą, dawał rybce przynętę, by potem z bólem była wyrywana z wody.Takie hobby można  jednak darować księdzu,bywają gorsze. Przy wszystkich radościach życia, proboszcz z Czermnej odczuł pewnego dnia ,że życie to długa zima.

Zbliżał się 2000r, ks.Jan miał 64 lata, do emerytury miał jeszcze kilka lat, wszystko układało się dobrze, dwadzieścia siedem lat proboszczowania w Czermnej dawało jemu poczucie dobrze wykonywanej posługi, zostało jeszcze kilka lat , w których może z pokorą dostrzec  swoje mankamenty, coś naprawić,  poprosić o wybaczenie, komuś w czymś pomóc, słońce świeciło, jakby przez cały czas było lato.. Tymczasem, w 1999 r. kardynał Henryk Gulbinowicz przysłał jemu na wizytację biskupa Tyrawę. Wizytujący biskup poszukiwał błędów, a jak ktoś szuka to znajdzie, nawet gdyby ich nie było. Znalazł , – i kardynał odesłał ks. Jana na emeryturę, w 64 roku życia. Nie dał okazji do wymarzonych paru lat ciepła. Ręce zadrżały mu silniej niż przedtem, i zmarzły,  znajomi, przyjaciele i współpracownicy społeczni wśród ludzi wpływowych w mieście zastanawiali się, co trzeba i co można zrobić w tej sytuacji. Ponieważ ks Jan był kapelanem szpitala „Orlik” to mnie  – jako dyrektora tego szpitala – upoważniono  do skontaktowania się z Kardynałem, by przyjął delegację z Kudowy.                                                     

Kardynał o ks. Janie  

Kardynał przyjął nas w Pałacu Arcybiskupów, przybyliśmy we czterech: Roman Deryło, Czesław Kręcichwost , Andrzej Kowalik i ja. Za stołem siedziało nas czterech grzeszników i on wielki hierarcha kościelny, prawie  święty. Burmistrz Kręcichwost i Przewodniczący Rady Miejskiej Deryło nie mogli być bezgrzeszni sprawując takie funkcje,  ja zaś ,jako dyrektor  zakładu byłem okazem zła i do tego jeszcze wyjątkowej bezczelności, najmniej grzeszny był Andrzej Kowalik, on nawet był przewodniczącym rady parafialnej, a więc na szczęście  był wśród nas ktoś, kto pomniejszał nasze zło. Domagaliśmy się cofnięcia decyzji o odesłaniu ks. Jana Myjaka na emeryturę i przedłużenia jego pracy do 70-ego roku życia. Kardynał zachowywał się jak pracodawca, nie było w tej rozmowie niczego kościelnego.Nie miał żadnych argumentów przeciw ks.Janowi., może myślał, że to że jest biskupem wystarcza i spowoduje naszą potulność. To jednak nie działało i widać było ,że źle się czuł w tej rozmowie. Ta jego niepewność siebie przemawiała nawet na jego korzyść. W pewnym momencie powiedział – patrząc jakby w sufit – powinienem wam podziękować za to,że bronicie księdza , ale na tym poprzestał i takiego podziękowania już nie wyraził.. Zapewnił nas,że przedłuży pracę ks. Janowie do ukończenia 65 roku życia  i tak się stało.                                      

Ks. Jan o Kardynale 

Po powrocie do Kudowy przekazaliśmy ks.Janowi relację z tej rozmowy. Ze wszystkim pogodził się.Poprosiłem ks Jana by nadal był kapelanem „Orlika” do roku 2005, kiedy to obaj razem przejdziemy na emeryturę. I tak też się stało. Jednak Kardynał nie zapomniał o ks.Janie. Gdy przybył do Kudowy, został przyjęty z honorami w Sali Lustrzanej  w sanatorium „Polonia”. Wśród licznych gości  , przy bocznym stole siedział skromnie emerytowany ks. Jan Myjak. Dostrzegł go Kardynał, wstał podszedł do księdza Jana, zabrał go z tego miejsca i posadził w tym pięknym honorowym fotelu królewskim, a sam zajął skromnie jego poboczne miejsce. Ks Jan tak wyróżniony nie wiedział co się  z nim  dzieje, wiercił się w tym fotelu, uśmiechał, chciał jakoś ukryć swoje poruszenie. Był to doprawdy wielki gest ze strony Kardynała. Akt ten pięknie powtózył Kardynał przy poświęcaniu Tablicy Jana Pawła II na Domu Zakonnym Sióstr Służebniczek. Gdy jeszcze dodamy,że nowy proboszcz w Czermnej nie tylko nie osłabił duszpasterstwa lecz  je wzmocnił, to suma wszystkich działań związanych ze sprawą ks. Jana Myjaka zamyka się cieplej, w tej długiej zimie życia.                                                       

