GzK – 4-06-2020

____________________________________________________________________

TO JEST STRONA INTERNETOWA STOWARZYSZENIA OBYWATELSKA KUDOWA 
ZAWIERA INFORMACJE I SPRAWOZDANIA Z DZIAŁALNOŚCI SPOŁECZNEJ I KULTURALNEJ  STOWARZYSZENIA
ZGODNIE Z REGULAMINEM STOWARZYSZENIA I UKAZUJE SIĘ NIEREGULARNIE.

Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa”- OK
Adres: 57-350 Kudowa-Zdrój, ul. Słoneczna 11a
mail: marta.midor.burak@gmail.com
tel: 793030702

____________________________________________________________________

______

Szanujmy naszą wspólną przestrzeń, bo to oznacza szacunek do drugiego



  Jesteśmy społeczeństwem coraz bardziej rozwiniętym; coraz bardziej zwracamy uwagę na estetykę naszych ogródków, domów, mieszkań….; coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że należy szanować przyrodę, malejące zasoby wodne …. Tymczasem często nie rozumiemy, że wspólne – nie oznacza niczyje. Nie sztuką jest ,,podrzucić” sąsiadowi śmieci, ale czasami wygląda na to, że nie lada sztuką jest zrozumieć, że planeta – to nasz wspólny dom i nawet zwierzę nie narobi bałaganu tam, gdzie mieszka.
Pamiętajmy o tym!
Nie twórzmy takich obrazów, bo one źle o nas świadczą!
/GzK/

______
Obywatelskie FORUM Ekologiczne
,,Sumienie, Obowiązek i Środowisko”

 Poniżej przedstawiamy abstrakt naszej Szanownej Pani Profesor do wystąpienia, które zostanie zaprezentowane na przyszłorocznym FORUM
 Obywatelskie FORUM Ekologiczne 2020 – KOMUNIKAT

Cztery wcześniejsze wystąpienia zostały zamieszczone w informacji pod linkami:
 GzK – 23.05.2020 GzK – 28.05.2020

 

______
ZAKWASZENIE  ŚRODOWISKA NATURALNEGO i JEGO WPŁYW
NA ZDROWIE CZŁOWIEKA

Dr hab. prof. nadzw. Anna Szemik-Hojniak

Wydział Chemii Uniwersytetu Wrocławskiego; Joliot-Curie 14; 50-823 Wrocław

PWSZ AS w Wałbrzychu, Instytut Zdrowia, ul.Zamkowa 4; 58-300 Wałbrzych

 

Wszechstronna eksploatacja zasobów naturalnych, przemysł, rozwój transportu i komunikacji, procesy urbanizacyjne,  rolnictwo stosujące chemiczne środki ochrony roślin i nawozy mineralne, a nawet światowy rozwój turystyki, wszystko to prowadzi do nieodwracalnego zniszczenia naturalnego środowiska przyrodniczego. 

Ekologiczne zaburzenia równowagi wywoływane przez zewnętrzne bodźce chemiczne i fizyczne (czynniki abiotyczne) obserwuje się we wszystkich trzech sferach. W litosferze  – przez zakwaszenie gleb i zanieczyszczenia metalami ciężkimi (ołów, kadm, kobalt), w hydrosferze  – wskutek chemicznego zatrucia rzek oraz w aerosferze  – poprzez obecność w powietrzu  dwutlenku węgla, dwutlenku siarki i tlenków azotu. We współczesnym złożonym makro-ekosystemie, człowiek narażony jest ponadto na promieniowanie radioaktywne i elektromagnetyczne oraz hałas, wszechobecny element życia zarówno w miejscach pracy jak i miejscach zamieszkania. 

Większość skutków spowodowanych czynnikami abiotycznymi jak również  ożywionymi czynnikami biotycznymi ujawnia się najczęściej w ekosystemach przemysłowych i post industrialnych, w których ich negatywny wpływ  na istoty żywe, a przede wszystkim na człowieka jest coraz bardziej widoczny. 

Chorobotwórczym rezultatem zakwaszenia gleb i degradacji środowiska naturalnego są różnego rodzaju alergie (skóry, nosa, astma oskrzelowa, choroby uczuleniowe zagrażające życiu…), grzybice, choroby gruczołów dokrewnych jak choroby tarczycy (niedobór jodu lub skażenie jodem promieniotwórczym), a ponadto choroby onkologiczne, choroby układu krążenia a nawet psychozy w postaci depresji czy schizofrenii. 

W referacie omówione zostaną powyższe problemy z naciskiem na sytuację w niektórych ekosystemach Dolnego Śląska.

