Wspomnienia Pani Zenony – część VI

_____________________________

GzK: V część wspomnień znajduje się w linku: Wspomnienia Kudowskie Pani Zenony – część V

.

_____*_____
c.d……. Postanowiliśmy się pobrać.

 

 Wyjaśniła się jeszcze jedna sprawa, która mnie ucieszyła. Wspominałam, że wiosną wydawało mi się, że uczucia Tadka oziębły. Jesienią opowiedział mi, że wcześniej wysłał list do rodziny pisząc, że poznał dziewczynę, z którą chciałby się ożenić, ale jest pewna przeszkoda, bo ona nie chodzi do kościoła. Odpowiedź przyszła natychmiast:  „Broń Boże, abyś się z taką osobą żenił”. Ta moja radość wynikała właśnie z tego, że przekonałam się, iż nawet zakaz rodziny nie ma już wpływu na jego postanowienie.

Ślub miał się odbyć 2 stycznia 1954r., a skromne przyjęcie weselne w domu, czyli szkole. W dzień przed ślubem miała przyjechać rodzina. Nie zapowiedziała swego przyjazdu rodzina Tadka, gdyż ślub cywilny nie był przez nich uznawany. Natomiast najbliższa rodzina mamy chętnie przyjęła zaproszenie, gdyż sami byli osobami laicyzującymi się.

Spodziewaliśmy się ich przyjazdu wieczorem, w przeddzień ślubu, na stacji Kulin. Pogoda była iście „syberyjska”, wielki śnieg i ponad 20 stopni mrozu. Dlatego na półtorej godziny przed przyjazdem pociągu wyruszyliśmy sańmi pani Gierackiej,  zaprzężonymi w dwa  silne konie, ku stacji. Droga była niesamowita, konie zapadały się w śniegu po brzuchy i nie chciały iść dalej, a tu zbliżała się godzina przyjazdu pociągu. Będąc w połowie drogi usłyszeliśmy przeciągły gwizd lokomotywy, która dojeżdżała do przystanku, a następnie powoli zaczęła oddalać się w kierunku Kudowy. Potem nastąpiła cisza, a po niej przeciągłe wołania” hop. hop”. My w odpowiedzi ponaglaliśmy konie, a dzwoneczki przytroczone do końskich szyi odpowiadały „dzyń, dzyń”. Wreszcie spotkaliśmy się. Droga powrotna była już wspaniała, jechaliśmy z góry.

Ślub Zenony i Tadeusza Dołęgowskiego – 2 styczeń 2954r. 

Ślub odbył się 2 stycznia 1954r. o godz. 11,00. Ja miałam lat 18, Tadek 25. Ślubu udzielał nam sekretarz Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Kudowie Zdroju pan Zbigniew Heliński. Naszymi świadkami była Stefa Pospiszyl i Tadeusz Pluta. Byłam ubrana w niebieską sukienkę, uszytą i przywiezioną przez  wujenkę Władzię. Tadkowi brązowy garnitur szył wspaniały kudowski krawiec, pan Folusiak. Zdjęcie wykonał jedyny w tym czasie w Kudowie Zdroju fotograf, pan Zygmunt Gałecki.

Powstał ten sam problem co dnia poprzedniego, jak dotrzemy ze ślubu do Gołaczowa. Chodziło zarówno o gości weselnych, jak i przywóz wszystkich wiktuałów weselnych, które przygotowywała pani Basia (późniejsza żona lekarza dentysty Zbigniewa Dobruckiego), kierowniczka kuchni sanatorium „Polonia”. Jedyna taksówka pana Antoniego Kotarskiego, jaka w tym czasie kursowała w Kudowie, jak również samochody osobowe uzdrowiska, nie wchodziły w rachubę. Kierowcy uzdrowiska uznali, że tylko ciężarowy Renault jest w stanie podjechać pod gołaczowską górę. Zdecydowano, że goście weselni, orkiestra i cała reszta pojadą samochodem ciężarowym, kierowanym przez Romana Nedbala. Nie obyło się bez niespodzianek, za jednym z zakrętów goście musieli wziąć za łopaty i odgarniać śnieg. Wreszcie dotarliśmy, orkiestra pod batutą Maćka Matuszaka i głównego solisty Jerzego Serycha grała do białego rana.

Po południu mieliśmy niespodziewanych gości. Otóż pracownicy Uzdrowiska, przyjaciele Tadka, urządzili kulig z myślą, aby odwiedzić nowożeńców. Gościna, śpiewy i muzyka rozbrzmiewały do późnych godzin. Dobrze, że droga była już w miarę przetarta.
.

Mama z wnuczętami Hanią i Mirkiem, ze mną i Tadkiem czerwiec 1954

 

Pożegnanie Gołaczowa

Dni, tygodnie i miesiące od stycznia do czerwca, kiedy to wyprowadziłam się na zawsze do mojego Gołaczowa, były podobne jak dotychczas. Różnica polegała na tym, że częściej bywałam w Kudowie. To były miłe, radosne i szczęśliwe dni. Wieczory spędzaliśmy na wieczorkach tanecznych. Uczestniczyliśmy w kuligach organizowanych przez ZMP, przeważnie do Karłowa. Konie ciągnęły sanie,(konie ze strażnicy WOP) rzucaliśmy śnieżkami, robiliśmy „orły”, zmęczeni ale szczęśliwi wracaliśmy późnym popołudniem do domu. Wiosną spacerowaliśmy po parku zdrojowym.

   Oficjalna uroczystość odbyła się w klasie. Wszystkie dzieci otrzymały świadectwa, najlepiej uczące się cieszyły się dodatkowo nagrodami książkowymi. Przemawiałam, żegnając wszystkich ze łzami w oczach. Dziękowały dzieci i rodzice a potem był występ i wspólne zdjęcie. Pan Zygmunt Gałecki, wspaniały kudowski fotograf, nie bacząc na trudy, przyjechał z Kudowy na nasza uroczystość, aby zrobić nam to jedyne i niepowtarzalne zdjęcie. Rodzice zaprosili nas wszystkich na poczęstunek. Okazało się, że znacznie wcześniej doskonale zorganizowali się i każda rodzina przyniosła ze sobą przygotowaną potrawę. W ten sposób na stołach znalazły się bigosy, sałatki, pierogi, bliny, wędliny i przeróżne ciasta, a ponieważ mieszkańcy byli z różnych stron Polski, a także z Kresów, to przyniesione potrawy miały niepowtarzalne smaki.

Na tym się nie skończyło, wieczorem rodzice, tym razem tylko dla dorosłych, zorganizowali wielką zabawę.
Na początku lipca przeniosłam się do męża.
Długo, jeszcze bardzo długo odwiedzali mnie mieszkańcy Gołaczowa. Pewnego dnia przyszła pani Frącowa z serem i osełką masła. Byłam zdziwiona i zaskoczona, a ona krótko i stanowczo powiedziała: ”Przyniosłam, ponieważ przez całą jesień, wiosnę i lato wypasałam krowy na pani łące”. Wtedy przypomniałam sobie o „mojej” gołaczowskiej własności. Serdecznie się uśmiałam. (c.d.n.)

Zakończenie roku szkolnego czerwiec 1954