Powrót do Ars

Po 21 latach od misji kudowskiej w obronie ks Jana, pojawiły się w 2020 r.  decyzje Watykanu odnośnie  Kardynała Henryka.  Zapytałem Pawła Dejota – jako osobę o  bogatszym ode mnie życiu duchowym – jak  ocenia to wszystko co się w tej sprawie wydarzyło.  Ponieważ długo milczał, wtrąciłem: wydaje mi się, że nic się tu szczególnego nie wydarzyło, nie ma co szukać Kardynałowi jakichś dodatkowych minusów, Kardynał zachował się jak dyrektor lub szef działu kadr, w końcu mógł tak postąpić. Te słowa ożywiły  Pawła, i wyszła jego religijność trochę idealna, a dla mnie zbyt idealna. W dzieciństwie uczono ciebie – mówił Paweł – że Bóg jest w niebie, a niebo jest wysoko i daleko, czyli że Bóg jest wysoko i daleko. nie ma Go tu,i tak myślisz jako człowiek dojrzały, to jest największy problem dzisiejszej duchowości, jakby opustoszałej. Pojęcia  przestrzenne zostały przeniesione na odległości duchowe ; świat duchowy został rozbity, gdy tymczasem w nim wszystko jest obok siebie i w sobie. W całej tej sprawie Kardynał okazał się nawet dyrektorem dużego formatu , ale nie miał duchowości o której mówimy.  Żeby oderwać  Pawła od tego poważnego tonu wykładu wtrąciłem pytanie, czy duchowość takich osób jak Kardynał   może mieć jakiś związek z kotletem schabowym z jajkiem. Powiedział, że na sto procent tak i powtórzył, że gdyby został papieżem to natychmiast wydałby  takie zarządzenia, o których już długo wygaduje. Na koniec, patrząc na mnie powiedział: nie jedz mięsa, a szybko odczujesz, że to dobrze działa. Nie wiedział, że nie jem, przyszło mi do głowy,że pewnie zauważył we mnie jakieś mankamenty; z odrobiną pokory podziękowałem za  uwagi związane z jedzeniem i kontynuowaliśmy rozmowę o książce Proboszcza z Ars.                                         

Problemy z duchowością 

Rozmowa o „Myślach” Proboszcza z Ars dała okazję do porównania duchowości z pierwszej I połowy XIX wieku  ze współczesną w początkach XXI wieku. Ks. Vianney nim został świętym doznał niejednego szturchańca. Gdy pojawił się w Ars jako wikary, to jego skromność i pokora prowokowały dowcipnisiów do anegdot i uszczypliwych piosenek o nim, a nawet -jak pisze jego biograf ks. Bernard Nodet – pewna damulka potrafiła wymyśleć szczególny dowcip, mianowicie wychyliła się przez okno ze swoim dzieckiem i głośno  wołała do ks.Vianneya , że to właśnie z nim ma to dziecko, i niech się wreszcie przyglądnie. Musiał mieć dużo sił ten słabowity i naiwnie wyglądający kapłan, żeby to wszystko znieść, a ludzie łatwo ufają różnym opiniom, zwłaszcza  negatywnym. Życie jednak uczy ostrożności w ocenach. W 1964r – gdy mieszkałem i pracowałem w Legnicy- Sekretarz  Powiatowego Komitetu Stronnictwa Demokratycznego poprosił mnie jako członka Komitetu o poufną rozmowę na temat jednego z członków tego Komitetu Kolegi M . Wyjął z szuflady wyrok sądu w Krakowie, z którego wynikało, że nasz kol.M był w czasie okupacji  brutalnym funkcjonariuszem w hitlerowskim Arbeitsamt, za co został skazany na więzienie. Sekretarz był niemal załamany, wyrok otrzymał z Komitetu Powiatowego PZPR , dla zrobienia porządku. Poradziłem Sekretarzowi, żeby  zawołać Kolegę. M pokazać jemu ten wyrok i poprosić o wyjaśnienia. Kolega M przybył natychmiast, przeczytał wyrok i po  kilkunastu minutach przyniósł z domu wyrok wyższej instancji w tej samej sprawie. Okazało się, że dowództwo Armii Krajowej ulokowało go w Arbeitsamt jako oczy i uszy,w tej  roli musiał się wykazać i od czasu do czasu kogoś  teatralnie walnął w twarz, tak, żeby to widzieli hitlerowcy. Miał jednak wyjątkowo  dużo szczęścia,że dwóch lub trzech ludzi z dowództwa przeżyło wojnę i mogli  zaświadczyć prawdę na jego korzyść. Był bohaterem.Gdyby zginęli, to  on umarłby w niesławie, a znając jego charakter, długo nie pożyłby w takiej beznadziejnej świadomości.  Przypadek Kolegi M nauczył nas daleko idącej ostrożności w przyjmowaniu za dobrą monetę wszystkiego, co ludzie mówią. Dotyczy to nie tylko przyjaciół, ale także pewnego rodzaju przyjaciół nie za bardzo. W czasie stanu wojennego, do zakładów kierowani byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa dla obserwowania nastrojów i  przeciwdziałania organizującej się Solidarności.  Byłem dyrektorem zarządzającym w dużym zespołem klinicznym we Wrocławiu, z kilkoma blokami operacyjnymi, i w którym na wypadek „W” , pięćset łóżek było przeznaczonych dla wojsk układu warszawskiego. Nic dziwnego, że w naszym zespole klinicznym pojawił się jako „opiekun” oficer SB, był nim kapitan Z. Domyślałem się, że zna poglądy wielu z nas i prowadziłem z nim rozmowę zupełnie normalną, traktując go jako naturalny element tamtego polityczno-państwowego krajobrazu. Nie był zbyt wymowny, ani sympatyczny, ale też niczego takiego po nim nie oczekiwaliśmy. Pewnego dnia, gdy walki toczyły się na ulicach wrocławskich –  obowiązki wymagały  mojej obecności w pracy do późnych godzin. Gdy  nad ranem wróciłem do domu, nie zastałem syna, który był wszędzie, gdzie się coś działo. Ponieważ  w nocy strzelano na ulicy Grabiszyńskiej, więc moje zmartwienie rosło. Wcześnie rano wykonałem telefon do kapitana Z, by dowiedzieć się, co mogło stać się z moim synem, żeby to ewentualnie zbadał. Esbek słuchał uważnie, powiedział, że zaraz sprawdzi po komisariatach, czy nie został zatrzymany, ale zaskoczył mnie swoją radą, powiedział do mnie niemal przyjacielsko: dlaczego pan nie zamyka swojego syna w domu, ja swojego zamykam. Odnalazł mojego syna  zatrzymanego w Komisariacie MO na Krzykach.