 

______
Minęło 75 lat…..

Jakubowice

Henryk Cholawski

 

Wioska górska położona około 5 km od Kudowy, aktualnie ulica Kudowy – Zdroju (urzędnicza humoreska administracyjno – organizacyjna).
Pierwsza informacja pisemna o tej wiosce pochodzi z 1631 roku i mówi o tym, że wieś ta należała do państwa Homole (sławny gród Homole, założony w XIV w, zdobyty przez husytów, następnie siedziba rozbójników; obecnie pozostałe resztki ruin – znajdują się na wysokości Przełęczy Polskie Wrota w kierunku Zielone Ludowe ). Nazwa wioski pochodzi prawdopodobnie od imienia „ Jakub” lub „Jakob”.
W wiosce tej najwięcej mieszkańców mieszkało w 1881 r. i było ich 365. W późniejszych latach mieszkało ich co raz mniej i tak w 1937 r. 266 mieszkańców w 56 domach, a w 1970 r. już tylko 67. Domy były rozmieszczone na wzgórzach wzdłuż płynącego potoku.

 

Widok na Góry Orlickie  z Jakubowic                                                                                                                                   Widok na Śnieżkę z Jakubowic

 

Jakubowice na początku XX w.

Życie towarzyskie w Jakubowicach toczyło się wokół miejscowej gospody „Jakobi boude”.
Gospoda ta była znana na całą okolicę. Przychodzili do niej mieszkańcy z okolicznych wiosek, a nawet goście z Kudowy. W gospodzie tej były organizowane huczne imprezy towarzyskie, taneczne zabawy, a nawet spektakle teatralne w wykonaniu miejscowego amatorskiego zespołu teatralnego. Niestety sławna gospoda po 1945 r. została zburzona, a na tym miejscu utworzono parking.

Gospoda ” Jakobi boude” 

Spektakl miejscowego zespołu amatorskiego

 

 

 

 

 


Miejscowa szkoła podstawowa.

Była także szkoła podstawowa dla miejscowych dzieci , nazywana żartobliwie przez miejscowych „vysoka śkola jakubovicka” (vysoka śkola – to po polsku wyższa uczelnia), ponieważ znajdowała się na wysokim pagórku (uwidacznia się tutaj czeskie poczucie humoru).

 

     Kibice na saneczkowej trasie zjazdowej.
W wiosce tej były organizowane popularne zawody sportowe w zjeździe na sankach po istniejącej drodze. Uczestnicy tych zawodów przyjeżdżali z  Kudowy, a nawet z Czech. Start następował oczywiście przy gospodzie ” Jakobi boude”, a po zakończeniu zawodów świętowano zwycięstwa oczywiście już w gospodzie.
                                                                                                                    

   W 1937 roku powstał po przebudowie starego budynku, ośrodek dla młodzieży niemieckiej „ Hitlerjugend”. Pod koniec II Wojny Światowej w ośrodku tym przebywały zakonnice z małymi dziećmi z bombardowanych niemieckich miast. Po wojnie budynek został przekształcony na kaplicę, następnie na ośrodek kolonijny i w końcu na pensjonat.

 

Ośrodek dla młodzieży niemieckiej.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  

W górnej części Jakubowic biegnie „ droga Aleksandra” łącząca Pstrążną z szosą stu zakrętów, po której pielgrzymi z Pstrążnej i Bukowiny chodzili do Wambierzyc na odpusty. Po 1946 r prawie wszyscy tutejsi mieszkańcy wyjechali do Czech lub do Niemiec.

Korzystałem z opracowań i zdjęć kronikarza Nachod- Beloves, Pana Antonina Samka i Bukowiny
Henryk Cholawski. 

 

______
W Kudowie – blokada granicy w 2020r

    Dawno temu, na drzwiach ogrodowych wygódek – teraz nazywanych całkiem obco „ubikacjami” – były wycinane serduszka; wiadomo było co tam jest. Stawiano je gdzieś z boku domu, najczęściej za domem , z tyłu, w ogrodzie. Tam król na piechotę chodził. Teraz powszechnie w domach są łazienki,  za potrzebą nie musi się wędrować za dom, czy za stodołę.Na budowach, przy remontach placów i dróg ustawiane są  tzw.” toi toi” przenośne.Wygląda to nie najgorzej, ma nawet symboliczne serduszko, jasne kolory i z daleka się tego nie czuje. Gdy pojawiła się epidemia koronawirusa , granicę w Kudowie zamknięto, popularne przejście w Czermnej zamknięto, pojawili się żołnierze w hełmach i z długą bronią  automatyczną. Byle jaki pistolet nie wystarczał. Pojawiły się botonowe zapory i całymi nocami stały jeszcze dwa pojazdy tarasujące wjazd. Wszystko bardzo skutecznie.

Widok na przejście graniczne w Czermnej 2.czerwca 2020r.  Tekst i zdjęcie BK.

My, Polacy lubimy wojsko, widzimy,że wierna czuwa straż.. Zresztą samochody wojskowe i policyjne szybko  zniknęły, żołnierze mają bardzo sympatyczny namiot w kształcie małego domku i palą ognisko, pasowała by do tego jakaś pieśń o rycerstwie z nad stepowych stanic. Wiemy wszyscy ,że  tak stoją  murem przeciw wirusom. Jest jednak coś co ludzi zaciekawia : żołnierze stoją w głębi tuż przy granicy, namiot mają w głębi, są trochę ukryci, jednak wystawili czujkę , głęboko do przodu , tuż przy chodniku, tak, że idący tędy musi prawie na nią wejść. Niektórzy mówili ,że tam są ukryte kamery , inni że to areszt do zamykania tych , co siłą zechcą forsować granicę i ci mówili,że napis na tym małym budyneczku ,źe to jest „toi toi” czyli WC jest zabiegiem dla zmylenia przeciwnika. Nie ma jednoznacznej opinii czemu ta ubikacja stoi tak prawie na chodniku. W niedzielę 31 maja 2020 pojawiło się więcej turystów.Do takiego obrazka nie przywykli, komentowali ,że to może być sprytna reklama „toi toi”. Gość  używający języka konkretnego  popatrzył, rozglądnął się i powiedział: to znak,że tu  mieszka twardy naród, to jest jasne i mówi samo  za siebie, że my sr…y na te wirusy.  Przy następnej epidemii nauczeni doświadczeniem  pewnie przesuną tę wygódkę  trochę  w głąb pod granicę. BK.

 

______

Promocja Kudowy – niech świat się dowie o Kudowie 

Dorota Korzeniowska
Restauracja RETRO 

 

  Koronawirus sprawił, że życie zatrzymało się na chwilę, a jego skutki będziemy odczuwać jeszcze bardzo długo. Widoczne jest to na wszystkich płaszczyznach, a szczególnie w gospodarce, która oparta jest w dużej mierze na działalności prowadzonej przez przedsiębiorców. Żeby miasto mogło funkcjonować to musi położyć duży nacisk na promowanie swojej marki w kraju. I w ten sposób pomaga sobie i swoim przedsiębiorcom, którzy żeby mogli funkcjonować potrzebują turysty, na którym opiera się nasze miasto. Dlatego gminie potrzebna jest dobra promocja. Nie chodzi tu nawet o pomoc dla przedsiębiorców, tylko o rozpromowanie walorów miasta w mediach: telewizji, radio, fanpagach, billboardach i wszystkimi możliwymi sposobami, by ściągnąć turystów.
Cieszy mnie to, że przedsiębiorcy w Kudowie zaczęli się spotykać i sami radzą co zrobić, by jak najwięcej ludzi odwiedzało nasze miasto i zostawiało tu swoje pieniążki, które trafią następnie do kasy gminnej. Wspólnie promujemy nasze biznesy na fanpagach.
Mam nadzieję, że jak miasto również położy nacisk na reklamę Kudowy, to uda nam się razem uratować ten stracony rok. Podoba mi się też pomysł Henryka Cholawskiego, który zaproponował, aby w ramach promocji podjąć działania do emisji w TV trzy odcinkowego serialu telewizyjnego pt. „Hotel Polanów”, który był nakręcony w Kudowie – Zdroju.
Wszystkie działania w stylu ,,niech świat się dowie o Kudowie” są dobre.

 

___*___
WSPOMNIENIA KUDOWSKIE

______
ZAKRZE kiedyś

Norbert Kościesza

Cześć II

W Wielkanoc wraz z koleżankami i kolegami zbieraliśmy się grzecznie i z koszykami ze święconką, szliśmy kolorowymi, odświętnymi grupami do Kościoła Św. Katarzyny. Zaś w lany poniedziałek Zakrze tonęło w wodzie, starsi koledzy odkręcali hydranty z wodą, w ruch szły wiadra, a niektórzy kończyli kąpielą w Klikawie. Nikt suchy nie miał prawa wrócić do domu, dostawało się każdemu, dziewczynom w odświętnych sukienkach ich rodzicom i każdemu, kto wytknął nos na ulicę po której płynęła, całą szerokością woda.
Zimą na małym i dużym Budzyniu, (duży Budzyń to górka na wprost ulicy Bocznej, a mały przy ulicy Tkackiej), zjeżdżaliśmy na sankach, nartach i kto co tam miał. Niejednokrotnie łamały się drewniane sanki i plastikowe narty oraz nasze ręce lub nogi, czasami czyjś nos. Jednak nikt nie narzekał i co roku, jak tylko pojawiał się pierwszy śnieg, chmary dzieciaków z Zakrza ścigały się na obu górkach. Budowanie igloo i śnieżnych zamków na podwórkach, wojny na śnieżki i pływanie na krze po rzece. Które kończyło się często kąpielą w zimnej wodzie i takiego „sztywniaka”, zmarzniętego dzieciaka odstawialiśmy pod drzwi domu, a później salwowaliśmy się ucieczką, by nie narazić się ich rodzicom.
W pobliskich lasach bawiliśmy się w wojny, zwłaszcza po obejrzeniu Czterech pancernych, Kapitana Klosa, czy też Czarnych chmur. Biegaliśmy, aż do Źródełka Maryi, gdzie biliśmy się patykami z chłopakami ze Słonego i Brzozowia. A później często urządzaliśmy wspólne ogniska w tamtych okolicach. Piliśmy zimną, orzeźwiającą wodę ze źródełka i myliśmy spocone po bitwach gębusie i pokrwawione ręce.
Okoliczne górki i lasy oferowały grzyby, jagody i maliny, sok z brzozy i pierwsze czeskie piwo, jak „niechcący” udało nam się przejść przez granicę, do jakiejś wioski w Czechach. A później ucieczka przed WOPem do Polski i strach, czy ktoś powie, że to ekipa z Zakrza.
Na podwórkach graliśmy w „państwa i miasta”, bawiliśmy się w chowanego, ganianego i graliśmy w piłkę, aż tynk odpadał z pobliskich ścian. W wakacje urządzaliśmy dzikie obozy w lasach otaczających Kudowę, romantyczne ogniska, gry na gitarze i śpiewy. Pierwsze dziewczyny, wyznania miłości i pocałunki, łyk wina czy piwa. Gwiaździste niebo nad dzielnicą, ciepło bijące od ogniska, szum drzew i wycie syreny odjeżdżającego pociągu…