Aczkolwiek nikt w mojej najbliższej rodzinie nie należał do partii marksistowsko-leninowskiej, to jednak Polskę Ludową traktowaliśmy jak naszą drogą Ojczyznę, która ma problemy współczesnego jej świata i które przeminą. Mieliśmy w domu dobrą tradycję dawnego rycerstwa,  poczucia lojalności wobec państwa i mieliśmy wiarę w dobrą przyszłość. Myślę, że taki był nastrój ducha większości naszego narodu. Okazuje się, że nawet w rodzinach pracowników aparatu  bezpieczeństwa były podobne nastroje. Potępianie w czambuł  wszystkiego co było pe-er-elowskie wiąże się z zakłamywaniem  prawdziwej rzeczywistości tamtych lat i wyniszcza tzw. myślenie propaństwowe. Na przykład: pojawiło się uogólnione  pojęcie współpracy z SB, w odniesieniu do osób sprawujących wtedy funkcje kierownicze, a dotyczyć to może  nie tylko dyrektorów przedsiębiorstw, instytucji organizacji społecznych, zarządów gmin i miast,  ale również osób duchownych  na wysokich stanowiskach, nawet biskupich. Tajne służby bezpieczeństwa i kontrwywiadu istnieją w każdym państwie, jako organy władzy i trudno sobie wyobrazić sytuację, by dzisiaj , w 2020 r,  ktoś z osób na stanowisku kierowniczym odmówił rozmowy z oficerem agencji bezpieczeństwa, czyli służby bezpieczeństwa tylko dlatego, że jest to służba tajna, która po najbliższych wyborach, przy zmianie władzy zostanie potępiona , a kontakt z nią zostanie uznany za hańbę , a nawet  przestępstwo. Jeśli kogoś gorszy porównanie dzisiejszej Polski w 2020r z Polską Ludową lat siedemdziesiątych, to niech sobie przypomni wczorajsze wypowiedzi czołowych polityków Centrum i Lewicy, o tym , że obecna władza  Prawicowej Koalicji prowadzi  Polskę do nieszczęścia, wcale nie mniejszego aniżeli PRL oraz wypowiedzi polityków prawicowych  oskarżających Centrum i Lewicę o to samo. Spojrzenie na rząd i ustrój państwa jest  w danym momencie w narodzie  zróżnicowane, jest to całkiem naturalne,  a organy władzy czuwające nad bezpieczeństwem mają być odpowiednio ponad wąskimi interesami partii politycznych. Tak jest dzisiaj i tak – zmieniając to co powinno być zmienione – było kiedyś i nie tak dawno.                                                   

Losy ludzkie 

W tym momencie przejdźmy do losu , jaki spotkał Kardynała Henryka Gulbinowicza. Jako już 97-letni pan, został oskarżony nie tylko o sprawy obyczajowe , ale również o …współpracę z SB w latach Polski Ludowej, na podstawie zapisków, jakie mieli pozostawić w swoich aktach agenci SB. O tamtych agentach dzisiejsza władza  i dzisiejsza bezpieka ma jak najgorsze zdanie, ale ufa ich notatkom. Jak widać, oni są bardziej wiarygodni od Kardynała i to powinno nam dać dużo do myślenia. Gdy 97-letni Kardynał to usłyszał, przestał się bronić, niczego nie wyjaśnia – wziął i umarł. Urnę z prochami wielkiego hierarchy  zabrali  członkowie rodziny i – jak słyszę od kolegów dziennikarzy –  potajemnie zagrzebali w grobie rodziców Kardynała  w Olsztynie, bez modlitwy kapłana lub jakiegoś świątobliwego zakonnika, który by łzami solidarnościowej pokuty skropił prochy tego wielkiego hierarchy.

Powróćmy na chwilę do Patrona wszystkich proboszczów świętego Proboszcza z Ars. A gdyby tak owa dowcipna damulka, która chciała zaszokować młodego księdza wmówieniem mu, że ma z nią dziecko doprowadziła go do zawału serca i  śmierci, to jak mogło by być dalej? Czy ks. Vianney byłby świętym? Co by się stało z Kolegą M. z Legnicy, gdyby zginęli oficerowie z dowództwa AK, którzy ulokowali go jako wywiadowcę w hitlerowskiej  organizacji ?  Nie każdy ma takie szczęście jak ks.Jan Myjak, by przetrwać  wszystko, skruszyć serce Kardynała i na koniec napisać książkę pt „Drogi życia”, prawie jak jego patron z Ars. W rozdziale dziesiątym tej książki ks.Myjak wyznaje, że jego życiowym hobby są …dobre ciekawe owady, pszczółki. Przez wszystkie lata pracy i życia doglądał ich i obserwował ich życie. Pszczoła żyje dla innych i dzięki niej inni żyją. Wzorem dla niego była Matka Teresa z Kalkuty, bo dla niej nie miało  znaczenia jakiego przekonania jest człowiek potrzebujący pomocy  i opieki, ale to, że jest człowiekiem potrzebującym. Religia według ks. Myjaka nadaje ludziom tożsamość, bez religii człowiek nie ma idealnego odniesienia  do boskiej doskonałości. 