Do szkoły podstawowej wracaliśmy we wrześniu, mundurki były obowiązkowe, a tarcze przyszyte na lewym ramieniu. Chodziliśmy dwiema trasami, pierwsza to ulicą Nad Potokiem, gdzie wlepialiśmy twarze w witryny dawnego PEWEXU, jak małe glonojady, przyglądaliśmy się ekspedientkom za szybą i tym co było na półkach. Kolorowe resoraki, klocki lego, zabawki i słodycze, które dziś są dostępne w każdym sklepie. Później mijaliśmy boisko, na którym często grał nasz ukochany Włókniarz i dwa krzyże, przy których, niektórzy na szybko kreślili znak krzyża. Zwłaszcza jak ktoś miał być w tym dniu przepytany w szkole lub spodziewał się sprawdzianu. Gdy było ciepło i sucho wybieraliśmy drugą trasę, czyli drogę przez ulicę Polną, a tam górkami i z drugiej strony boiska włókniarza, docieraliśmy do podstawówki nr 2 na ulicy Szkolnej.
Tą drogą wracaliśmy też całymi paczkami z powrotem na Zakrze, często załatwiając między sobą porachunki ze szkoły lub rozstrzygnięcia, która dziewczyna jest ładniejsza.

Dziś Zakrze nie tętni życiem jak kiedyś, opustoszały podwórka i place na Gagarina, Fabrycznej, Tkackiej i ulicy Głównej. Nie ma owiec na ulicy Bocznej, a strumyk ledwie sączy się przez łąki. Dzieci i młodzież wpatrują się w ekrany telefonów, laptopów i telewizorów, stare ścieżki zarosły, a dawni koledzy i dziewczyny rozjechali się po świecie. Piwiarnie przy PKP i „Słoneczko” już dawno zamknięte, dworzec kolejowy straszy głuchym echem, a zegar ktoś dawno stamtąd wywiózł w nieznane.
Stare poniemieckie kamienice stoją jak kiedyś, ale zapach świeżego chleba z piekarni jest chyba taki sam…
Czasy i ludzie się zmienią, ale wspomnienia pozostają w nas tak jak widok rodzinnego miasta i dzielnicy, zwanej „Dzielnicą cudów”.

________
GzK:  Autorami zdjęć z Zakrza są  Adam Stencel i Norbert Kościesza.
Norbercie – dziękujęmy za II część wspomnień o Zakrzu, dzielnicy bliskiej naszym sercom, z której wywodzą się pierwsze wspólnoty, jakie zasiedlały Kudowę po 1945 r. (m.in. Wspólnota Żywiecka). Ta dzielnica,  jak piszesz ,,tętniła życiem”  – dzisiaj tętni w naszych sercach i wzbudza pozytywną nostalgię. Czekamy na kolejne historie!  

________

 

______

 Dom przy ul Zdrojowej 42

Zenona Dołęgowska

c.d……….Na pierwszym piętrze mieszkali państwo z dziećmi. Pani Barbara przez pewien czas była skarbnikiem Komitetu Rodzicielskiego. Po wyprowadzeniu się państwa Eretów, do mieszkania tego wprowadzili się Eugenia i Stanisław Drozdowie. Byli związani ze szkołą nie tylko poprzez swego syna, ale przez prace pani Eugenii, która została po Barbarze Łukomskiej szkolną sekretarką.

Na tym samym piętrze mieszkali Iwona i Jerzy Zagdajowie. Mieli maleńkiego synka Marka. Pan Jerzy tuż po wojnie był oficerem WOP, następnie pracował w Uzdrowisku tak jak i inni mieszkańcy tego domu. Umarł na serce w bardzo rozrywkowym miejscu, bo w „Kosmosie”, podczas tańca i jak na ironię losu tańcząc z lekarką. Również niezwykły miał pogrzeb na Czermnej. Nad grobem dyrektor Uzdrowiska, żegnając go, powiedział „Do umarłego nie mieliśmy większych zastrzeżeń”. Ciekawe. Prawda.

Na ostatniej kondygnacji mieszkały dwie rodziny.  Państwo Ziemiankowie z dziećmi i dwie  panie matka i córka.  Poza mieszkaniami znajdowała się duża pralnia z suszarnią. Starsza córka państwa Ziemianków Ewa była przez wiele lat koleżanką Miruni. Nie zapomnieliśmy nigdy przykrego wypadku, jaki  wydarzył się w naszym mieszkaniu. Otóż Ewunia przyszła bawić się do Miruni. Jakoś niefortunnie usiadła na małym składanym stołeczku i bardzo mocno skaleczyła  mały paluszek. Było przerażenie i wielki płacz. Może przebieg wypadku był  inny, ale ja tak jakoś sobie zapamiętałam. Do dnia dzisiejszego mówimy o tym z Mirunią, chociaż Ewa jest już nieco starsza panią i odzywa się na Facebooku z odległej Kanady.

Rodzina ta była spokojna i bardzo pracowita. Mój mąż wspominał zawsze ojca Ewy, który był najpracowitszym człowiekiem w Uzdrowisku. Natomiast Mirunia do dnia dzisiejszego wspomina brata Jakuba, który mieszkał w Jakubowicach i przynosił nam pyszną śmietanę i białe sery. Uważa że od tej pory polubiła i ser i śmietanę.

Pani Helena na ławce w parku kudowskim lata 60-te

Naprzeciwko mieszkania państwa Ziemianków mieszkała pani Helena ze swoja Mamą. Wtedy wydawało mi się, że naprawdę są to dwie starsze panie. Spotykając je, najczęściej na schodach, mówiłam „Dzień dobry”. Bliższych kontaktów nie utrzymywaliśmy. Nagle umarła matka pani Heleny. Braliśmy udział z Tadkiem w pogrzebie w kościele i na cmentarzu w Czemnej.
Potem pani Helena złamała nogę. Złamanie było bardzo skomplikowane. Długo, bardzo długo, bo prawie siedem miesięcy leżała w gipsie, w klinice we Wrocławiu. Pewnego dnia otrzymałam od niej list, w którym prosiła mnie, abym w jakiś sposób dostarczyła jej jeden z obrazów wiszących w pokoju. Jednocześnie przepraszała mnie, że ma odwagę zwracać się do mnie z taką prośbą, ale obraz ten chce przekazać klinice w podzięce za leczenia i opiekę. Zgodnie z tym życzeniem obraz został dostarczony do kliniki przez kierowcę uzdrowiska.  Kiedy pani Helena wróciła ze szpitala, ciągle nie była wystarczająco zdrowa, aby sama mogła wychodzić z domu, a szczególnie aby mogła wejść na ostatnie , trzecie piętro. Pomoc była konieczna. W nowej sytuacji czułam się potrzebna, zresztą chętnie pomagałam. Znajomość nasza stawała się coraz bliższa, a ja byłam coraz częstszym gościem w jej mieszkaniu.

Mieszkanko było małe, składało się z dwóch pokoików, ale było to mieszkanie niezwykłe, niczym nie przypominało mi znanych mi domów czy mieszkań. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów, zarówno olejnych  jak i akwarel. Przedstawiały szalejące konie, kwiaty, martwe natury, Hucułów, były i portrety. Szczegółnie jeden z tych portretów był niezwykły, przedstawiał młodą, uroczą kobietę w naturalnych wielkościach, była to oczywiście sama pani Helena. Na uwagę zasługiwał również, stojący w rogu pokoju parawan ręcznie malowany. W skrzynkach okiennych latem zawsze kwitły nasturcje. Takie same namalowane były na jednym obrazie.

Zdjęcie komunijne pani Heleny Peszkowskiej

Pani Helena nie była osoba gadatliwą, ja z kolei nie zadawałam zbędnych pytań. Mijał czas pani Helena powracała do zdrowia.  Zdarzało się, że czasem wyjeżdżała. Wtedy pytała, czy może zostawić u nas walizkę. Oczywiście zgadzaliśmy się, nie wiedząc co ona zawiera.

Zapraszała mnie, czasami i Tadzia na swoje imieniny, które obchodziła 2 marca. Uczestniczyły w tej uroczystości różne panie. Wśród nich zawsze były panie Zosia Krzysztofowicz i Jadwiga Zbyszewska z górnej Kudowy, to były dalekie krewne, z którymi przyjechały ze Lwowa. Pani Zofia, jako upominek imieninowy , przynosiła kosz pełen kwiatów i warzyw ze swego ogrodu. Pani Helena sama przygotowywała wspaniały tort, kawę podawała w filiżankach przepięknej urody z cieniusieńkiej porcelany, cukier nabierałyśmy srebrnymi łyżeczkami ze srebrnej cukiernicy. Taka zastawa była tylko w tym dniu niezwykłym, dniu imieninowym.
My także zapraszaliśmy panią Helenę do siebie. Chętnie brała udział w imieninach Tadka. Czasami spędzała u nas wieczór wigilijny, gdy nie jechaliśmy do rodziców. Od niej to Tadek dostał wspaniały prezent, „Pana Tadeusza” Mickiewicza oprawionego w skórę, wydanego w roku 1901. W tej chwili książka jest w posiadaniu córki na Nowym Świecie w Warszawie.