O tym wszystkim rozmawiałem z Pawłem, chciałem usłyszeć jakąś jego ocenę czasów, ludzi i ku czemu to wszystko zmierza. Podsumował to tak: duchowość katolicka Proboszcza z Ars , to świadomośc stałej obecności Boga, gdy wszystko jest jedną całością i Bóg jest Ukryty, choć nie ukrywający się. Zapewne to są szczyty ludzkiej duchowości. Dla ks.Jana Myjaka obrazem Boga była przyroda, a idealna doskonałość Boga jest wzorcem zawsze i wszędzie dla ludzi, jako oparcie dla wszelkiej harmonii  w życiu. Według Pawła, Proboszcz z Ars stawiał większe wymagania własnej aktywności. „Pan wszystko widzi, patrzy na mnie,chce mieć mnie lepszego, prawdziwego…” . Tę duchowość miała Maruszka z Pstrążnej. Kardynał czuł się dozorcą w wielkiej zagrodzie, to on podglądał Boga, chciałby Pan był zadowolony z jego pracy, chciał byćprzebieglejszy od synów światłości”, czyli stał się… politykiem.Anonimowe pogrzebanie prochów  Kardynała nie zagrzebie jego duchowości politycznej, ponieważ jest to najbardziej nasza niemal modelowa duchowość dzisiejsza w Polsce.

Słuchałem tych Pawłowych  uwag , których dramaturgia rosła z każdym słowem. Powiedział: nadszedł  moment, który może być wstrząsem i zmianą, przez nowe spojrzenie duchowieństwa  na Kardynała, jako jednego z nas i na powrót do duchowości Proboszcza z Ars. Po  chwili namysłu dodał: i do jego garnka kartofli z zsiadłym mlekiem. (notował Bronisław MJ Kamiński).

___*___
Do czytelników „Obywatelskiej Kudowy”

Zenona Dołęgowska

Moi drodzy, myślę, że zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. Jeżeli nawet nie przeczytaliście wszystkich tzn. 30 odcinków moich wspomnień o Kudowie, a przeczytaliście tylko niektóre, to i tak się znamy.

Pani Marta zaproponowała mi abym czasami napisała co nieco o miejscu w którym mieszkam a mieszkam od 50 lat w Chęcinach w województwie Świętokrzyskim, miejscowości o bardzo starej historii, która pamięta czasy Władysława Łokietka. Znajduje się tu wiele zabytków a najstarszym jest Zamek Królewski. To też pomyślałam, że napisze Wam właśnie o tym zamku. Mam nadzieję że pandemia skończy się i wszyscy będziemy chcieli wędrować i poznawać różne ciekawe miejsca bardziej niż dotychczas. Kto wie może członkowie Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Kudowie zechcą zorganizować wycieczkę w nasze okolice. Już teraz zapraszam.

To co zamieszczam poniżej jest  w mojej książce „Raj na tej ziemi” która wydana została w roku 2018.

___*___
Zamek Królewski

Zobaczyłam go pierwszy raz 29 grudnia 1970 roku, kiedy przyjechałam do  Czerwonej Góry – miejsca, w  którym miałam mieszkać, pracować i żyć. W roku 1972 patrzyłam z bliska na jego ruiny podczas wycieczki  szkoleniowej dla  przyszłych przewodników  świętokrzyskich. Miałam wtedy obowiązek poznać nie tylko  jego  historię, ale i metodykę oprowadzania wycieczek. Mniej więcej w tym samym czasie moja córka z przyjaciółmi szkolnymi wdrapywała się na stok Góry Zamkowej, wejściem trudnym i niezabezpieczonym. Do swej niezbyt mądrej eskapady przyznała się nie tak dawno, gdy miała 50 lat.