Obraz Kazimierza Sichulskiego „Róże” jest w moim domu w Czerwonej Górze. Otrzymałam go po śmierci pani Heleny od kuzyna pani Heleny prof. Huberta.
Zupełnie niespodziewanie, podczas jednych z moich u niej odwiedzin, pani Helena zaczęła smuć piękną opowieść. Pochodziła ze Lwowa, matka ze Zbaraża, miała brata, którego bardzo kochała. Niestety umarł młodo. Lwów swoje miasto rodzinne kochała ponad wszystko. Miała tam swój zakład fotografii artystycznej. Tam również poznała swoja jedyną i największą miłość, ale była już mężatką. Mąż jej był inżynierem, budował mosty, mieszkała z nim w Warszawie. Miłość w tym czasie mieszkała we Lwowie i dlatego wracała tam zawsze przy każdej sposobności, także wtedy, gdy sposobności nie było. Tą jedyną, największą i niepowtarzalna miłością był Kazimierz Sichulski (1879 – 1942) malarz, karykaturzysta, związany swego czasu z Młodą Polską, wybitny pedagog, profesor ASP w Krakowie. Spotykali się także i tam, kiedy on wyjechał ze Lwowa.
Wszystkie obrazy, które zdobiły ściany jej mieszkania, wyszły spod pędzla tego wielkiego artysty. Pani Helena miała do nich wręcz nabożny stosunek. Czasami mówiła, że kiedyś wszystkie  obrazy znajdą się w Muzeum Śląskim we Wrocławiu. …..cdn.

________
GzK:  Serdecznie dziękujemy za kolejną część Wspomnień Kudowskich. Cieszymy się, że możemy uczestniczyć w tych wspomnieniach oraz czuć piękno czasów i Ludzi. Czytamy Pani książki i przesłane wiersze.
Czekamy na spotkanie z Panią w Kudowie – naszym wspólnym miejscu na Ziemi ! 

________

______
Goście w naszym domu cz.XI

Krystyna Rygielska

   Na początek przypomniałam sobie porzekadło : „Gość w dom , Bóg w dom „, i w naszym domu to się sprawdzało. Moi rodzice byli bardzo gościnni i to w przypadku dnia codziennego jak  i kalendarzowych Świąt.
Na co dzień odwiedzała nas pani gospodyni z Jeleniowa, która przywoziła nam świeżutkie masło, jajka, śmietanę, biały ser, a czasami swojską kiełbasę. Pamiętam jak wchodziła do kuchni, stawiała na stole duży, wiklinowy kosz, przykryty białym kawałkiem materiału, odsunęła przykrycie i wyjmowała te wszystkie specjały, ale najgorsze dla mnie było to, jak wyciągała litrowy słoik i mówiła do mnie: Krysiu, dla Ciebie kozie mleko, pij go – to będziesz zdrowa.O zgrozo, jak ja tego nie lubiłam, do dzisiaj pamiętam smak koziego mleka, mdły, lekko słodki  uff, ale trzeba było wypić. Pani gospodyni szybko wychodziła, bo spieszyła się na autobus, ale jak widziałam kozie mleko, to było mi już obojętne, kiedy wyjdzie…..
A inni codzienni goście? To bardzo miła pani Ada, która mieszkała obok naszego mieszkania, pracowała na poczcie, a że nie miała własnych dzieci, to całą miłość przelewała  na nas, zawsze przynosiła nam jakieś łakocie, więc była przez nas bardzo lubianą osobą. Nieraz zaprosiła mnie do swojego mieszkania i dawała mi do zabawy puste słoiczki po rosole w proszku, który bardzo lubiła, tak jak obecnie lubi się chińskie zupki. Czasem rodzice zapraszali ją na niedzielny obiad. Czasami odwiedzał nas pan Biernacki – woźnica Baśki – pocztowego konia, który przynosił nam pyszne jabłka i gruszki ze swojego sadu. Bardzo miła wizyta to była pani Helenki, która pracowała w ekspedycji pocztowej i przynosiła zawsze zaprenumerowane dla nas przez rodziców  czasopisma. Czasem zapukał do nas pan Sieroń – listonosz, który był bardzo serdeczny i lubiany przez wszystkich. Spotykaliśmy też czasem pana Kazia – kontrolera pocztowego, który zawsze wyjeżdżał w niedzielę do Lewina Kłodzkiego, gdzie miał swoich krewnych.
Najwięcej radości sprawiała nam w grudniu  wizyta: aniołków, diabełków, św. Mikołaja, który przyjeżdżał do nas saniami, zaprzężonymi w konie. Byli to nauczyciele ze Szkoły Podstawowej z ul. Buczka ubrani w piękne stroje;  śpiewali kolędy, a diabeł miał widły, którymi nas straszył. Rozdawali nam prezenty, aniołek pogłaskał białym skrzydełkiem  i odjeżdżali do innych dzieci. Długo patrzyłam przez okno, aż znikną pochodnie i sanie w padającym śniegu. Bardzo atrakcyjny był również czas kolędy. Przychodził do nas zawsze ksiądz proboszcz Modest Gajewski, trochę bałam się tego księdza, ale jak już wypytał o modlitwy i zajął się rozmową z rodzicami to byłam spokojniejsza. Ale dlaczego się go bałam?  Bo miał silny,tubalny głos, zwłaszcza jak się śmiał – głos, który roznosił się po całym mieszkaniu. W sumie ksiądz lubił dzieci i na pożegnanie zawsze dawał nam śliczne, religijne obrazki.
 A goście, którzy przyjeżdżali do nas, aby poznać piękną Kudowę? To zazwyczaj nasze ciocie i wujkowie z różnych miejsc w Polsce, z Kielc, z Legnicy, Jaworzna , Gliwic. Bardzo się cieszyłam z takich wizyt, bo wtedy służyłam im jako przewodniczka, prowadziłam ich do parku, do pijalni, nad staw i pokazywałam piękne kwiaty, klomby. Byli zachwyceni Kudową; nawet szłam z nimi do altanki miłości czy do ruchomej szopki, albo do kościoła w Czermnej i Kaplicy Czaszek, ale to już była smutna wizyta. Często towarzyszyli nam rodzice, jeżeli mieli urlop, albo była to niedziela.Wszyscy goście byli bardzo sympatyczni.
 W parku przed Sanatorium POLONIA.  Od lewej: wesoły wujek Miecio , ciocia Dusia , pani Marysia, która pracowała na poczcie i moi rodzice. 
Najczęściej wspominam Wujka Mietka i Ciocię Dusię , ich syna Janusza ze swoją  narzeczoną Inką a to m.in. z powodu niesamowicie wesołego Wujka Mietka, który umiał bawić się z dziećmi. Zwykły pluszowy miś był dla niego wystarczającym elementem zabawy, mówił do niego, robił śmieszne miny i to wystarczyło, żeby rozśmieszyć nas do rozpuku.
Na ławeczce w parku.  Od lewej:  ja, ciocia Marysia, moja siostrzyczka Ela i ciocia Danka. Ciocie przyjechały z Legnicy.
Ciocia Danusia i Ciocia Marysia, siostry mojego tatusia bardzo dużo wędrowały po górach i opowiadały nam o swoich przygodach. Pewnego razu przyjechała do nas Ciocia Zosia z Gliwic, chciała się widzieć z moją mamusią a nie miała zbyt dużo czasu.  Mamusia była wtedy w ogródku na górnej Kudowie, więc ja podziałałam jak obecny telefon komórkowy i pomaszerowałam do ogródka , żeby ją o tym powiadomić. Musiałam dobrze maszerować, bo w jedną stronę szło się około pół godziny. Wróciłyśmy razem z mamusią, a ciocia Zosia cierpliwie czekała – zadanie moje zostało spełnione.
 Czasem zapełniały się pokoje gościnne na II piętrze, tam spędzali urlop zazwyczaj pracownicy pocztowi z Wrocławia, i innych miast Polski. Poznawałam nowych gości, a że należałam do odważnych dzieci, więc szybko nawiązywałam kontakt i jak nadchodziły wakacje, to pytałam tatusia, kto w tym roku przyjedzie. Najczęściej przyjeżdżał Jacek z rodzicami, z nim bawiliśmy się najładniej. Ja nie lubiłam opuszczać swojego domu i wyjeżdżać gdziekolwiek. Rodzice chcieli zrobić mi przyjemność i wysłali mnie na kolonie do Bukowiny Sycowskiej, zorganizowane dla pracowników poczty. Były to najdłuższe kolonie na świecie dla mnie, po prostu tęskniłam za domem i tkwi to we mnie do tej pory. Krystyna Rygielska.
Moja 70 -tka – dla przybliżenia rzeczywistości


_______
GzK: Pani Krystyno, dziękujemy za piękne wspomnienia. Kawał pięknej historii! Podobnie, jak Pani – wspominamy Ks. Modesta Gajewskiego i innych. I pomyśleć, że tyle czasu minęło, a wydaje się, że to tak niedawno. Dlatego nasuwa się refleksja: jeteśmy tu (na Ziemi) na chwilkę, ale możemy pozostawić dużo, albo nie pozostawić nic. Pani – pozostawia piękną historię.
Gratulujemy!!!
Następnym razem czekamy na odwiedziny w Kudowie. 

_______

 

 

____*____
Listy do Kudowy

 

Kudowa mnie woła…..

Magdalena Maksymowicz – 30.05.2020r.