Nieco historii…

Chęciński  Zamek Królewski, znany wielu Polakom, a  także zagranicznym turystom, ma  przebogatą historię. Powstał w  wieku XIII na wysokim wzniesieniu zbudowanym z wapienia dewońskiego. Pamięta czasy Wacława Czeskiego II z dynastii Przemyślidów, który był wówczas królem Polski Za  panowania  Władysława  Łokietka  zamek stał się ośrodkiem władzy gospodarczej, politycznej i militarnej. Świadczą o tym organizowane tutaj w latach 1310–1333 zjazdy możnowładców i  rycerstwa z terenu Małopolski i Wielkopolski. Zjazdy te traktowano później jako zaczątki sejmu polskiego. Stąd król wyruszył na wojnę z Krzyżakami, zakończoną zwycięską bitwą pod Płowcami w roku 1331. Za  czasów  Kazimierza  Wielkiego  warownię rozbudowano, stała się ona wówczas twierdzą, niezdobytą przez ponad 250 lat. W XIV i XV wieku zamek przeznaczono na uposażenie wdów królewskich. Był również więzieniem dla znaczniejszych jeńców wojennych, także tych spod bitwy pod Grunwaldem, którzy czekali na wykup. W roku 1554 królowa Bona przechowywała w kaplicy na zamku swe skarby. Wywoziła stamtąd całe swoje bogactwo do Bari. Kiedy przejeżdżała przez Nidę, most pod ciężarem załadowanych wozów – a było ich 24, zaprzężonych w 140 koni – zapadł się, a wtedy wście- 94 ZŁOTE LATA CHĘCIN kła  królowa miała  ponoć krzyknąć: „Ach te mosty, polskie mosty”. I jak legenda głosi, to miejsce po dzień dzisiejszy nosi nazwę Mosty. Są to nasze Chęcińskie Mosty. Jeszcze dzisiaj marzący o bogactwie szukają w Nidzie zagubionych podczas przeprawy przedmiotów. Tak jak wszystko na ziemi, tak i Zamek miał swoje lata rozkwitu i upadku. Powolny upadek rozpoczął się od roku 1588, kiedy to na skutek złych warunków  – szczególnie wszechobecnej pleśni  – księgi ziemskie trzeba było przenieść z Zamku do kościoła chęcińskiego. A potem wszystko potoczyło się lawinowo: najpierw rokosz Zebrzydowskiego  (zniszczono  fortyfikację i  spalono  budynki  mieszkalne), najazd Rakoczego, wreszcie potop szwedzki i zabory. Po trzecim zaborze zamek popadł w totalną ruinę. Radosna  chwila, która  przypominała  czasy świetności  Polski i zamku, nastąpiła jeszcze 11 lipca 1787 roku, kiedy to wystrzelono pociski z armaty na cześć powracającego z Krakowa króla Stanisława Augusta. Tak pisze na początku XX wieku o Zamku pisarz Ponidzia Adolf Dygasiński, wędrujący przez Ziemię Chęcińską: Podróżnik na tej drodze z daleka już spostrzega trzy baszty zamku chęcińskiego wyraźnie odrysowanego na błękicie nieba i długo potem narzucające się oku. Zamek resztkami sterczy na potężnej marmurowej opoce. […] Jakby w bajce wszystko jest tutaj marmurowe: góra, zamek, miasto na dole, szosa. Cała zamkowa góra, z ciemnopopielatego marmuru, ma postać dziką, oznacza się brakiem roślinności; Widok z góry zamkowej bardzo rozległy: na północo-zachód Góra Zelejowska, słynna z marmuru różowego w białe żyłki, na zachód Góra Miedzianka o dziesięć wiorst odległa, głośna tu podaniem, jakoby lochy zamku chęcińskiego aż do niej sięgały. […] Ściany zamku są w opłakanym stanie; ich otwory zupełnie zatraciły kształt i  wyglądają jak dziury w zużytym łachmanie. Za to krzepko stoją dwie okrągłe baszty, dobudowane w górnych częściach z cegły, która sczerniała pod wpływem dżdżów i  słońca. Trzecia czworoboczna wieża i cała już reszta zamku – na wskroś marmurowe – pełne są szczerb, szczelin i rysów ( Tygodnik „Ziemia” nr 18, 1911). W  II  Rzeczpospolitej i  po  drugiej wojnie światowej, w  latach 1948–1949 przeprowadzono małe remonty, szczególnie wieży i murów. Wtedy to uznano, że na zawsze będą to trwałe ruiny, które należy tylko zabezpieczać. Zamek, nawet będąc w ruinie, przedstawiał dużą wartość dla artystów i reżyserów. Toteż na wzgórzu nagrano dwa teledyski. Zamek i Chęciny stały się plenerem do filmu Kazimierza Kutza  Milczenie, a  pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego  wieku nagrywane były tam wielkie sceny batalistyczne do  filmu Pan Wołodyjowski w  reżyserii  Jerzego Hoffmana.
W  roku 2016 minęła  50. rocznica nakręcenia filmu. Na zaproszenie naszego burmistrza Roberta  Jaworskiego  przyjechał do  Podzamcza, do  Dworu Starostów  reżyser Jerzy Hoffman z małżonką, by wziąć udział w nadzwyczajnej sesji Rady Miasta i Gminy Chęciny. Wzruszająco  opowiadał o czasie, kiedy jako  młody człowiek nagrywał swój film. Uroczystość była niezwykła. I ja miałam przyjemność w niej uczestniczyć. Były podziękowania, kwiaty, zdjęcia, była radość i łzy. Wszystko w pięknej, historycznej oprawie. Znalazł się wśród nas pan, który pracował jako statysta przy nagrywaniu scen batalistycznych do filmu, pokazywał zebranym swoje zdjęcia z tych niezapomnianych dla niego dni. Widownia bardzo się ożywiła, gdy wyświetlano fragment Pana Wołodyjowskiego. Brawom nie było końca. Zamek w różnych ujęciach był i jest malowany przez artystów malarzy, którzy od kilku już lat przyjeżdżają na plener malarski nie tylko z Polski, lecz i z krajów ościennych.

Najlepsze czasy dla  Zamku rozpoczęły się nie tak dawno, bo w roku 2013, kiedy to gmina uzyskała środki unijne.

Chęciny na tle zamku nocą.