   

Ja mieszkanka Śląska, kiedy zbliża się miesiąc maj, marzę już o wyjeździe do malowniczej Kudowy.

Od prawie 20 lat co roku tutaj przybywam. Piękno przyrody mnie urzeka. Czysta zieleń, kolorowe rododendrony…..Kudowa napaja mnie spokojem, tutaj ładuję swój ,,akumulator”. Tutaj też spotkałam dużo wartościowych ludzi, najczęściej gdy siedziałam sobie w parku na ławeczce. Niektóre znajomości utrzymuję do dzisiejszego dnia. Będąc w w Kudowie dużo spaceruję – podziwiam ten piękny świat i o dziwo tutaj nogi mnie nie bolą; jestem pełna energii, po prostu chce mi się żyć. W miesiącu wrześniu malownicza Kudowa też ma swój urok. To jest po prostu mój azyl. Moim zdaniem każdy człowiek powinien od czasu do czasu zatrzymać się, spojrzeć na piękno tego świata i nim się zachwycić.
Przecież piękna jest nasza Polska cała.
Magdalena ze Śląska. 

 

_____*_____

KUDOWIANIE W MISJACH POKOJOWYCH ONZ

         29 maja obchodzony jest w świecie  Dzień Weterana Uczestnika Misji Pokojowych ONZ. Polska uczestniczy w wojskowych misjach międzynarodowych od 1953, wtedy to na półwysep koreański wyjechało 391 osób polskiego personelu wojskowego dla ochrony pokoju po trzyletniej wojnie koreańskiej. Od 1973r Polacy biorą udział w licznych misjach wojskowych ONZ na całym świecie, niektórzy stracili życie. W 2003r Sekretarz Generalny ONZ  Kofi Annan wystosował  uroczyste Posłanie  wyrażając uznanie Polakom za udział w misjach. Wsród polskich żołnierzy  uczestników misji znaleźli się mieszkańcy Kudowy-Zdroju: Jan Ogonowski, Leszek Bigosiński, Marek Omelko, Edward Janiak i Tomasz Wiewióra. Służyli w trudnych misjach na Synaju, w Egipcie, Libanie, Syrii i w Afganistranie. Uczestnicy tych misji i operacji wojskowych zrzeszeni są w Stowarzyszeniu Kombatantów Misji Pokojowych ONZ, którego Prezesem jest gen.bryg. dr Stanisław Woźniak.

Z okazji Dnia Weterana miło nam przesłać
wyrazy wielkiego szacunku  wszystkim kudowskim uczestnikom Misji Pokojowych ONZ .

Kudowa jest z Was dumna!
Życzymy Wam – Żołnierzom Pokoju zdrowia i poczucia wykonania wielkiego zadania
w tym trudnym i skonfliktowanym świecie.

Niech świadomość udziału w tych Misjach umacnia Was i niech wejdzie trwale do wielkich wartości naszego miasta i kraju.

Zarząd Stowarzyszenia Obywatelska Kudowa-OK
z Członkami, Rodzinami i Sympatykami

 

*
_____
W tym tygodniu 1 czerwca obchodziliśmy Dzień Dziecka

 

Kochane Dzieci, z okazji Waszego Święta,

   Stowarzyszenie  Obywatelska Kudowa – OK składa Wam
najserdeczniejsze życzenia: miłości, spełnienia Waszych najskrytszych marzeń, realizacji celów w przyszłości….
Wyrastajcie na dobrych Ludzi z Wielkim Sercem!

 

____*____
Twórczość pandemiana

***
Stanisława Łowińska – POWRÓT z tomiku ,,Leśne poziomki”

***
Bronisław MJK

Coś ci powiem

Dotąd przez 82 lata
a jest już 2020
świat i ja szliśmy razem
czasami wyskakiwałem
krok do przodu.
Wtedy brał mnie za łeb
traktował mnie jak głupka
i wciągał do siebie.
Teraz on się wyrywa
jakiś niesforny
robi się niedojrzały
po co on się tak wyrywa ?
w nieznane
czy to mój świat?
Teraz widzę, że idę z głupkiem 

 


Helena zd. Gałaszewska – Gdzie szukać prawdy 

***
Maciej M. 

MIASTO

mydłem chciałem umyć całe miasto
obmyć jego nogi
ucałować brzuch i pępek
kopyta i rogi

smog nie jest złowrogi
to przyjaciel boga
dymią sobie bestrosko
gdy gnębi ich żałoba

po betonie, asfalcie i lampach
po szybach i elewacjach
bo trawa obrasta te kłamstwa
niczym święta racja [….]

chciałem umyć mydło od udręki
więc umyłem je ręką od ręki
i tyle tu z naszej piosenki czystości
chciałem ją umyć z oczywistości

__________
Stowarzyszenie ,,Obywatelska Kudowa” 
Adres: 57-350 Kudowa-Zdrój, ul. Słoneczna 11a
mail:marta.midor.burak@gmail.com
tel: 793030702