Po zakończeniu wszystkich prac przedwstępnych – starania  o  fundusze, projekt kompleksowego  zagospodarowania  wzgórza, przetarg, wyłonienie najlepszego wykonawcy, przystąpiono do realizacji wielkiego przedsięwzięcia – rewitalizacji Zamku. Inwestycję realizowało konsorcjum, którego liderem było Przedsiębiorstwo  Budowlano-Usługowo-Handlowe AGAT, a  partnerem Usługi Instalacyjno-Budowlane KOMPENS. W stylowej Niemczówce uroczyście podpisano umowę na 6 mln 597 tys. zł. Kontrakt obejmował rewitalizację Zamku, budowę parkingu, pawilonu do  obsługi ruchu turystycznego, toalety, stylowe oświetlenie alei prowadzącej na zamek oraz pełną nocną iluminację. 96 ZŁOTE LATA CHĘCIN Natychmiast przystąpiono  do  prac archeologicznych, które prowadzone były od roku 2013 pod nadzorem archeologa  Waldemara Glińskiego. Rzuciły one nowe światło na historię Zamku. Natrafiono na najstarsze fragmenty wieży, która powstała najprawdopodobniej za Wacława  II  Czeskiego, także króla  polskiego  przed Łokietkiem. Znaleziono również pozostałości starego pieca. O swoich odkryciach Waldemar Gliński opowiadał słuchaczom CHUTW na jednym z wykładów, a ja miałam przyjemność uczestniczyć w Międzynarodowej Konferencji  Naukowej zatytułowanej „Zamek Królewski  w  Chęcinach na tle Europy Środkowej”, gdzie również wystąpił, wśród innych naukowców z Polski, Słowacji i Czech, z tematem: „Królewski Zamek w Chęcinach. Historyczne wnioski a nowe interpretacje w świetle ostatnich badań archeologicznych”. Po  zakończeniu prac archeologicznych przystąpiono  do  prac na  Górnym i  Dolnym Zamku. Odbudowano  pomieszczenia  dawnej kaplicy i dawnego skarbca oraz piwnice, wieże i mury obronne. Równocześnie budowano parking, aleję dojazdową, toalety. Po dwóch latach, w niedzielę 26 kwietnia 2015 roku, nastąpiło uroczyste otwarcie. Wszystko odbywało się w iście królewskim stylu. Na odrestaurowany Górny Rynek przybyli mieszkańcy miasteczka i  gminy, liczni turyści, którzy jako pierwsi chcieli zobaczyć odnowiony Zamek, zaproszeni goście z powiatu i województwa, a nawet z Warszawy; goście świeccy i kościelni. Uroczystość rozpoczęła się na Rynku Głównym przepięknym widowiskiem Kazania Świętokrzyskie w reżyserii Doroty Anyż z Teatru Grodzkiego  w  Chęcinach, przemarszem korowodu królewskiego, na czele którego szedł król Władysław Łokietek z żoną i młody Kazimierz Wielki z siostrą wraz z liczną świtą dworską, po czym nastąpiło uroczyste powitanie burmistrza. Było to przemówienie niezwykłe, bowiem oddawano społeczności polskiej, a nie tylko miejscowej, największy i kluczowy obiekt zabytkowy w Chęcinach. Po przemówieniach, przy dźwiękach pieśni, salw armatnich i wystrzałów  z  muszkietów, utworzony korowód rycerski  udał się pod wschodnią bramę Zamku Królewskiego, gdzie nastąpiło  oficjalne otwarcie odrestaurowanego zabytku. Wstęgę przeciął rycerskim mie
czem burmistrz Robert Jaworski, po czym przekazano mu symboliczny klucz do skarbca i podpisano akt erekcyjny. Po oficjalnym otwarciu każdy mógł zwiedzić zamek. Bramy stały otworem. Jak potem się dowiedziałam, w tym dniu zrewitalizowaną twierdzę zwiedziło 5 tys. osób. A było co podziwiać, oj było! Pięknie prezentował się Zamek Górny i Dolny, odnowione wieże, skarbiec, zabezpieczona  100-metrowa  studnia. Jedni  zwiedzali  Zamek, inni na Rynku i za Zamkiem uczestniczyli w  różnych widowiskach. Były pokazy rycerskie, pokazy taneczne, tańce dworskie, a także koncert uczestników programów The Voice of Poland oraz Must Be The Music. Wieczorem Zamek zapłonął wszystkimi  światłami, zachęcał do przyjścia, zwiedzania i podziwiania. W lipcu 2015 roku odbyły się moje 80. urodziny. Postanowiłam w związku z tym pokazać odrestaurowany zamek mojej rodzinie, znajomym i przyjaciołom. Jakież było ich zdziwienie i zaskoczenie, gdy zobaczyli zabytek, który znali z przeszłości. Wprost nie mogli uwierzyć, że to ten sam. Prawnuczka Emilka była zauroczona. Przymierzała hełmy rycerskie, zakuwała się w dyby, wrzucała pieniążki do studni, z punktu widokowego patrzyła przez lunetę, by podziwiać okolicę. Po prostu była szczęśliwa. Córka  szukała  miejsca, gdzie przed laty jako  młoda  dziewczyna wchodziła po dziurawej, drewnianej drabinie na zamek, a ja melancholijnie patrzyłam na Chęciny i całe Ponidzie, myślałam, myślałam, myślałam… Och, przeszłość. Najstarszy mój gość, Jadzia  Kośmider, dawna  przewodniczka świętokrzyska, która przybyła tu o dwóch kulach, prawie się rozpłakała. Zdawała  sobie sprawę z  tego, że być może więcej tu nie przyjdzie. Zachwycała  się widokiem pięknie położonych Chęcin, z miłością patrzyła  na mury i wieżę, na  którą oczywiście wejść nie mogła. Dziękując za zaproszenie, powiedziała mi, że był to dla niej najpiękniejszy upominek. Ciąg dalszy urodzin odbył się już w zajeździe przy Raju. Z córką uznałyśmy, że jest to najodpowiedniejsze miejsce, bo przecież w pobliżu przez lata pracował Tadziu, jej ojciec, a mój mąż.

Wnętrze Zamku

Zupełnie niedawno, bo  latem 2016 roku, ponownie odwiedziłam Zamek, ale tym razem z  grupą turystyczną naszego  Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Wycieczkę prowadził wspaniały przewodnik Andrzej Kadłubek. Szliśmy piękną aleją, przy której stoją rzeźby królów, rycerzy, możnowładców. Zatrzymywaliśmy się przy większości z nich, a pan Andrzej opowiadał, opowiadał, opowiadał, a my z otwartymi ustami i uszami słuchaliśmy, słuchaliśmy, słuchaliśmy. Do naszej wycieczki dołączyły dwie starsze panie z Warszawy, które przyjechały do Chęcin na kilka dni. Były tu pierwszy raz, zamkiem były oczarowane, zwracały uwagę na  doskonałe zagospodarowanie zabytku i przystosowanie do potrzeb turystycznych. Krajobraz i widok na Chęciny i Zelejową absolutnie je zauroczył. Ta największa inwestycja turystyczna Chęcin wygląda imponująco, toteż turyści odwiedzają ją przez okrągły rok, nawet zimą są chętni do zwiedzania. W sezonie zimowym w roku 2015 odwiedziło zamek ponad 2000 osób, tj. prawie 160 grup średnio po 35 osób. Dyrektor Zamku Grzegorz Pierzak opowiada mi, że turystów można  podzielić z  grubsza  na  dwie grupy. Takich, którzy chcieliby zwiedzać autentyczne ruiny, i takich, którym odpowiada takie właśnie „ucywilizowane” zagospodarowanie, które łączy historię z  nowoczesnością. Tych drugich jest zdecydowanie więcej. Toteż turystów witają gospodarze w autentycznych strojach historycznych, przy dźwiękach muzyki  dawnej. Jedni  słuchają przewodnika, inni  wolą sami zwiedzać, czytając opisy. Dzieci chętnie strzelają z łuku, robią sobie zdjęcia na koniu. Kupują też pamiątki na straganach umieszczonych na Dolnym Zamku. W gabinecie dyrektora na biblioteczce leżą dwa hełmy rycerskie. Zainteresowałam się nimi. Skąd są, kto je wykonał? Usłyszałam niezwykle ciekawą historię. Na naszym Zamku pracuje płatnerz Marcin Jabłoński, człowiek niezwykły, o szerokich horyzontach, który na potrzeby Zamku i turystów wykonuje hełmy i inne elementy zbroi  rycerskich. Okazuje się, że nie tylko są przez turystów podziwiane, ale chętnie kupowane, choć cena wcale nie jest taka niska, wynosi od 300 do 500 zł. Ten sam pan bije denary chęcińskie. Szczególnie młodzież jest zainteresowana, zarówno sposobem wytwarzania denarów, jak ich kupnem. Całe grupy robią sobie zdjęcia w hełmach, a czasami w pełnym ekwipunku rycerskim, zakuwają się także w  dyby. Wiele osób Zamek Królewski 99 chętnie zatrzymuje się przy herbarzu szlacheckim. Można  również przejrzeć księgę herbarzy i szukać swoich przodków. Zamek można  zwiedzać w  dni  powszechne i  świąteczne, grupowo i indywidualnie, w  dzień i w  nocy, można go zwiedzać także jako  jeden z  punktów  „Nocnego  zwiedzania  Chęcin”. Kierownictwo Zamku stara się, by każdego roku program dla turystów był ciekawszy i bardziej urozmaicony. W roku 2017 odbyło się osiem imprez. A co w programie? Jest strzelanie z historycznej broni, magiczna iluminacja świetlna, nauka tańca średniowiecznego, pojedynki rycerskie, spotkanie z Białą Damą, spotkanie z płatnerzem, nuta średniowiecznego klimatu oraz Teatr Ognia. Przewodnik zapoznaje zwiedzających z historią oraz tajemnicami Zamku. Dla dzieci i dorosłych odbywają się konkursy, zabawy oraz ognisko z kiełbaskami. Raz w roku organizowane jest „Nocne zwiedzanie Chęcin”, które kończy się na  Zamku. W  roku 2017 była  to  już 11. edycja  tej imprezy. Liczna  rzesza  turystów  zbiera  się przed Centrum Kultury i Sportu. Dzieli się na grupy, każda z przewodnikiem z PTTK. Wyposażeni w latarki i lampiony turyści idą zwiedzać najciekawsze zabytki – klasztor franciszkanów i klasztor bernardynek. Niemczówka, ta średniowieczna kamienica Chęcin, ze swoimi podziemiami i okolicznościową wystawą, także czeka na zwiedzających. Przed synagogą i w kościele parafialnym odbywają się koncerty, następnie Ścieżką Mnicha turyści wędrują na zamek. A tam czekają ich istne cuda: mury, wieże i baszty w księżycowej poświacie, Biała Dama, a potem kiełbaski nad ogniskiem. Warto przyjść… Ostatnio  kierownictwo  Zamku zaimponowało  wszystkim, szczególnie młodym ludziom, którzy myślą o ożenku, bowiem wprowadziło nową atrakcję: „Zaręczyny na Zamku Królewskim”. Podziwiam te pary, które w taki piękny i romantyczny sposób chcą spędzić ten niepowtarzalny dzień w swoim życiu. Sypią się płatki róż na schodach wieży, na szczycie czekają bukiety kwiatów i płonące świece, w niebo wzlatują fajerwerki. Czyż to nie cudny początek wspólnej życiowej drogi? Kiedy pisałam o zaręczynach na Zamku, nie przyszło mi do głowy, że odbędzie się tutaj także ślub. Przeczytałam w  gazecie, że 11 sierpnia 2017 roku Paulina i Miron – mieszkańcy naszego województwa – powiedzieli w obecności burmistrza, świadków i licznych  gości  „tak”. Świadkami  tego  niezwykłego  wydarzenia  byli  nie tylko ludzie, ale mury, baszty i wieże Zamku, duchy przodków, a kto wie, może była obecna sama Biała Dama? Takiego ślubu nie da się zapomnieć. Gratuluję pomysłu młodożeńcom, a także dyrektorowi Zamku. A tak pisała o tym wydarzeniu w „Wiadomościach Chęcińskich” (sierpień 2017) Agnieszka Olech: Załoga zamku zadbała  o  każdy szczegół. W  sarmackich strojach najpierw powitała parę młodą oraz świadków, a następnie asystowała przy ceremonii. Po przysiędze i pierwszym małżeńskim pocałunku nowożeńcy przemaszerowali pod szpalerem z szabel, a na ich cześć oddano wystrzał armatni. Z  głośnika  popłynęła nastrojowa muzyka, a  obsługa  zamku obsypała  nowożeńców  płatkami  kwiatów. Wszyscy uczestnicy ceremonii nie kryli zachwytu nad piękną młodą parą oraz  nad niezwykłą oprawą uroczystości. Panna  młoda  wyglądała i czuła się jak prawdziwa księżniczka przy swoim rycerzu. Jeszcze nie skończyły się rozmowy na temat tej uroczystości, gdy burmistrz otrzymał (byłam świadkiem) telefon z prośbą o udzielenie następnego ślubu. Będą pewnie i kolejne… Rozważa  się wprowadzenie nowych pomysłów. Pracownicy Zamku mają się uczyć fechtunku, aby potem uczestniczyć w inscenizacjach walk. Planuje się również wprowadzenie lekcji tematycznych dla uczniów. Wieża Zachodnia czeka na wystawy i wernisaże. 8 sierpnia  2017 roku bramę Zamku przekroczyła Agnieszka  Kuc – turystka  numer 500 000. Przywitał ją wystrzał armatni  i  gratulacje burmistrza  Roberta  Jaworskiego  i  dyrektora  Grzegorza  Pierzaka. Pani Agnieszka wracała do siebie w… hełmie rycerskim i ze specjalnym voucherem na „Nocne zwiedzanie Zamku”.

Trzeba  podkreślić, że rewitalizacja  Zamku pochłonęła  kwotę 8 milionów  zł. Była  to  inwestycja  trafiona  i  bardzo  wysoko  oceniona  przez  fachowców.
Chęciński  zamek zdobył „Złotego  żurawia”, główną nagrodę dla obiektu zrewitalizowanego w 2015 roku. Zenonna Dołęgowska.

___*___

Twórczość pandemiana

***

Krystyna Rygielska
Staw w kudowskim parku – przemyślenie

W stawie życie toczy się od lat,
 ryby pływają przy brzegu
świecą się różnokolorowo ich drobniutkie łuseczki 
raz są raz ich nie ma
 a woda w stawie się zmienia….
Na brzegu kaczki kolorowe, 
cudowne
samce stroszą swoje piękne pióra, 
samiczki skromne ale opiekuńcze dla swoich dzieci
Wokół stawu są drogi dla rowerów , spacerowiczów
dla biegających i jeżdżących na rolkach
Turyści którzy zbierają się nad stawem
karmią gołębie i kaczki , bo jakżeby nie?
W kroplach wody przegląda się roślinność
cicho i sennie jest tu wokół, kiedy dzień usypia….
Naprawdę warto tu być, spacerować, 
cieszyć oczy blaskiem  kolorowych liści
Podaj rękę , pójdziemy razem
łatwiej nam będzie sunąć alejkami 
warto, naprawdę warto…

***

Helena Midor zd. Gałaszewska
JEST TAKI KLUCZ

 

            


***
26 listopad 2020


Odgrodzeni murami
Zamknięci  na klucz
choć nie dzieli nas język
dzieli nas mur
zza którego  inaczej
widzimy ten sam świat
zacierają się granice zrozumienia
jak w twardej skale
każdy rzeźbi swoje wizje
ślady po, których  stąpaliśmy
zostają zakurzone
a słowa tracą moc
zamieniają   wartość
Na pewno jest taki klucz
który otworzy bramy prawdy.

 

Autorem wiersza i szkicu jest Helena Midor

_______________
________
___


Apel Obywatelski
Pamiętajmy:
,,DBAJMY O SIEBIE I O INNYCH” !!!

 

Znaleźliśmy się w trudnym dla nas wszystkich czasie. 
Razem zawsze możemy osiągnąć więcej i łatwiej przezwyciężać trudności i wszelkie niepowodzenia.

W tym szczególnym czasie – bądźmy dla siebie życzliwi i pomagajmy sobie nawzajem.

Dbajmy o nasze starsze pokolenie, które teraz jest szczególnie narażone;
zadbajmy też o nasze dzieci i młodzież, którzy potrzebują rozwoju.

Ten czas nie oznacza, że mamy zamykać się na życie; tworzenie, opracowywanie nowych inicjatyw….; kontakty międzyludzkie, o które właśnie teraz można zadbać bardziej.

Zatrzymajmy się i spożytkujmy dobrze naszą energię – ale nie pozwólmy, by nasze życie się zatrzymało!

 

Wszystkim życzymy dużo zdrowia i odporności.
Stowarzyszenie OK. 

 

____________________________________________________________________

TO JEST STRONA INTERNETOWA STOWARZYSZENIA OBYWATELSKA KUDOWA 
ZAWIERA INFORMACJE I SPRAWOZDANIA Z DZIAŁALNOSCI SPOŁECZNEJ I KULTURALNEJ  STOWARZYSZENIA
ZGODNIE Z REGULAMINEM STOWARZYSZENIA I UKAZUJE SIĘ NIEREGULARNIE.

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”- OK
Adres: 57-350 Kudowa-Zdrój, ul. Słoneczna 11a
mail: marta.midor.burak@gmail.com
tel: 793030702

____________________________________________________________________